Rozdział 23

422 40 9
                                    

*Steve*

Sharon podwiozła go pod Avengers Tower, gdy zbliżała się 23:00. Miał na sobie garnitur i maskę sylwestrową, tak jak chciał Tony. Broń ukrył w połach marynarki.

- Steve, masz jeszcze szansę się wycofać - powiedziała Carter.

- Nie, Sharon, nie wycofam się. Stark musi spłacić swój własny dług i oddać ci pieniądze - powiedział, wysiadając powoli. - Przyjedź po mnie za godzinę.

Jego przyjaciółka tylko skinęła głową i odjechała, a on wszedł do wieży. W uszy od razu uderzyła go głośna muzyka. Wsiadł do windy i pojechał na górę. Poszedł prosto do sali balowej. Oprócz Avengersów i Bucky'ego, byli tu także Laura Barton, była żona Scotta, Maggie z narzeczonym i Hank Pym z córką. Były też jakieś nieznane mu dziewczyny, które zapewne zaprosił Stark, oraz mężczyźni wyglądający na ważnych biznesmenów, którzy zapewne również przybyli na zaproszenie Tony'ego, bo kto inny obracałby się w takim towarzystwie? Wszyscy mieli na sobie maski sylwestrowe. Miliarder właśnie flirtował z dwiema dziewczynami, więc postanowił poczekać. Nie chciał, żeby ktokolwiek zauważył, że zabrał go z sali.

- Steve! - usłyszał głos Bucky'ego, przekrzykujący głośną muzykę.

- Cześć, Buck! - powiedział, również przekrzykując muzykę.

- Fajnie, że przyjechałeś! Dawno się tak dobrze nie bawiłem w Sylwestra! - Barnes trzymał w ręku szklankę szkockiej. - Może też się napijesz?

- Nie, dzięki, starczy mi tylko kieliszek szampana o północy! - Pokręcił głową.

Jego przyjaciel tylko wzruszył ramionami i ruszył w kierunku tych dziewczyn, którymi akurat nikt się nie zajmował. Przewrócił oczami na ten widok. Może stary Bucky Barnes nie wróci, ale nadal jest takim samym flirciarzem jak kiedyś, choć to bycia playboyem jak Stark, to mu brakuje. Stał trzymając się swojego balkonika, obserwując czy Tony w końcu przestał podrywać dziewczęta. Zaczął się nawet obawiać, że zniknie z nimi z sali w wiadomym celu. Zobaczył jak miliarder mówił coś do nich i ruszył w jego kierunku. Spiął się lekko, ale nie dał tego po sobie poznać.

- Czemu nie przyszedłeś się przywitać, tylko tak stoisz?! - przekrzyczał muzykę.

- Nie chciałem ci przeszkadzać! - Wzruszył ramionami.

- Chodź do baru, tam muzyka jest mniej głośna! - powiedział.

Pokiwał głową i powoli poszedł za Starkiem do baru. Faktycznie było tu ciszej. Tony nalał sobie szkockiej i zaproponował jemu, ale odmówił, tak jak wcześniej Bucky'emu. Rozejrzał się po sali, czy nikt ich nie widzi, ale wszyscy byli zajęci zabawą.

- Tony, moglibyśmy na chwilę podejść do komputera? Chciałbym, żebyś coś mi sprawdził, a sam już nie dam rady - powiedział, już nie musząc przekrzykiwać muzyki, za co jego płuca były mu wdzięczne.

- A musi to być akurat teraz? - zapytał.

- Tak, to dla mnie bardzo ważne. Zajmie dosłownie chwilkę, obiecuję - powiedziała.

- No dobra - powiedział i wypił trunek jednym haustem. - Chodź, sprawdzę ci to co chcesz na komputerze w gabinecie.

Odłożyli swoje maski sylwestrowe na bar, wyszli z sali i skierowali się do windy. Cały czas starał się nie dać po sobie niczego poznać, chociaż ciężko było mu ukrywać stres. Co jeśli coś pójdzie nie tak, mimo że wszystko zaplanował? Albo jeśli to są ostatnie chwile życia Tony'ego, którego wcale nie chciał zabić?

Otwórz oczy, Kapitanie✔S.R.Where stories live. Discover now