#8

707 44 4
                                    

~rok 1888, Londyn~

Siedziałam w swoim pokoju bo jakieś dziecko zakazało mi z niego wychodzić. Byłam na niego wściekła.
-Po co mam tu siedzieć?!
Ten brak odpowiedzi był irytujący.
Po dłuuuugim oczekiwaniu wkońcu ktos do mnie przyszedł.
Do pokoju weszła pokojówka mojego wzrostu.
-W-witam panienkę.- dygotała. Patrzyła na mnie przerażonych wzrokiem.
Wstałam i do niej podeszłam.
-Czy Ty sie mnie boisz?-a jednak.
Klapnelam sie zrezygnowana na łóżko.
-A jednak sie mnie boisz... nie dziwie Ci sie. To zrozumiałe... ale pamiętaj, że jestem po Twojej stronie.
Nic nie odpowiedziała.
Wyglądała jakby właśnie podejmowała życiową decyzje.
-Po co tu przyszłaś? Tylko z cherbatą?? Jezeli tak to mozesz ją zabrać. Nie ufam tutaj nikomu.
-Przykro mi z Twojego powodu...-spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Ciekawe...
-Jesteś dzieckiem. Myślałam, ze będę miała doczynienia z dorosłą kobietą...
-Ta...
-Wiem, że myślisz, że to dobre ale ognia ogniem nie pokonasz...
-Napewno?? Posłuchaj. Wybiję  wszystkich szkodzących innym Wy nie musicie sie mnie obawiać aż wkoncu zostanę tylko ja uważana za morderczynię i bede mogła stąd uciec.
Proste...-chyba troche sie wystraszyła bo zrobiła krok do wyjścia.
-Czyli nie chcesz cherbaty?
-Nie. Mozesz wyjsc. Wróć jezeli bedziesz czegoś chciała.
Dziewczyna wyszła.
Nie usłyszałam przekluczania klucza.
-Wkoncu!
Wyszłam z pokoju i pobiegłam korytarzem.
-Elisabeth!!!!
Nikogo nie usłyszałam.
-Czy jest ktoś w tym...
Nie powiedziałam wiecej bo ktoś zatkał mi usta.
Zaczęłam sie szarpać ile wlezie.
Spojrzałam na postać za mną.
To był ten kamerdyner.
-Mpfh-tyle dałam radę z siebie wyrzucić.
Zabrał dlon z moich ust.
-Wiec... mówiłeś, ze Ciel wie, ze przyjdę!!
-Nie krzycz. Panicz ma gościa. Lepiej by mnie nie zauważono.
-I teraz mam Tobie pomagać?!
-Spokojnie. Zaprowadze Cie do jego gabinetu.
-No to dalej.
Szliśmy do jego gabinetu w ciszy.
Nikt nic nie mówił.
Ciekawe nie?
-To te drzwi. Teraz jednak mu nie przeszkadzaj gdyż ma gościa.
-Walić to. Ja musze sie czegoś dowiedzieć.
Sebastian próbował mnie zatrzymać ale podeszłam do drzwi iotworzyłam je na oścież.
-Witam.
W środku zobaczyłam... cos.
Nie mogłam rozpoznać czy to mężczyzna czy kobieta.
-Nie przeszkadzaj.
To mężczyzna zdecydowanie mężczyzna!!
To cos miało dłuuuugie czerwone włosy i makijaż na twarzy.
-O matko boska!-odskoczylam do tylu.
Ciel sie chyba uśmiechnął sam do siebie ale odwrócił głowę.
-Mowlem abyś nam nie przeszkadzała. Stop!! Kim Ty jestes?
-Miło mi. Bella. A Ty to kto??
-Jestem Shinigami Grell.
-Shinigami?!
-Tak tak. A teraz zostaw nas samych bo mamy tu ważny powód. Wiec Ciel. Żądam mojej zapłaty!! Gdzie jest mój Sebastian?!
- Nie wiem poszedł gdzieś...-Ciel był chyba bardziej przejęty moją obecnością niz tym czerwonym czymś.
-W takim razie poczekam tu na niego.
Grell usiadł na fotelu.
-Grell!! Idź...
-Przepraszam.- oparłam sie łokciami o biurko Ciela. - Ja tez mam pewną sprawę do wyjaśnienia.

Tia. Krótko ale jednak :)
Papa :*

Sprawiedliwość||KuroshitsujiWhere stories live. Discover now