Rozdział 16

360 62 79
                                    

Po wyjściu od okulisty obaj nie byli w humorze. Pete zdążył już odjechać a Ryan wraz ze swoim narzeczonym postanowili pójść na kawę i lody. Szli za rękę z tą różnicą, że Brendon w lewej trzymał długi, biały kijek a na nosie miał ciemne okulary przez co nie było widać jego wyraźnego wkurwienia. 

Przykro mi panie Urie, niestety medycyna nic na to nie poradzi

Wciąż krążyło po jego głowie. Przykro mi panie Urie, adhd nie da się wyleczyć. Przykro mi panie Urie, ataki paniki zostają do końca życia. Przykro mi panie Urie, jest pan ślepy. Przykro mi panie Urie, jest pan życiową niedorajdą! Fuknął cicho sam na siebie. 

-Hej, Brenny, co jest? - Spytał jego ukochany przepraszając spojrzeniem kobietę którą kijek trafił w łydkę. Nie mógł nic na to poradzić. 

-Ryan, proszę. Nie pytaj "co jest" w takiej sytuacji. Jestem wściekły, co ja takiego zrobiłem? Za co to wszystko? Ten lekarz jest idiotą! W dupe niech sobie wsadzi to jego "medycyna nic nie poradzi!" - Wykrzyczał za co uzyskał cmoknięcie w głowę i uspokajające pogłaskanie po ręce.

-Spokojnie, Beebo. Pamiętasz co jeszcze powiedział? Że naukowcy codziennie dokonują nowych odkryć. Facet ma nasze numery, w razie pojawienia się jakiejkolwiek opcji zostaniemy powiadomieni - Powiedział cicho i Brendon westchnął. Chwilę później siedzieli już na ogródkach jakiejś kawiarni a Urie trzymał w ręce pusty świecznik o kształcie prostokąta próbując go sobie wyobrazić. 

-Jaki ma kolor? - Spytał dotykając ostrożnie każdej krawędzi opuszkami palców. 

-Błękitny - Odpowiedział mu narzeczony a Urie mruknął ciche "Uhu" co oznaczało potwierdzenie. Zaraz potem dostali menu i Brendon z przyzwyczajenia otwarł je. Chciał już zamknąć gdy dotarł do niego idiotyzm tego co zrobił, ale przypadkowo przesunął dłonią po stronie. 

-Czemu... czemu to jest takie dziwne? - Spytał przesuwając dłonią po... kropkach. Ryan zajrzał przez jego ramię i zagryzł wargę. 

-Um... to jest zapisane brailem. Bren, skoro o tym mowa... może znajdziemy jakiegoś... nauczyciela któy nauczy cię... używać tego? - Spytał gdy Brendon przesuwał dłonią po kropkach. Nie mogliby po prostu... zrobić wypukłych literek? Bez sensu, odłożył kartę. 

-To dobry pomysł. A teraz, mów jakie mają smaki lodów. Albo nie, mają sernik? - Spytał a Ryan uśmiechnął się lekko. 

-Mają sernik. Ale mają też coś o wiele lepszego. Lava Cake, pamiętasz? Jedliśmy to na kolacji z twoimi rodzicami. Ciasto czekoladowe z płynną czekoladą. Do tego... cappucino? - Spytał ukochanego który zdjął okulary i wytarł nieistniejącą łezkę. 

-Jesteś idealny - Wyszeptał z rozczuleniem. Ryan zawsze wiedział co mu wziąć! Jakiś czas później przyszła kelnerka. 

-Dzień dobry, co mogę panom podać? - Spytała a Ryan uśmiechnął się do niej. Nienawidził tego jak patrzyła ze współczuciem na Brendona który nieświadomie przesuwał wzrokiem po jakimś samochodzie naprzeciw. 

-Dobry, poprosimy dwa razy Lava Cake, latte dla mnie oraz cappucino dla mojego narzeczonego - Powiedział i sięgnął przez stół by pogłaskać dłoń Uriego który zaczynał mieć rumieńce. Uśmiechnął się promiennie do swojego odważnego chłopca. Kobieta zebrała ich karty i odeszła a Ryan nachylił się przez stół by pochwycić usta mężczyzny. Chwilę się całowali aż Brendon usłyszał jakąś starszą panią która komentowała ich z obrzydzeniem. Momentalnie odwrócił się w *chyba* jej stronę i spojrzał ponad nią swoim mętnym wzrokiem.

-Właśnie się dowiedziałem, że będę całe życie ślepy i już nigdy nie ujrzę pięknych oczu mojego narzeczonego, mogłabyś się przymknąć? - Spytał na co Ryan cały poczerwieniał na twarzy mając na niej jednak rozbawiony uśmiech bo Urie pokazał jakiejś babci język i wrócił na swoją pozycje na krześle. 

-Jesteś okropny - Skomentował ze śmiechem Ross a jego narzeczony wzruszył ramionami.

-Wiem.


Po paru godzinach wrócili do domu, nie licząc wizyty u tego debila który nie znał się na wzroku, było całkiem przyjemnie. Zjedli ciasto, wypili kawe, pojechali na zakupy, Brendon złapał jakąś kobietę za pierś i wykrzyczał "jestem ślepy szukałem mandarynek!" na co ta oburzona prychnęła mówiąc "chyba melonów". I może nie dostałby w twarz gdyby nie odpowiedział "nah, mandarynek".  W każdym razie, wrócili do domu i Urie padł na kanapę zgarniając po drodze Armagedona którego niechcący kopnął.

-Wybacz kiciu, tatuś nie chciał. Tatuś jest ślepy i cię nie widział, nie podłaź mi więcej pod nogi - Poprosiła kot mruknął i zwinął się w kłębek na jego brzuchu. Ryan za to był w kuchni wyładowując zakupy. 

-Brenny, zrobisz kawę? - Poprosił na co mężczyzna delikatnie zdjął kota i udał się do kuchni. Wstawił wodę na czajnik elektroniczny by następnie złapać jakąś puszkę. Miała wystajęce kwiatki... to herbata. Wziął drugą która była całkowicie gładka i miała drewniane wieczko, kawa. Zasypał dwie łyżeczki sobie i półtora Ryanowi, następnie zgarnął cukier ale niepewny polizał koniuszek palca, zamoczył w proszku, przysunął do ust i fuj, sól. Odłożył biorąc cukier. Parę minut później ich kawy były gotowe a Brendon dostał buziaka w poliko.

-Jutro zaprosimy twoich rodziców, dobrze? - Spytał Ross. Starszy mężczyzna jedynie westchnął, nie chciał by się dowiedzieli ale... cóż. Chyba musieli, to pora. 

-Ta. Tylko Ry, ty im powiedz, dobrze? Ja... ja jutro zaczekam w sypialni czy coś a ty ich przygotuj, dobrze? - Poprosił nie chcąc się z tym zmierzyć. Student, a raczej ex-student uśmiechnął się lekko. 

-Jasne, i nie bój się. Damy radę, twoi rodzice nam pomogą - Nie bał się. Był w cholere zestresowany. Bo jednak... to jego rodzice. A potem rodzeństwo. Potem wszyscy znajomi. Potem reszta świata. Potem tych 362 fanów na youtubie którzy oglądają ich filmiki gdzie grają i śpiewają covery do piosenek... ta, nie bał się. Wcale...

The Glitter Is Gone | RydenWhere stories live. Discover now