Rozdział 4

504 77 51
                                    

Pete od razu rzucił mu karcące spojrzenie, co wywołało kolejną dawką śmiechu.

-Cmokaj się Ross. Trick uważa, że wyglądam uroczo - Mruknął z dumą sprawiając, że Ryan musiał zagryźć wargi. Grupka typowych sportowców przyglądała im się dziwnie.

-Zawsze potrafisz poprawić mój dzień - Ruszyli razem pod salę gdzie Ryan miał lekcje. Po drodze zdążył pięć razy pożałować wyboru ubrania i podwinąć do końca rękawy. W uczelni było niesamowicie gorąco. Jego przyjaciel za to szedł całkowicie uśmiechnięty od ucha do ucha w pieprzonym tank topie.



Już pierwszy wykład z analizy form muzycznych zaczynał się cholernie nudnie. Zazwyczaj Ryan chociażby starał się słuchać, ale to był jeden z przedmiotów który przerabiał razem z Brendonem gdy on to miał. Więc teraz siedział znudzony patrząc to na tablice, to na okno i czekając aż pół godziny jakoś zleci. Bogu dzięki tylko tyle trwały te zajęcia. Gdyby nie sprawdzana obecność, na pewno leżałby jeszcze w łóżku. No dobra, miał gdzieś obecność. Gdyby nie Urie...  Po paru minutach postanowił, że się prześpi więc oparł się w miarę wygodnie o blat i przymknął oczy. Niestety nie dane mu było zasnąć, bo dziewczyna siedząca obok postanowiła zagadać. Ugh.

-Znowu nie uważasz? - Spytała z "miłym" uśmieszkiem. Ryan spojrzał w jej zimnolodowate oczy i poczuł ciarki na plecach. 

-Przerabiałem to już 

-Ze swoim chłopakiem? - Podniósł się patrząc na nią i marszcząc brwi. Po co tak dopytywała? Życie miała nudne?

-Ta. Skończył dokładnie ten kierunek więc dzięki niemu co nieco wiem - Ponownie ułożył się mając nadzieję, że dziewczyna przerwie i skupi się na tej cholernej lekcji. 

-Ma na imię Brandon, prawda? Mignął mi się kiedyś przed szkołą jak cię przywoził. Ładny ma samochód. A potem widziałam go na tablo. Tak w ogóle to jestem Sarah. - Szatyn uniósł jedną powiekę poprawiając cicho "Brendon" i wysilił się na uśmiech. Jeszcze tydzień temu na jej miejscu siedział jakiś chłopak, który nigdy nie zaczepiał Rossa. Kojarzył tą całą Sarę z... mniej więcej tylnego rzędu więc zastanawiał się po co usiadła akurat tutaj i akurat dziś. Dopiero po chwili zrozumiał, że dziewczyna podała mu swoje imie.

-Ryan - Mruknął a widząc jak ta ponownie otwiera usta, odezwał się - Wybacz, ale chciałbym się przespać.

Obudziło go lekkie szturchnięcie w ramię i zaraz potem dzwonek. Otworzył zdezorientowany oczy i chwilę mu zajęło, zanim zrozumiał gdzie jest i co się dzieje. Westchnął pakując jedyny zeszyt jaki wyjął i jaki miał przy sobie. Zarzucił skórzaną torbę na ramię i już chciał wychodzić, gdy zauważył, że obok wciąż siedzi ta cała... Sonia? So..Sa...Sarah! Patrzyła na niego, także powoli wstając i uśmiechała się cały czas. Co było całkowitą odwrotnością miny Ryana.

-Zaraz znowu mamy zajęcia razem - Zagadała wychodząc spomiędzy krzeseł. Szatyn był zmuszony iść i patrzeć z góry na niewiele niższą od Brendona dziewczynę. Miała na sobie białą koszulkę i jeansowe ogrodniczki. Ross mruknął twierdząco i spojrzał w stronę drzwi gdzie stał już Pete. Starali się każdą przerwę spędzać razem, nawet jeśli mieli (a raczej miał. Wentz.) wiele znajomych w szkole. - Naprzeciw jest taka mała kawiarnia, może pójdziemy? Mamy przecież lukę między zajęciami 

-Wybacz ale jestem umówiony z przyjacielem - Wiedząc, że dziewczyna i tak go nie widzi, zmierzył ją krytycznie wzrokiem. Próbował sobie przypomnieć czy kiedykolwiek z nią rozmawiał czy coś. Po minucie stali już przy drzwiach a dziewczyna witała się z Wentzem. A raczej przedstawiała się i proponowała tą głupią kawę. Oczywiście Pete nie odmawiał prawie nigdy więc złapał Ryana za rękaw i szedł równo z Sarą ciągnąc go za sobą z naburmuszoną miną.


-Dlaczego nas zaprosiłaś? - Ryan nie mógł wręcz nie spytać. Co prawda kawę mieli tu dobrą i był wdzięczny za pokazanie tego lokalu ale nie zmieniało to faktu, że dziewczyna zaprosiła dwóch obcych sobie chłopaków.

-Przeniosłam się dopiero co do tej szkoły i znam zaledwie parę osób a wy wydawaliście się mili - Przyznała zyskując w zamian zduszone parsknięcie Rossa. A on zyskał kopnięcie pod stołem od różowowłosego. No ale proszę, oni? Mili? No Wentza to jeszcze rozumiał. Różowe włosy, uśmiech i ogólnie aura misi śpiewających "chodź poczochraj już mój plusz". Ale Ryan? Rzadko kiedy się uśmiechał i potrafił z rana zabijać wzrokiem. I zdarzało mu się syczeć na ludzi. Nie rozumiał tej całej Sarah i chyba nie chciał rozumieć. Nie spodobała mu się od samego początku i nie miał na myśli tylko wyglądu. Martwiło go jej zainteresowanie Brendonem. Nie, nie martwiło. Denerwowało. Wyciągnął telefon i otworzył aplikację smsów oraz numer ukochanego. Wystukał szybko "Kocham Cię" i wysłał. Nie minęło nawet pół minuty gdy dostał zwrotne "Ja ciebie także, najdroższy". Od razu się uspokoił. 

The Glitter Is Gone | RydenWhere stories live. Discover now