~3~

825 35 1
                                    

~Rok 2011~

Dzis jedziemy na wojnę. Tyle istot bedzie walczyło ze mną ramie w ramie i prawdopodobnie zginie.

Z rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos.
-Witaj Bello- to była Alis, lecz nie taka jaką znam.
Była barana w zbroję i miała przy sobie włócznie zakończoną na obu końcach ostrzami.
-Alis... nie mówiłas mi, ze tez tam wyruszysz!!-byłam zła- Jestes moją służącą ale nie chce by cos Ci sie stało.
-Bello... ja jestem doświadczona i tak jak Ty szybko sie regeneruje.
-Nie! Nie pozwalam Ci ze mną jechać.
-Wybacz skarbie, dostałam rozkaz.
-C-co?- moje oczy zrobiły sie szkliste. Nie chciałam plakac. Nie warto przelewać łez. Powstrzymalam sie.
Do pokoju wszedl żołnierz.
-Musimy ruszać, wasza wysokość.
-Dobrze. Chodźmy.
Nie byłam ubrana w zbroję.
Miałam na sobie skórzany, czarny, obcisły kombinezon.

Wojna to okropna rzecz.
Wbiegaliśmy do wiosek i zabijalismy niewinne istoty.

Weszłam do pokoju w którym była kobieta. Rzuciłam sztyletem który po drodze przekrztałcił sie w bumerang i przecial kobiecie głowę na pol.
Juz miałam wychodzić gdy usłyszałam płacz dzicka.
Obejrzalam sie i zobaczyłam niemowlę. Patrzyłam przerażona.
Mam zabić to niewinne i nieświadome dziecko?! Nie moge go zabić ale gdy tego nie zrobie ono umrze. Prędzej czy pózniej.
Oparlam sie o kolyskę i zaczęłam łkac.
Poczułam dłoń na moich plecach.
To był jakiś żołnierz.
Pogłaskał mnie po głowie.
Zobaczyłam, ze trzyma mały sztylet. Chciałam go powstrzymać ale za pozno.
Wbił to od dołu w kolyskę i zobaczyłam jak ostrze przeszywa dziecko na wylot.
Twarz dziecka była wykrzywiona w grymasie bólu.
Nie mogłam patrzec.
Wybieglam z domu oparłam sie plecami o ścianę domu.
-Czemu placzesz?- zapytał mnie nieznajomy głos.
-Jest wojna. Mam skakać z radości?!-spojrzałam na chlopaka w moim wieku.
-Nie ale...
- Ile Ty masz lat?! Kto Ciebie puścił na wojnę?!-myślałam, ze sie rozkleję. Chciałam go jak najrzybciej stad zabrać.
-Spokojnie. Mam co prawda 12 lat ale sam sie zgłosiłem do udziału w tym wszystkim.
-Czy Ty jestes chory?! Chodź ze mna. Zaraz zabiorę Ciebie do domu.
-Nie!! Chce zostać i za nas walczyć!!-spojrzałam na niego jak na głupka.
Po chwili zrozumiałam go.
Patrzyłam mu prosto w oczy.
-Kogo straciłeś?-jego oczy momentalnie sie zaszklily.
-Moj ojciec miał jechać na te wojnę ale miał okropny wypadek.-chłopak sie rozkleil.
Przytuliłam go. Tak jak mnie kiedys Alis.
Chłopak płakał ale odwzajemnil uścisk.
-No juz... spokojnie. On jest teraz w duzo lepszym miejscu.
-A gdzie ma byc?!- Chłopak sie odsunął odemnie i wykrzyczał w twarz.
-Nie na wojnie.- chłopak sie upokoil. Pierwszy raz wiedzialm jak mam sie zachować.
Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Wyciągnęłam do niego reke.
-Miło mi Ciebie poznac, partnerze. Mam na imie Bella.
-Henry.- chłopak uśmiechnął sie szeroko.
Widac było zeby ostre jak brzytwy.

-Pieknie. Zgubiliśmy nasze wojsko.-Henry był zdenerwowany.
-Spokojnie.-uśmiechnęłam sie- Znajdziemy ich.
Nie mogą sie nigdzie ruszyć bezemnie.
-Czemu tak myslisz?-widac, ze go rozbawiłam.
-A myslisz, ze ruszyli by dalej bez swojej najlepszej broni i do tego córki króla?
-Czekaj. Stop. Ty jestes córka króla?!
-Tak. Nie wiedziales?
-Nie. W życiu nie słyszałem, ze on ma córkę!!
-Hmmmm... ciekawe. Przeciez podobno zrobiono o mnie niezły hałas.
-To pewnie poprostu ta informacja nie wychodziła z zamku.
-I to pewnie dlatego nie mogłam wychodzić do miasta... czyli jednak on nie chce zostawić korony!! Nie zamierza mi jej przekazać!!-byłam wściekła ale tez szczęśliwa.
-Patrz wojsko!!-Henry zaczal biec w ich stronę a ja za nim.
Spostrzegłam cos.
Szepnelam mu do ucha.
-Henry. Spójrz w lewo. To jest nasze wojsko. Ci tutaj mają inne mundury!
-Co?!-szepnął troche za głośno bo dwójka żołnierzy na nas spojrzała. Po chwili wszyscy juz na nas patrzyli.
-Henry... chyba musimy wiać!!-Bieglismy w stronę naszego wojska i tym samym pobiegła za nami tamto wojsko. -Szybko!! Zaraz bedziemy!! -spojrzałam na nasz oddział... który wcale nie był nasz!!
Pociagnelam Henrego za kołnierz i teraz atakowani nas z dwóch stron.
Bieglismy przez pole aż zobaczyliśmy wielką przepaść.
-Bello nie uda nam sie!!
-Uda sie!! Obiecuje!!
Byliśmy przykrawedzi. Skoczylismy lecz na  moje nieszczęście poslizgnelam sie.
Henry trzymał sie krawędzi brzegu a ja byłam troche niżej na ścianie.
Wszedł i podał mi reke.
-Nie dosięgnie!-krzyknęlam.
-Wspinaj sie!! Szybko!-zaczęłam sie wspinać. Było trudno.
Byłam blisko gdy poczułam, ze to na czym mialm nogę miało sie ukryszyc.
Skończyłam i w ostatnim momencie Henry chwycił mnie za reke.
-Trzymaj sie!!
-Nie zamierzam sie puscic!!- popatrzyłam za siebie.
Wojska miały nas dogonić ale biegli za nami. Na oko 50 żołnierzy gdyż reszta walczyła.
Wczlapalm sie do góry i znow uciekliśmy.
Henry krwawił.
-Twoje ramie!!-wystraszyłam sie.
-To tylko rysa.
-Na pol ręki!! Tak, pewnie, tylko rysa!!

Zgubiliśmy ich.
Wkoncu.
Wyjęłam z kieszonki na moim pasie bandaż, gazę i wodę utlenioną.
Oczyscilam mu ranę i opatrzylam.
-Dzieki...-widac, ze był zawstydzony.
-Nie ma za co. Chodźmy. Z tamtej góry bedzie widac nasze wojsko.
-No to jazda.- uśmiechnął sie szeroko.
Szliśmy sobie spacerkiem rozmawiając. Było mi bardzo dobrze.
Nigdy nie mialm kolegi.
Dojście na gore było nie łatwe. Wspinaczka to nie jest moje życie. Oczywiście pomagał mi Henry.

-Doszliśmy!!-powiedziałam uradowana.
-Moze odpoczniemy?
-Tak. Ja tez sie zmęczyłam.
-Chciałbym przeczekać tutaj całą wojnę.
-Tak... ja tez.- zdałam sobie sprawę czego chce.
Chce uciec z piekła.
Z tego swiata i nigdy tu nie wrócić.
To było jedyne czego pragnelam.
Tyle lat i tyle przepuszczonych okazji. Następnej nie zmarnuję.
Mogłabym uciec juz teraz lecz nie chce zostawiać Henrego samego.
-Herny. W przyszłości ucieknę stąd. Obiecuje.
-Czemu? Nie jest tu zle.- nie był zadowolony.
-Mi jest. Bardzo. Od dzieciństwa mialm tylko jedna osobę która mnie wspierała. Zacznę nowe życie. Napewno. Kiedys...
-Piekne marzenie... czy uda Ci sie je spielnic?
-Musi sie udać...

A teraz 12 dni obozu!! Zabiorę telefon. To oczywiste ale podobno bedzie tam słaby zasięg. Trudno sie mowi. Jakoś bede musial wchodzić na Wattpada i Messengera nie? Bez telefonu nie przeżyje!! Nie miałabym z nikim kontaktu!! Straszneee!! Ten kto tez by nie przeżył bez telefonu i kontaktu z ludzi niech postawi w komentarzu wirtualny znicz. [*]

Sprawiedliwość||KuroshitsujiWhere stories live. Discover now