#11

593 42 1
                                    

~rok 1888, Londyn~

Wybieglam uradowana ze swojego pokoju i zjechalam po poręczy na dol.
Oczywiscie wszystko oglądali posłańcy królowej.
Jak sie ciesze!!
Wkoncu opuszczę to okropne miejsce.
Nie mogłam uwierzyć.
Przy powozów czakali juz Ciel i inni.
Ciel i Sebastian wsiedli do środka.
-Żegnam Was- pomachalam jeszcze tylko służbie i wskoczylam do wozu.
Patrzyłam szczęśliwa jak to miejsce znika za drzwiami.
-Nawet nie wiecie jak sie ciesze- Myslalam, ze popuszczę ze szczęścia.
-Widac.- Ciel spojrzał sie na mnie.
-Drętwy jestes.-popatrzyłam na niego słodko.
-Nie jestem dretwy!
-Jestes jestes.
-Nie znasz mnie i mojej przyszłości.
-Ty tez nie znasz ani mnie any mojej przeszłości. Nie mam dokumentów. Nikt mnie nie zna- uśmiechnęłam sie do niego szeroko.
Odwrócił wzrok.
Czyżby strzelił mi tu focha??
Sebastan sie uśmiechnął wiec tak... ma focha.
-Co zamierza panienka robic u królowej??
-Bede sie byczyc całymi dniami.
Położyłam nogi na siedzenie naprzeciwko.
-Tak nie wypada.-Sebastian syknol na mnie.
Ustawiłam sie tak jak mi kazał.
Oni musieliby sie troche rozluznic.
Są strasznie dretwi i nudni.
Jak ja z nimi wytrzymywalam?
Sama nie wiem.
-To tutaj.- Ciel uraczyl mnie tą ważną dla mnie informacją.
Przykleilam twarz do szyby i patrzyłam co sie dzieje.
Jaaaaakie to wielgasne!!
-Niesamowite.
Moze jednak sobie troche wposiedze u tej królowej zanim ucieknę.
To było ogromne.
Dawno nie widziałam takich budowli.
Było dwa razy większe od mojego zamku.
Zatrzymalismy sie.

Krótko i na temat. Dobranoc :*

Sprawiedliwość||KuroshitsujiTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon