*Sharon*
Była już w ósmym tygodniu ciąży, ale nadal nie potrafiła pokochać tego dziecka. Jechała z Rogersem na kontrolne badanie. Wolałaby to zrobić sama, ale on uparł się, że chce posłuchać szumu serca maleństwa. Widziała, że kochał to dziecko. Może i ona je w końcu pokocha, gdy pierwszy raz usłyszy jego serduszko? Szczerze w to wątpiła. Całą drogę zastanawiała się czy to dziecko znalazłoby kochającą rodzinę, gdyby trafiło do adopcji. Może i go nie kochała, ale nie była przecież bezduszna. Steve niedługo umrze, więc nie będzie mógł się sam zająć synem lub córką, a jego przyszli chrzestni mają zbyt nieciekawą przeszłość, żeby jakikolwiek sąd powierzył któremuś z nich opiekę. W tym całym nieszczęściu znajdowała tylko jeden promyk radości. Kapitan nie chciał związku z nią. A przynajmniej to ukrywał. Wiedziała, że nigdy się z nim nie zwiąże, nawet ze względu na dziecko.
- Sharon, za chwilę miniesz szpital - powiedział Steve, wyrywając ją z zamyślenia.
- Przepraszam, zamyśliłam się trochę - powiedziała, wciskając hamulec.
- Ja mogłem prowadzić, nie jest ze mną aż tak źle - powiedział, gdy wysiedli z samochodu.
- Musiałeś sobie kupić okulary do czytania, więc jednak jest źle - zauważyła. - Poza tym jestem w ciąży, nie chora.
Weszli do szpitala i usiedli w poczekalni przed gabinetem ginekologa. Oprócz niej na wizytę czekały dwie kobiety w zaawansowanej ciąży i jedna, która musiała być blisko rozwiązania. To towarzystwo wcale nie poprawiło jej humoru. Za kilka miesięcy będzie musiała rodzić w bólu. Może uda jej się dostać znieczulenie? Musiała przyznać, że chciała, by ten moment nigdy nie nastąpił. Chciała poronić, ale ciąża rozwijała się prawidłowo i nic nie wskazywało na to, że mogło dojść do samoistnego poronienia. Trzy ciężarne kolejno wchodziły i wychodziły z gabinetu, aż w końcu przyszła jej kolej. Położyła się na kozetce i odsłoniła lekko wystający brzuch. Steve niespodziewanie chwycił jej dłoń, gdy lekarz zaczął badanie USG. Chciała ją wyrwać, ale zrezygnowała.
- Ma już nóżki i rączki - powiedział ze łzami w oczach.
- Tak. - Wymusiła uśmiech.
- Dziecko rozwija się prawidłowo, jest już połączone z matką pępowiną - powiedział ginekolog. - Chcą państwo posłuchać szumu serca? - zapytał.
- Oczywiście - odpowiedział Rogers.
Lekarz nacisnął przycisk na monitorze USG i usłyszeli szum. W oczach stanęły jej łzy, ale nie ze wzruszenia, czy dlatego że w końcu obudziło się w niej uczucie do tego dziecka. Nie, to było spowodowane świadomością, że jego serce pracowało, że ono żyło. Że bachor Rogersa żył w niej. Po chwili ginekolog zakończył badanie, dał jej chusteczkę do wytarcia żelu, a Kapitanowi wydrukowane zdjęcia USG.
- Kiedy będziemy mogli poznać płeć dziecka? - zapytał Steve.
- Najwcześniej w 12 tygodniu, ale to zależy jak dziecko będzie ułożone - odpowiedział lekarz.
Pożegnali się i wyszli z gabinetu. Wyszli ze szpitala, wsiedli do samochodu i odjechali.
- Nie wyglądasz na zbyt szczęśliwą, Sharon - powiedział, przyglądając się jej uważnie.
- Po prostu jestem zmęczona, te ciągłe mdłości mnie wykańczają. I... boję się porodu, to moja pierwsza ciąża - przyznała, zgodnie z prawdą.
- Nie martw się, będę z tobą - uśmiechnął się, klepiąc ją po ramieniu. Wzdrygnęła się pod wpływem jego dotyku, ale on chyba nie zwrócił na to uwagi.
![](https://img.wattpad.com/cover/91763369-288-k50438.jpg)
YOU ARE READING
Otwórz oczy, Kapitanie✔S.R.
FanfictionMinął rok od wydarzeń w Civil War. Steve Rogers nadal pozostaje w ukryciu, o miejscu jego pobytu wiedzą tylko Avengersi i Bucky Barnes. W unikaniu schwytania przez wymiar sprawiedliwości pomaga mu Sharon Carter, która rzuciła pracę w T.A.R.C.Z.Y, ż...