~4~

822 39 2
                                    

~Rok 2011~

Siedziałam z Henrym na gorze.
-A czy Ty masz marzenie?-zapytałam.
-Nie... nie sadze. Mi jest tu dobrze. Nie rozumiem czemu uciekasz.
-Bo mój ojciec jest tyranem bez uczuć.
-Dobrze rządzi.
-Ale nie znasz go naprawdę.
Usłyszałam przeładowanie broni.
Za nami.
Poczułam zimny spust pistoletu.
-Witaj kochana. Jak masz na imie słodka?
Henry wstał i zasłonił mnie.
-Zostawcie ją. Ona jest dzieckiem. -wstałam i chwyciłam go za ramie.
On tylko na mnie spojrzał i kiwnal glowa.
-Czego byście chcieli panowie?-umiechnelam sie do nich.
-Czemu takie maleństwo jest na wojnie?
-Nie jestem maleństwem! Umiem sie bronić.
-Zaraz zobaczymy.
Jeden z mężczyzn wycelowal w nas pistoletem.
Sekundę potem znalazłam sie przed Henrym z nabojem który wystrzelil, miedzy palcami dłoni.
-Jak Ty to...?!-moje kocie oczy świeciły ognistym blaskiem.
-To teraz ja-gdy sie uśmiechnęłam mężczyźni zaczęli uciekać.
Pare chwil potem spadali martwi z góry.
-Nie spodziewał bym sie tego po Tobie...-Henry był pełen podziwu.
-Wiem. Nikt by sie nie spodziewał.-poscilam mu oczko.
-Mam pomysł. Dołączymy do wojska?-wskazał grupe ludzi i mego ojca na czele.
-Dobrze... skaczemy?
-Spoko... CZEKAJ! CO?!-pociagnelam go za kaptur i zaczęliśmy spadać.
-BELLA!! CO CI ODBIŁO?!
-Zawsze chciałam to zrobic!!- Wyciągnęłam sztylet.
Z rękojeścią wysunął sie łańcuch z ostrzem na końcu.
Ostrze zaczepiłam w boku góry i zjeżdżalismy po łańcuchu.
-Bella!! Jestes chora!!- Henry był przerażony.
-Tylko troche!-zaczęłam sie śmiać.
Wylądowaliśmy.
-No, droga ksiezniczko. Masz przechlapane.-Henry zaczął mnie gonić i łaskotac.
-NIE!! STOP!!-krzyczałam przez łzy ze smiechu.
Uciekłam przed nim w stronę naszej armii.
Zatrzymałam sie.
Usłyszałam łamanie patyka a staliśmy w miejscu.
-Henry...-szeptalam-...WIEJ!!-zza krzaków wybiegły dwa cyklopy.
Wybieglismy z lasu a za nami biegły dwa cyklopy.
-OJCZE!!-krzyknęlam.
Król spojrzał na mnie i strzelił w cyklopa który dorwalby Henrego.-A teraz...-cyklop pociągnął mnie za nogę i wywalił w las.
Usłyszałam krzyk Henrego ale wszystko widziałam prze mgle.
Byłam zupełnie ogłuszona.
Pierwszy raz ktos cisnął mną o ziemie.
Po chwili odzyskałam wzrok i panowalma nad ciałem.
Moje rany sie zagoily ale leżałam w plamie krwi.
-O matko boska...
-BELLAAA!!-to był głos Henrego. Był daleko.
Po sekundzie byłam za przed cyklopem który trzymał chłopaka za nogi.
-Posc go!! Masz go zostawić!!-w tym momencie wiatr zwiał mi z oczu grzywkę.
Henry był przerażony a cyklopowi zrobiło sie całe białe oko i puścił Henrego
Podbiegł do mnie.
-Co to...?! Jak...?! Twoje oczy!!
-Chyba mam tak od zawsze...- patrzyłam zszokowana na cyklopa.
-Brawo kochanie!!-usłyszałam głos ojca.
Krew sie we mnie gotowała.
Spojrzałam w lewo.
Stała tam armia.
Ktos celował do mojego ojca.
-TATO!! Uważaj!!-król obejrzał sie i uniknął pocisku.
-Uffff...-odetchnęłam. Niestety dostał żołnierz który był za nim.-O matko!!-podbiegam- Nic Tobie sie nie stało?!
-To tylko przedramie. Nic takiego.-mówił zdecydowanie ale widac było, ze pobladl.
-ATAK!!-krzyknął król.
Cała armia przebiegła mi przed nosem a ja tylko patrzyłam tępo w dal. Podrzedl do mnie
Henry. Spojrzał mi w oczy.

~Perspektywa Henrego~

Jej oczy były puste.
Nie miały juz swojego zapału i blasku.
Były takie zamrożone.
Ta wesoła dziewczyna gdzieś znikła.
Była przerażona.
Jej biała skóra zrobiła sie prawie przezroczysta.
Potrzasnąlem nią.
Nie zareagowała.
Spojrzałem w stronę w którą patrzyła.
Widziałem tam mężczyznę.
Poruszał ustami.
Chyba mówił lecz nic nie słyszałem.

~Perspektywa Belli~

-Ten koszmar sie niedługo skończy. Takie bezbronne stworzenie juz nie bedzie nikomu zawadzalo. -to były jego jedyne słowa ale wypowiedziane w sposób nieczuły i suchy.
Nie byłam w stanie sie ruszyć a wokół mnie była szyba.
Byłam w jakiejs bance.
Nie mogłam wyjsc.
Płakałam i uderzylam pięściami w szybę.
Spojrzałam na moje ręce i ciało.
Bylam dzieckiem.
Bezbronnymi dzieciakiem.
Nie mogłam nic zrobic.
Upadam na kolana i schowałas twarz w dłonie.
Po rękach splywaly mi łzy.
-Jestes silna. Nie jestes juz dzieckiem.- powiedziałam sama do siebie co mnie uspokoiło.
Wstałam. Zaczęłam uderzac w tą bańkę z całej siły.
-Ja nie jestem juz bezbronna!!- Bańka pękła. -Ja umiem walczyc.
Wróciłam do rzeczywistości i zobaczyłam sie na środku pola bitwy w moją stronę biegły dwie armie. Sztylet trzymałam w ręku. Zamienił sie w dwie szpady.
-Czyli wojna to nie koniec tego zycia.

Hello :) nie zgadniecie. Pislam to tydzien!! Nie miałam weny XD ale znalazłam i jest ok. Teraz musze tylko zając sie reszta ksiazki. Strasznie poplątałam akcje ;-; mózg mi sie lansuje ;-;
Pozdrawiam Was. Papaaaaaaaaa!! :*

Sprawiedliwość||KuroshitsujiWhere stories live. Discover now