Rozdział 19

301 61 29
                                    

Wszystko ucichło, dla Ryana świat i czas zatrzymał się w miejscu. Moment w którym ujrzał swojego narzeczonego powoli idącego w ich stronę... Gdy odrywał ręce od ściany trzymając je przed sobą i z wyraźnym skupieniem na twarzy szedł w stronę salonu. Na wyczucie zaczął ruszać rękoma aż trafił na fotel na którym siedział Ross. Dłoń starszego z nich delikatnie trafiła na twarz ukochanego i gdy zorientował się kto to, pocałował go między brwi i usiadł na podłokietniku fotela. Mimo iż trwało to może z minutę, szatyn miał wrażenie jakby przeminęła wieczność. Brendon ujął dłoń Ross i pocałował delikatnie by następnie zbliżyć się do jego ucha.

- Gdzie oni są? - Spytał po cichu, jednak Boyd usłyszał to i odchrząknął. Ich syn momentalnie odwrócił się w ich stronę i uśmiechnął lekko. Nie widział, że jego matka powstrzymuje łzy a ojciec zaciska ręce na swoich kolanach.

- Brenny, co się dzieje? - Pierwsza odezwała się Grace która praktycznie się trzęsła, biedna kobiecina. Ryan oparł się czołem o bark narzeczonego, to będzie okropne. Najmłodszy Urie wyglądał jakby się zawahał po czym westchnął i zdjął okulary. Tak po prostu. A następnie pobielałymi oczami spojrzał na rodziców.

- Więc. Um... z czasem zaczęło się robić gorzej i... cóż. - Powiedział i może nie widział, ale usłyszał jak Grace zaczyna szlochać. - Mamo... - Zaczął i sięgnął ręką. Założył z powrotem także okulary by zaraz ująć kobiecą dłoń.

- Nie widzisz nic? Czy... to na stałe? - Spytał tym razem o dziwo Boyd. Brendon zamiast odpowiedzieć przytulił płaczącą kobietę.

- Lekarz mówił, że gdy tylko znajdą jakąś opcję to dostaniemy informację ale póki co... cisza. - Odpowiedział mu Ross i wszyscy zacichli, nikt się nie odzywał a w powietrzu zawisła setka pytań. Lecz słychać było tylko płacz kobiety.

Pół godziny zajęło Grace zaprzestanie łez. Siedziała obejmując syna który lekko głaskał ją po włosach. Następnie wypili melisę by się uspokoić i siedzieli rozmawiając. Padały oczywiście pytania o pieniądze; czy mają wystarczająco, czy potrzebują pożyczki, czy dadzą sobie radę. Padła też prośba o wprowadzenie się z powrotem ale Brendon od razu odmówił. Nim się obejrzeli, nastał wieczór i państwo Urie musieli już jechać. Młodzi odprowadzili rodziców Brendona pod sam blok gdy Grace nagle się odwróciła i objęła ich mocno jednocześnie sięgając po męża więc stali tak w czwórkę, przytulając się.

- W razie czego jesteśmy od razu pod telefonem, okej? Dzwońcie, przyjedziemy. Pieniądze także nie są problemem. Ale najważniejsze, macie nasze wsparcie. Pomożemy wam ze wszystkim.


~~~


Gdy tylko państwo Urie'ch wsiadło do samochodu i odjechało, Brendon odetchnął a Ryan wpadł w objęcia ukochanego.

- Cóż... mogło być gorzej. – Powiedział zagryzając wargę. Bo mogło, prawda? Jego rodzice mogli być wściekli czy coś. Albo mogli na siłę ich z powrotem wprowadzić do domu rodzinnego.

- Tak, przyjęli to... w miarę. Brenny, wracajmy do domu. Chce się położyć z moim narzeczonym i odpocząć trochę. Kocham cię.

- Ja ciebie też.


~~~


Od tego dnia minęły trzy miesiące. Co się pozmieniało? Wiele. Brendon miał prywatnego nauczyciela języka Brajla. Szło mu całkiem nieźle, dwie kropki oznaczają to, trzy kropki to a kropka to. Nie było tak źle. Dodatkowo na wszystkich ważnych rzeczach w domu których nie dało się wyczuć porobili albo wypukłe literki albo właśnie kropki.

Brendon nauczył się już jakoś z tym żyć, bo hej, mogło być gorzej. Mógł być na wózku czy... czy coś. Chociaż miał wrażenie, że jeśli chodzi o niepełnosprawność, nie można powiedzieć „mam lepie" czy „mam gorzej". Każda w jakiś sposób była okropna i on doskonale o tym wiedział. Po prostu czasami, gdy szli ulicą z ukochanym słyszał tych wszystkich ludzi i te ich „popatrz jakie piękne!".

Jedyne co naprawdę kłuło go w serce, to brak możliwości zobaczenia swojego ukochanego. Urosły mu włosy, to Urie jako pierwsze zauważył. Zaczęły powracać do swojej długości, teraz były mu już za uszy i według starszego z nich, były urocze. Nawet jeśli młodszy mówił, że mu się nie podobają.

Ryan za to rzucił szkołę. I cholera, to była najlepsza decyzja w jego życiu! W życiu nie zatęskni za wstawaniem na wykłady i siedzeniem bitej godziny słuchając o tym, co już doskonale wie. W życiu nie zatęskni za tymi półgłówkami mięśniakami oraz... oraz...

Za przyjaciółmi tęsknił. Może nie za Keltie która się przyznała, że to ona wysłała tą paczkę z bokserkami do nich. Zerwali znajomość momentalnie gdy Ross usłyszał, że się w nim zakochała.

Jego serce należało już do kogoś, nie zmienił tego Dallon, Jon, ślepota ani Keltie. Nic ich nie rozdzieli.

Zaczął pracować, w pobliskim sklepie muzycznym. Z początku jedynie układał płyty czy czyścił gitary, później pozwolono mu co jakiś czas na nich grać i nastrajać i musiał przyznać, uwielbiał tą pracę.

Jebać szkołę.

W piątek wieczorem Ross przyszedł zmarnowany z pracy i od razu po wejściu padł na kanapę, wprost na kolana swojego ukochanego, na stoliku czekała już kolacja.

- Hnghhh, nienawidzę nastolatków. Przerażają mnie. Te piszczące, wredne małolaty. „Ależ panie Ross, ta gitara wcale nie jest lepsza!" „Ale ja chcę różową!" „O mój boże czy to jego płyta?!" „Kocham go!" „OMÓJBOŻE" „IIIIIIK" - Zamarudził wydając z siebie udawane podekscytowanie po czym padł bezwładny na jego kolana i spojrzał w górę na Brendona który wyglądał na rozdartego. - Ale nieważne. Jak ci minął dzień, skarbie? - Spytał ciekaw wiedząc, że był dzisiaj na spotkaniu z Alexem Gaskarthem którego poznał kiedyś w pracy.

- Wcale się z nim nie spotkałem. - Odezwał się Brendon na co Ross uniósł brwi. Jego ukochany nie spotkał się z przyjacielem.

- Brenny, kotku, gdzie w takim razie byłeś? Zawoziłem cię dzisiaj do centrum. - Zauważył. Nastała przez moment niezręczna cisza.

- Ja... powiedziałbym ci, ale nie chciałem, żebyś się denerwował. - Te słowa przeraziły Ryana który podniósł się do siadu. Co to miało znaczyć?

- Nie zdenerwuje się. O co chodzi, co się stało? Przerażasz mnie, z kim się widziałeś? - Z kim mógł się widzieć? Rodzice? Jakiś przyjaciel? Dallon nie był nawet w tym stanie w USA więc... z kim?

- Um byłem u lekarza. Wczoraj gdy byłeś w pracy on... zadzwonił i... dostałem pewną propozycje... 








Wohoo wyrobiłem się! I mean prawie, ale wstawiam! I wyżej macie piosenkę bonusik bo właśnie jej słucham.

/czy tylko ja oglądając teledysk w głowie mam głos Gee "blood, blood, gallons of this stuff"/

I wohoo x2 to ma ponad tysiąc słów! Yay for me

Próbowaliście kiedyś zabić komara na dotykowym ekranie? Prawie usunąłem cały rozdział.

The Glitter Is Gone | RydenWhere stories live. Discover now