34. Po prostu... Przyjaciele

12.4K 1.3K 566
                                    

Próba złapania Pottera była, według Aurory, jednym wielkim chaosem i wcale nie zdziwiło jej, że się nie powiodła.

Dziewczyna miała na sobie czarny kaptur, by nie została rozpoznana, co stanowiło kolejne zarządzenie Bellatrix. Goniła Pottera i jego eskortę na miotłach wraz ze Śmierciożercami, starając się nie myśleć o tym, jak niebezpieczne to było. Co chwilę słyszała świst zaklęć przelatujących często tuż przy niej, przez długi czas nie będąc w stanie zrobić nic poza unikaniem ich. Szybko zdała sobie sprawę, że był więcej niż jeden Potter, a ich przeciwnicy musieli użyć Eliksiru Wielosokowego.

Dosyć sprytnie, mają jakichś Ślizgonów po swojej stronie?

Dwoje Śmierciożerców, których Aurora nie mogła rozpoznać przez panujące ciemności, wraz z nią zbliżało się do tego Pottera, który leciał z Hagridem, lecz nie mieli pojęcia, czy był prawdziwy. Potter, o ile to był on, krzyknął: "Impedimenta!" i trafił Śmierciożercę obok dziewczyny prosto w pierś. Ten prawie się ze nią zderzył; Aurora gwałtownie zmieniła kierunek lotu miotły, by z niej nie spaść. Widziała Pottera siedzącego w przyczepce, która odłączyła się od tego, w czym leciał Hagrid i powoli spadała...

Nagle Hagridowi udało się posadzić go z powrotem obok siebie. Potter wycelował w spadającą przyczepkę i krzyknął: "Confringo!". Dziewczyna kolejny raz musiała zdecydowanym ruchem zmienić kierunek lotu, a sekundy później straciła wszystkich z oczu.

Na moment zrobiło się przerażająco cicho, a Aurora w uszach słyszała tylko bicie własnego serca. Wzniosła się wyżej i ponownie zobaczyła Hagrida, i wtedy do niej dotarło.

To musiał być prawdziwy Potter. Miał swoją sowę, która jeszcze chwilę temu się ruszała. Była w klatce, leżała już bez ruchu, ale to musiała być ona - ta śnieżnobiała.

- To on, to jest on, to ten prawdziwy! - krzyknęła do dwojga najbliższych Śmierciożerców, po prostu czując, że miała rację. Liczyła, że to rozpoznanie będzie wystarczające, by mogła chociaż ujść z życiem...

Śmierciożercy, szukający jakiegokolwiek punktu zaczepienia, nawet z nią nie dyskutowali. Wszyscy zniknęli z pola widzenia Pottera i Hagrida, jak to zostało wcześniej ustalone, a Aurora zauważyła od razu, jak jeden z mężczyzn w czarnej szacie dotyka swojego Mrocznego Znaku. Dziesięć sekund później w ich stronę zmierzał już sam Voldemort.

Nie była pewna, co stało się później. Nastąpiły odgłosy wybuchów, wizję zasłoniły jej liczne strumienie światła, a ona znowu tylko próbowała unikać latających zaklęć. Ledwo uchroniła się od śmiertelnego czaru, przy czym jej dłoń osunęła się niefortunnie. Jęk bólu, niesłyszalny nawet w całym chaosie, wydostał się z jej ust - była pewna, że go skręciła.

Ból narastał z każdym momentem, a w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Nie była w stanie nawet wyjąć różdżki, by go naprawić, bo trzymała się miotły tylko jedną dłonią. Bezradnie próbowała utrzymać równowagę, gdy otarło się o nią złowrogie zaklęcie, przecinając jej policzek. Aurora syknęła z bólu, a łzy same wyleciały jej z oczu; czuła, jak krew spływała jej po twarzy, lecz nie mogła nic zrobić. Gdy już myślała, że się podda i deportuje, usłyszała paradoksalnie zwiastujący coś dobrego krzyk...

- Twoja różdżka, Selwyn, daj mi swoją różdżkę! - To był Voldemort, niewidoczny dla niej zza chmur oraz zamglonych oczu.

Zaraz potem ktoś wrzasnął, że trzeba wracać i Śmierciożercy wokół Aurory zaczęli się teleportować. Dziewczyna wreszcie odetchnęła z ulgą - zrobiła tak samo, podczas gdy ból nadgarstku i policzku nasilał się z każdą sekundą.

Sekundy później ona i około dziesięcioro Śmierciożerców pojawili się w holu dworu Malfoyów, dysząc ciężko. Nie była w stanie już dłużej znieść bólu; padła na kolana, jęcząc, nadaremno próbując się uspokoić. Zapomniała o wszystkim, co działo się przed chwilą, myśli zagłuszało jej jedynie bicie serca.

Unplanned Liars • Draco MalfoyМесто, где живут истории. Откройте их для себя