Rozdział 4

387 46 16
                                    

*Tony*

Nie był w stanie skupić się na niczym innym niż na rozmyślaniu o rozmowie z Rogersem i o fiolce z jego krwią spoczywającej w kieszeni marynarki, więc postanowił wyjść z firmy wcześniej. Dzisiaj była sobota, więc mógł od razu pojechać do Avengers Tower, bez potrzeby zatrzymywania się przed szkołą Parkera. W swoim pokoju przebrał się w wygodniejsze ubrania i poszedł z fiolką do laboratorium. Ucieszył się widząc Bannera.

- Dobrze, że tu jesteś, Bruce. Pomożesz mi zbadać krew Kapitana - powiedział, siadając na krześle obok niego.

- Wcześnie dziś wróciłeś, Tony... Chwila, czy ty właśnie powiedziałeś "krew Kapitana"? Chyba nie zamierzasz odtworzyć serum jak twój ojciec? - zapytał naukowiec.

- Nic z tych rzeczy. Chcę zbadać czy nie ma w niej trucizny. Widzisz, z Rogersem coś się dzieje. - Opowiedział mu o rozmowie z Buckym i o wczorajszym spotkaniu z Kapitanem. Pominął jednak ich rozmowę, bo to była prywatna sprawa. Tylko Rhodeyowi powiedział, że Barnes zabił mu rodziców, a Rogers to zataił.

- Siwe włosy i zmarszczki wokół oczu? - zapytał, unosząc brew. - To rzeczywiście podejrzane.

- Kondycji i mięśni też nie ma takich jak wcześniej, chociaż za dużo jego mięśni nie widziałem i nie miałem też okazji zobaczyć jak szybko się teraz męczy - powiedział. - Najpierw zbadajmy tą krew pod mikroskopem.

Wylał odrobinę krwi na szkiełko i spojrzał w obiektyw mikroskopu, powoli powiększając obraz, aż był w stanie zobaczyć pojedyncze krwinki.

- Nie widzę żadnego śladu obcej substancji, ale za to ma zbyt mało limfocytów B i T jak na swój biologiczny wiek. Założę się, że jakby zbadać jego szpik kostny, to okaże się, że nie produkuje tyle składników co powinien. Czyli możemy stwierdzić, że jego odporność spada - powiedział. - I wydaje mi się, że zawiera też mniej serum superżołnierza niż powinna, tak jakby jego ilość zmalała, a to niemożliwe bez innego czynnika - dodał po dłuższej chwili.

- Zbadam jego DNA - powiedział.

- Dobrze. - Pokiwał głową, prostując się. Pod mikroskopem już raczej więcej nie zobaczy.

*Sharon*

Obserwowała Steve'a z drugiej strony stołu. Był jakiś zamyślony i nie jadł jej zupy z apetytem jak zwykle. Był jeszcze czas na to, żeby tak bardzo stracił apetyt. Czyżby się pomyliła i antyserum działa szybciej niż się spodziewała? A może on coś podejrzewa?

- Steve, coś się stało? Nie smakuje ci moja zupa? - zapytała, starając się by w jej głosie brzmiała troska.

-Nie, jest pyszna jak zwykle, tylko... - urwał. - Czy sądzisz, że powinienem się niepokoić tym, że zacząłem siwieć i mam pierwsze zmarszczki? - zapytał.

- Każdy kiedyś się starzeje, nie masz powodu do niepokoju - powiedziała.

- Też tak myślę, ale Bucky i Tony sądzą inaczej - westchnął.

Szybko wzięła łyk zupy, żeby nie zauważył jak przełyka ślinę. Mogła się przecież spodziewać, że jego przyjaciel w końcu zauważy, że szybko się starzeje. Zapewne to on powiedział Starkowi.

- Bucky się po prostu o ciebie martwi. Nie możesz mieć mu tego za złe. Jesteś w końcu jedyną osobą w tych czasach, którą dobrze zna i której ufa - powiedziała w końcu. - A Stark... cóż, martwiłeś się, że nie ma szans na odnowienie waszej przyjaźni, a skoro on się o ciebie martwi, to znaczy że jest.

Otwórz oczy, Kapitanie✔S.R.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz