You tell me it gets better
It gets better in time
You say I'll pull myself together
Pull it together
You'll be fine
Tell me what the hell do you know
What do you know
Tell me how the hell could you know
How could you know
Jestem już w Wielkiej Sali i siedzę przy stole zarezerwowanym dla nauczycieli. Czuję się trochę nieswojo w tej roli, jakbym przez przypadek usiadł w złym miejscu. Jakbym zaraz miał zostać oceniony za swoją straszliwą wpadkę, bo przecież powinienem usiąść wśród uczniów. Jednak, stety i niestety, jestem na właściwym miejscu.
Hermiona siedząca po mojej prawej, cały czas przywołuje Rona do porządku, bo ten, jej zdaniem znów je zbyt dużo i nie wypada przy uczniach - czyli jak zawsze. Za to Malfoy, który siedzi po mojej lewej gawędzi o czymś ze Slughornem. Aż ciśnie się na usta stwierdzenie, że rozmawiają o typowych, „Ślizgońskich" sprawach. Wychodzi więc na to, że zostałem pozostawiony sam sobie. Może to i dobrze, mam czas przemyśleć kilka ważnych spraw.
Patrzę na te wszystkie dzieci. Prawie wszyscy śmieją się, jedzą czy rozmawiają. Pierwszoroczni już zostali przydzieleni do swoich domów – odznaczają się na tle reszty członków. Siedzą trochę bardziej spięci, ale wyglądają na zadowolonych. Wszyscy generalnie wyglądają na szczęśliwych, przez co sam uśmiecham się mimowolnie.
Jestem prawdziwym szczęściarzem, że mam możliwość tu wrócić. Atmosfery panującej tutaj nie da się porównać z niczym innym. Czuję się tutaj jak w domu, jak w prawdziwym rodzinnym domu. To chyba nic złego? Taką mam przynajmniej nadzieję.
Zastanawiam się, jak mogłoby wyglądać moje życie bez Hogwartu i magii. Czy poznałbym Hermionę i Rona? Pewnie nie. Ciekawe, czy w ogóle poznałbym kogokolwiek, patrząc na to jak traktowało mnie wujostwo. Z drugiej strony, pewnie nie przeżyłbym tej całej walki z Voldemortem i nie miałbym traumy. Mimo wszystko, znów się uśmiecham. To wszystko co mnie otacza, to najlepsze co mogło mnie spotkać. Musiałem tylko dorośleć, żeby to docenić.
– Co tak się uśmiechasz, Potter? Czyżbyś coś knuł? – odzywa się nagle Malfoy, najwyraźniej skończywszy rozmowę ze Slughornem. – No już, przyznaj się.
– Ja miałbym coś knuć? Przecież to ty jesteś ekspertem w tych sprawach – odpowiadam zaczepnie.
– Nie waż się podważać mojego autorytetu – wyraźnie się obrusza. – No już, mów kogo planujesz zabić.
– Nie planuję nikogo zabić? – teraz to ja jestem nieco oburzony. Wiem, że tylko mnie podpuszcza, ale nie potrafię się powstrzymać. – Jestem bardzo dobrym człowiekiem.
– To dlaczego się tak perfidnie uśmiechasz? – dopytuje, jakby od tego zależało jego życie.
– O nie, wypraszam sobie. To nie był perfidny uśmiech – usprawiedliwiam się. Kto to słyszał, żeby się usprawiedliwiać Malfoyowi?
– Daj spokój, Potter. Mnie możesz wszystko powiedzieć – uśmiecha się chciwie, ale jest w nim coś szczerego. Coś, czego nie widziałem kiedy byliśmy nastolatkami. Coś, co sprawia, że mam zamiar opowiedzieć mu o tym trochę dziecinnym szczęściu.
– Więc... - zaczynam, ale niestety nie dane jest mi dokończyć. Może to i lepiej...
– Nie musisz mi się tłumaczyć, Potter. Wiem, dlaczego tak się uśmiechasz – mówi z tak ogromnym przekonaniem, jakbym już kiedyś mu to powiedział.
YOU ARE READING
teachers • drarry [POPRAWA]
Fanfiction"Siedzę spokojnie w najwygodniejszym fotelu jaki udało mi się znaleźć w całej Anglii. Szary, wykonany na pozór z surowego materiału, ale w rzeczywistości jest niezwykle miękki, udowadniając, że nie należy oceniać niczego po pozorach. Czytam książkę;...