Rozdział 3

410 52 14
                                    

*Tony*

Minęły prawie dwa tygodnie, odkąd rozmawiał z Buckym. Dawno powinien już zbadać sprawę z Rogersem, ale jakoś nie potrafił się ruszyć. Może dlatego, że nie miał ochoty widzieć Kapitana? Albo po cichu liczył, że Barnes znowu zwróci się do niego o pomoc? Tak się jednak nie stało.

- Jedź wreszcie do Rogersa, Tony - powiedział Rhodes. - O tej porze powinien biegać w parku. Tylko ubierz się jakoś inaczej, nikt nie chodzi do parku w garniturze.

- Chyba że musi iść do pracy i nie chce się spóźnić - zauważył.

- Jesteś szefem, możesz się spóźniać. Poza tym nigdy nie byłeś punktualny. - Pokręcił głową.

- Dobra już, dobra. Zatrzymam się w tym parku w drodze do firmy i zobaczę czy z Kapitanem wszystko ok - westchnął, przewracając oczami.

Udał się do podziemnego garażu i wsiadł do swojego Audi r8. Mimo że zwykle jeździł znacznie ponad dozwoloną prędkość, teraz trzymał się na granicy ograniczenia prędkości. To chyba dlatego, że naprawdę nie miał ochoty widzieć Rogersa, ani z nim rozmawiać. I chyba obawiał się, że w tym parku spotka też Barnesa. Co mu powie? Że ruszyło go sumienie? W końcu zatrzymał się niedaleko bramy małego parku, który znajdował się blisko kryjówki Kapitana. Wysiadł z samochodu, założył ciemne okulary na nos i odetchnął głęboko, przeczesując czarne włosy. Przecież idzie tam tylko sprawdzić czy z Rogersem wszystko ok. Nie ma się czego bać. Pewnym krokiem wszedł do parku i zaczął rozglądać się za byłym przyjacielem. Znalazł go bardzo szybko, ale tak jak się spodziewał był z nim Barnes. Rogers stał tyłem do niego, więc musiał ich obejść, żeby zobaczyć jego twarz. I wtedy go zamurowało. On nie miał jednego siwego włosa na grzywce, ale kilka. I zmarszczki wokół oczu jak u sześćdziesięciolatka.

- Barnes, dlaczego nie powiedziałeś mi o tych zmarszczkach wokół oczu Kapitana? - zapytał. - Przecież to zmienia postać rzeczy.

- Bo gdy byłem u ciebie jeszcze ich nie miał, Stark - odpowiedział Bucky.

*Steve*

Spoglądał to na jednego, to na drugiego, czując się jakby był w jakimś cyrku. Bucky nic mu nie mówił, że był u Starka i rozmawiał z nim.

- Naprawdę byłeś u Tony'ego z powodu tego, że się starzeję? - zapytał w końcu.

- Z powodu tego, że starzejesz się za szybko - poprawił go Barnes. - Tak, byłem, ale wtedy zostałem wyśmiany. Co się stało, że nagle zmieniłeś zdanie? - zapytał Starka.

- Miałem wyrzuty sumienia, że trochę za ostro cię potraktowałem. Może jesteś nadopiekuńczy wobec Rogersa, ale masz przecież tylko jego, prawda? I Rhodes przekonał mnie, że przynajmniej powinienem sprawdzić czy twoje obawy są słuszne - powiedział Tony, wbijając wzrok w czubki swoich butów. - Dzisiaj w końcu postanowiłem to zrobić.

- Rozmawialiście w ogóle o czymś innym niż o mnie? - zapytał, krzyżując ręce na piersi. - Na przykład o Howardzie i Marii?

- O tym rozmawialiśmy najpierw. Nie mogłem przecież od razu prosić go o pomoc - powiedział Bucky.

- Można powiedzieć, że zakopaliśmy topór wojenny - dodał Stark. - Ale to teraz nie jest istotne. Czy Sharon ostatnio zachowuje się dziwnie? - zapytał.

Przewrócił oczami. Nie dojść że Bucky się nakręcił na to, że jego współlokatorka niby go truje, to jeszcze teraz Tony.

- Nie, Tony, Sharon zachowuje się tak jak zawsze, ani trochę podejrzanie czy dziwnie - powiedział. - Nic mi nie jest, naprawdę. W końcu musiałem zacząć się starzeć.

Otwórz oczy, Kapitanie✔S.R.Where stories live. Discover now