Rozdział 10

442 64 56
                                    

Było... ciężko. Ryan zawsze nienawidził gdy Brendon musiał wyjechać w sprawie służbowej. Zawsze wpadał w panikę i martwił się. Bał się, że jego ukochanemu coś się stanie, albo że ktoś mu go ukradnie. I popadał w stany poddepresyjne gdy jego słońce znikało. Tak było też teraz gdy po powrocie ze szkoły, wchodząc do domu o mało co nie wpadł na swojego ukochanego, który oznajmił, że musi jechać. Powiedział dokładnie ile będzie, datę powrotu, z kim jedzie, po co jedzie i gdzie ale... to wciąż było ciężkie. Bo równo z kliknięciem zamykanych drzwi, Ryan poczuł pustkę wypełniającą zazwyczaj głośne mieszkanie. Jedynie Arma siedział na blacie liżąc łapkę. Chłopak zrzucił torbę oraz buty a kwiecista koszula poluzowała się o trzy guziki u góry, następnie podszedł do kocurka tykając go w brzuszek. 

-I zostaliśmy sami Arma, co my teraz zrobimy? Dwóch facetów w mieszkaniu chociaż... - Mrużąc oczy uniósł lekko kota patrząc na jego podbrzusze. - Nieważne. Jednak półtory faceta - Z westchnieniem odsunął się i przeszedł parę razy bez celu po mieszkaniu. 

~

Dzień pierwszy ich rozłąki był... ciężki. Ale dnia drugiego, Ryanowi ciut odbiło. Poszedł na zakupy. Jako, że mieli wspólne konto bankowe, chłopak postanowił dokupić pewne... usprawnienia do ich mieszkania. Usprawnienia, czyli wielką plazmę i konsolę. No i oczywiście dużo, dużo gier. I koszule. W kwiaty. Musiał się trochę nagrodzić, że wytrzymał aż dwa dni! Co prawda trzeciego przyjeżdża Brendon, ale cóż. Kiedy w domu już wszystko zamontował i zainstalował (a raczej firma zainstalowała i zamontowała bo on był w szkole), rozebrał się do samych bokserek i wskoczył do łóżka biorąc pada. Odpalił pierwszą lepszą grę zakładając słuchawki. 

~

Po... nie wiedział ilu. Mogło być to pięć minut a mogły trzy godziny... albo sześć bo wschodziło słońce, Ryan już wiedział, że jest uzależniony. Zdążył zagrać we wszystko, ale najbardziej spodobała mu się jakaś strzelanka. Krzyczał sam do siebie, a raczej do swojej postaci, że ma biec, że ma strzelać oraz do przeciwników. 

-Zdychaj! Przecież kurwa headshot był! Jakim prawem jeszcze dychasz! - Warknął dobijając postać. A przez swoje własne warknięcie i słuchawki, nie usłyszał, że ktoś wchodzi do domu. I tym kimś był Brendon. Pierwsze co zobaczył, to pustka w mieszkaniu i głodny kot tuptający po mieszkaniu. Wziął Armagedona na ręce odkładając swoją torbę i zamykając drzwi.

-Hej Arma, tatuś wrócił. Jesteś głodny? Ryro śpi? - Wypytywał czarną kicię która od razu wyłożyła mu się na rękach. Podniosła łapkę w tak uroczy sposób, że Brendon pochylił się... i dostał z pazurków w policzek. Od razu się odsunął a kot zasyczał i zeskoczył z jego rąk. - Dlatego wolę psy - Burknął na niego przykładając dłoń do policzka. Nie był krwi, tylko lekkie zadrapanie. ALe nie dziwił się kici, wyglądał na naprawdę głodnego. Od razu skierował się do lodówki i wyjął kocią karmę. Wsypał zwierzęciu do miski a obok wlał wody. Pojawił się w sekunde. 

-Gdzie Ryro? Dlaczego cię nie nakarmił? - Spytał wręcz zmartwiony. Skierował się do sypialni skąd dobiegały dziwne dźwięki. I gdy otworzył drzwi, zobaczył swojego chłopca w samych bokserkach, ze słuchawkami, włosami... w nieogarze i grającego na... ja pierdole skąd mają plazmę?! 

-Ryan? - Spytał zwracając na siebie uwagę. I wtedy chłopak go zobaczył. Uśmiechnął się szeroko i zdjął słuchawki. Szybko podbiegł do mężczyzny wskakując na niego. Urie ledwo się utrzymał, był zbyt zaskoczony.

-Brendon! Brenny! Bren! Tak cholernie tęskniłem! - Powiedział szybko cmokając go po całej twarzy. Tak bardzo, bardzo tęsknił. Boże, Brendon wrócił! A to oznaczało... że przesiedział całą noc i cały dzień. Nie poszedł na zajęcia! Cóż, jeden dzień w tą czy tamtą. 

-No już, już. Ryro, cichutko. Powiedz mi proszę skąd mamy plazmę i konsole? Jak wyjeżdżałem, nie mieliśmy czegoś takiego.

-Tęskniłem. Nudziłem sie. Kupiłem. Co poradzisz? Nic nie poradzisz. Kochaj mnie - Zaśmiał się wręcz dziecinnie i wtulił się w swojego ciężko pracującego mężczyznę. Brendon zaśmiał się cicho i usiadł na łóżku. Puścił Ryana który od razu złapał pada i zaczął dalej grać. Jego narzeczony za to powoli rozebrał się z formalnych ubrań, nałożył spodnie od piżamy i położył się obok przyglądając się ósmemu cudowi świata. Który swoją drogą przegrywał




Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
The Glitter Is Gone | RydenWhere stories live. Discover now