46. Noc w Londynie

11K 1.2K 157
                                    

Aurora opierała się o murek przy brzegu, przyglądając się rzece i odbijającym się w niej lśniącym wręcz budynkom. Przez chwilę zapomniała o tym wszystkim, co się działo, nawet o Voldemorcie.

Wiedziała, że w końcu będzie musiała wrócić do Wiltshire. Nie mogła przecież o wszystkim zapomnieć na dobre. Wojna była bliska, nawet mugole widzieli, że coś było nie tak... Zniszczony most, niewyjaśnione zniknięcia... W tamtej chwili starała się jednak o tym nie myśleć.

- Łooo, łooo! - Aurora usłyszała za sobą męski głos. Nie obróciła nawet głowy; cały czas ktoś krzyczał albo gwizdał, czasem nawet śpiewał. Odeszła od murka i przeszła krótki dystans wzdłuż Tamizy, cały czas robiąc głębokie wdechy i wydechy. Z nowego miejsca miała widok na inny zestaw budynków i usiadła na najbliższej ławce, by go podziwiać.

Nie chciała już płakać, lecz nie potrafiła tego powstrzymać. To naprawdę nie chodziło już nawet o tę całą siostrę, tylko o wszystko, co się działo. Zbierało się to w niej od jakiegoś czasu i w końcu wybuchło. Przypomniało się jej, jak poważna była sytuacja, jak niebezpiecznie było, jak bliska mogła być jej śmierć lub kogoś dla niej ważnego. Łzy spływały jej po policzkach wbrew jej woli; ukryła twarz w dłoniach, żeby nikt tego nie widział, nawet jeśli wiedziała, że nikt znajomy jej tam nie znajdzie.

- Dlaczego płaczesz, moja droga? - Aurora usłyszła nagle życzliwy głos gdzieś tuż obok siebie. Spojrzała w górę, by ujrzeć przed sobą jakąś kobietę około piećdziesiątki. Była ubrana w sportowe ciuchy, a wyróżniały ją rażąco pomarańczowo paznokcie.

Aurora gapiła się na nią swoimi zaszklonymi oczami, oszołomiona. To nie był pierwszy raz, gdy była tak blisko mugola - w końcu mieszkała w mugolskim Londynie - ale tamto pytanie zbiło dziewczynę z tropu.

- Wszystko w porządku? Potrzebujesz lekarza?

- Jest... Dobrze - odparła Aurora, zanim kobieta zaczęłaby nalegać, by zabrać ją do szpitala czy gdziekolwiek indziej. Ślizgonka zastanawiała się, co tam robiła w środku nocy, lecz potem zauważyła, że prowadziła za sobą małego białego psa. Aurora pociągnęła nosem, a kobieta popatrzyła na nuą z troską.

- Nie płacz, życie jest za krótkie, by płakać - powiedziała, podnosząc swojego psa, po czym usiadła obok niej na ławce, układając zwierzaka na swoich kolanach. - Ile ty możesz mieć lat, żeby marnować swój czas na płakanie?

- Siedemnaście - wymamrotała w odpowiedzi. Nawet nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Obecność tej kobiety jakoś jej nie przeszkadzała. Tak naprawdę było to dla niej dość przyjemne uczucie, wiedzieć, że jest się tym z większą władzą z różdżką w kieszeni. Skoro wtedy Ministerstwo należało do Voldemorta, Aurora była pewna, że nie istniała już zasada "nie atakujemy mugoli".

- Siedemnaście? Och - powiedziała kobieta, podczas gdy jej pies kręcił się na jej kolanach. - Siedź spokojnie, Lola - zbeształa ją i spojrzała z powrotem na Aurore. - I z jakiego powodu może prawdopodobnie płakać siedemnastolatka? Niech zgadnę... Złamane serce?

Aurora zaśmiała się żałośnie.

Och, to mnie bardzo pocieszyło. Zostałam wtedy typową nastolatką płaczącą przez chłopaka. Fantastycznie.

Otarła łzy, nie odpowiadając, więc kobieta dodała:

- To nic złego. Też miałam siedemnaście lat. Przechodziłam przez to. Zostawił cię na imprezie? Czy widziałaś go z inną dziewczyną?

- Żadne z tych - odparła Aurora cicho, spuszczając głowę. Uczyniła wtedy ze swoich blond włosów pewnego rodzaju barierę, choć nie mogłaby jej ochronić.

Unplanned Liars • Draco MalfoyWhere stories live. Discover now