*Steve*
Jeszcze nigdy nie czuł się taki szczęśliwy. Nawet wtedy, gdy Peggy po raz pierwszy go pocałowała, ani wtedy gdy dowiedział się, że Bucky został uwolniony od treningu Hydry. Wpatrywał się w zdjęcia USG, mając łzy w oczach. Może będzie miał synka, małego blondynka, któremu wpoi swoje wartości? Może nawet pójdzie w jego ślady i wstąpi do wojska, żeby bronić ojczyzny? A może będzie miał córkę, podobną do Sharon? Traktowałby ją jak księżniczkę. Wiedział jedno - już pokochał to dziecko, mimo że dopiero co dowiedział się o ciąży przyjaciółki. Tylko czy powinien jeszcze nazywać ją przyjaciółką? W końcu to matka jego dziecka, chyba powinien się oświadczyć. Dziecko powinno wychowywać się w pełnej rodzinie. Musiał przyznać sam przed sobą, że potrzebował rady. Wkleił zdjęcia to czystego zeszytu i wyszedł ze swojej sypialni. Ubrał bluzę, schował zeszyt do jej kieszeni i opuścił mieszkanie. Poszedł na przystanek autobusowy, zamierzając udać się do Avengers Tower. Nie przejmował się tym, że rząd może go złapać. W tej chwili chciał tylko przekazać przyjaciołom dobrą nowinę i poprosić Natashę na chrzestną. A kto wie, może będzie miał szczęście i będzie tam też Bucky? Chciałby w końcu się z nim pogodzić. Nie chciał wtedy zareagować tak ostro. Barnes przecież po prostu się o niego martwił. W końcu nadjechał autobus. Wsiadł do niego i skasował bilet. Nie było wolnych miejsc siedzących, bo była to pora, w której ludzie zmierzali do pracy lub szkoły, więc stanął przy słupku i chwycił się go. Po chwili poczuł jak ktoś stuka go palcem w ramię. Odwrócił się i zobaczył jakiegoś młodzieńca, który właśnie podnosił się z miejsca.
- Proszę, niech pan usiądzie - powiedział, wskazując siedzenie, które właśnie zwolnił.
- Dziękuję bardzo, ale nie trzeba, postoję - powiedział uprzejme.
- Jak pan sobie życzy, po prostu zostałem nauczony, że starszym się ustępuje - powiedział chłopak, wzruszając ramionami. - A ja i tak za chwilę wysiadam.
Już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, że nie jest starszy, ale przypomniał sobie o swoich siwych włosach i zmarszczkach. Przez myśl przeszło mu, ze może Tony i Bucky mają rację, że dzieje się z nim coś złego, że za szybko się starzeje? Jednak na pewno Sharon nie miała z tym nic wspólnego. W to nigdy nie uwierzy. Przecież by się z nim nie przespała, gdyby chciała go zabić. Rozmyślając prawie przegapił przystanek, ale w porę zauważył Avengers Tower, więc zdążył wysiąść z autobusu. Przeszedł przez ruchliwą ulicę i znalazł się przed drzwiami wieży. Odegnał wspomnienia z tego miejsca, nie czas teraz na to.
- Jarvis, to ja, Steve Rogers, wpuścisz mnie? - zapytał. - Mam coś do powiedzenia Avengersom.
Po chwili drzwi otworzyły się i wszedł do przestronnego holu. Nic tu się nie zmieniło, odkąd był tu ostatni raz.
- Avengersi są w salonie, Kapitanie - powiedział Jarvis.
- Dzięki, Jarvis - powiedział. - I nie jestem już Kapitanem, wiesz o tym.
Wsiadł do windy i pojechał na odpowiednie piętro. Avengersi rzeczywiście byli w salonie. Ku jego radości był tu też Bucky.
- Steve, co ty do cholery tu robisz? Ktoś mógł cię zauważyć, chcesz żeby cię złapali? - zapytał Barnes.
- Pieprzyć to, muszę wam coś powiedzieć - odparł, machnąwszy ręką.
- Co takiego? - zapytał Stark. W jego głosie wyczuł uprzejmie zainteresowanie.
- Będę tatą! Sharon jest w ciąży! - zawołał, ze szczęściem wymalowanym na twarzy. Wyjął zeszyt, żeby pokazać im zdjęcia USG.
![](https://img.wattpad.com/cover/91763369-288-k50438.jpg)
YOU ARE READING
Otwórz oczy, Kapitanie✔S.R.
FanfictionMinął rok od wydarzeń w Civil War. Steve Rogers nadal pozostaje w ukryciu, o miejscu jego pobytu wiedzą tylko Avengersi i Bucky Barnes. W unikaniu schwytania przez wymiar sprawiedliwości pomaga mu Sharon Carter, która rzuciła pracę w T.A.R.C.Z.Y, ż...