Rozdział 21

279 50 61
                                    

Piątek rano był... był. 

Ryan nie miał na to słów. 

Zaczęło się od samego poranka gdy o szóstej ich budzik zaczął szaleć. Ryan oczywiście wziął poduszkę rzucając we wkurwiający przedmiot i licząc na to, że piekło go pochłonie ale tak się nie stało. 

Stało się coś innego, wkurwiające metaliczne urządzenie dalej rozbrzmiewało po pomieszczeniu krzywdząc jego uszy więc koniec końców był zmuszony do wstania. Rozważał także rzucenie kotem który leżał mu na plecach ale postanowił nie krzywdzić biednego kotka. 

Powoli zsunął się aż w końcu dotarł do budzika wyłączając go. Wrócił na łóżko gdzie zbieg z jego pleców leżał zwinięty w kuleczkę na środku, okrył go lekko pierzyną i... gdzie Brendon? 

Dopiero teraz szatyn z buszem loków rozejrzał się po pomieszczeniu, sypialnia była zdecydowanie bez-Brendonowa. Nawet poduszka po jego stronie materaca była ułożona. 

Za to słyszał dźwięk puszczanej wody a to oznaczało iż jego narzeczony jest pod prysznicem i tam właśnie Ross się udał, po drodze pozbywając się wszystkich swoich ubrań. 

Otworzył szklane drzwiczki które skrzypnęły na co Urie odwrócił się w ich stronę. Ryan po prostu podszedł do kruczoczarnowłosego który nagi wyglądał tak... tak cudownie... i oparł się o jego bark czołem. 

- Hej kochanie. - Przywitał się miło Brendon który od razu ujął swojego młodszego kochanka. Ross wydał z siebie bliżej nieokreślone, niezadowolone mruknięcie. 

- Dlaczego tak wcześnie wstajemy? - Spytał przysuwając się do jego szyi którą lekko podgryzł. Zaczął go zaczepiać. 

- Koteczku, o ósmej musimy być w szpitalu. Wykąpiemy się, zjemy śniadanie i trochę tu ogarniemy. I muszę się spakować, a ty musisz mi pomóc. Nie wiem ile tam zostanę... co robisz? - Spytał czując jakby jego narzeczony powoli zsuwał się w dół. Jednak czując pocałunki na swojej męskości od razu zrozumiał i zamruczał. 

- W takim razie... musimy wykorzystać... ten czas... - Ross podniósł się z powrotem z klęczek i oparł się o ścianę wypinając się i stojąc tyłem do mężczyzny po którego sięgnął dłonią. 

Brendon od razu zrozumiał.


***


Może z pół godziny później wyszli spod prysznica z szerokimi uśmiechami i czyściutcy. Brendon na czuja ogolił się a Ryan uczesał włosy starając się je trochę podsuszyć, miał ostatnio problem gdyż jego loki były już za długie i znowu... kręciły się. Bardzo. 

Na śniadanie nie zjedli nic bo jak Ryan doczytał, Brendon musiał zrobić sobie większość wyników na czczo. Nie mógł jeść przed pobraniem krwi więc głodni pojechali do szpitala. Oczywiście starszy z nich upierał się by młodszy zjadł ale ten go olał szykując im do szpitala kanapki oraz termos pełen kawy i następny pełen herbaty. 

Przed wyjazdem jeszcze Ryan spakował dość sporo ich rzeczy, Brendon pewnie będzie wykończony po operacji i zostaną na dłużej. Tylko aż jego przyszły mąż stanie znowu o własnych siłach, wtedy wrócą do domu i tam Ryan się nim zajmie, był tego pewien!


***


Na miejscu byli trochę przed dziewiątą ale to dobrze, od razu wzięli Brendona na pobranie krwi oraz inne próbki. Ryan był przy tym, stojąc za mężczyzną i głaszcząc go po ramionach oraz cmokając we włosy, jednocześnie mrucząc uspokajające słowa gdy ten był atakowany któryś już raz przez igłę, która powoli zatapiała się w jego skórze, wędrując wprost do żyły. Mężczyzna zagryzał wargę by nie wydać z siebie dźwięku przepełnionego bólem. 

Gdy założyli mu wenflon zostali skierowani do osobnej sali gdzie Brendon został podłączony do kroplówki i dostali śniadanie szpitalne ale wybrali własne kanapki.

- Jak się czujesz? - Spytał Ryan gdy skończył swoje śniadanie. Urie wciąż jadł, wolniej i jakby pogrążony we własnych myślach.

- Prawdę mówiąc... jestem przerażony. Boję się bo... Ryan, co jeśli... - Nie dokończył. Młodszy z nich od razu mu przerwał. 

- Nie. Jutro pojedziesz na operacje i wrócisz z niej wprost do mnie. Obudzisz się i gdy twoje ciało się zregeneruje to otworzysz swoje śliczne oczka i spojrzysz na mnie. Brendon, spojrzysz na mnie. Nic ci nie będzie, zobaczysz. Chyba, że chcesz się jeszcze wycofać, mamy jeszcze szansę. - Uświadomił kruczoczarnowłosego i pogłaskał go po puchatych włosach. Mężczyzna wyraźnie się uspokoił.

- Pewnie masz rację... nic mi nie będzie. Spojrzę na ciebie, na świat to... nie mogę się doczekać. Kocham cię.

- Ja ciebie także. 





[A/N]

  Hejaaa. Zbliżamy się do końca! I właściwie to zastanawiałem się czy czytalibyście może coś kompletnie nie związanego z zespołami, shipami i w ogóle? Ostatnio mam zajawkę na mitologie słowiańską i zastanawiałem się czy coś z tego byście czytali? Perun, Jaga, Weles te sprawy? Coś myślałem w stylu świata teraźniejszego ukazanego z perspektywy bogów słowiańskich chodzących po naszej ziemi.   

The Glitter Is Gone | RydenWhere stories live. Discover now