Zasada ograniczonego zaufania

5.9K 641 138
                                    

"They will wither away.

You don't have to be afraid.

Like the grass beneath your feet.

You don't have to be afraid.

They will wither away."

Cichy i spokojny wieczór. Za oknem nie dzieją się żadne zawirowania pogodowe. Wraz z Draco sprawdzamy, tak jak prawie codziennie, uczniowskie prace i przygotowujemy się do poniedziałkowych lekcji. Raz na parę chwil zamienimy kilka słów. Można by rzec: jest idealnie. Niczym niezmącony spokój to coś, co zawsze kochałem. Oczywiście zawsze znajdzie się coś lub ktoś, kto zawsze zaburzy tę harmonię.

Ku wielkiej uciesze blondyna, a także i mojej, postanowiła odwiedzić nas Clarissa.

-Cześć, chłopcy. - wbiega tak, jak zawsze: bez pukania, z przesłodzonym uśmiechem na ustach. Macha swoimi brązowymi kosmykami i bezceremonialnie zajmuje miejsce między nami.

-Dobry wieczór, Delacour. - wita się z nią Draco znudzonym tonem. Od razu przypomina mi się mój ostatni sen, co przyprawia mnie o zdecydowanie zbyt szybkie bicie serca. Potrząsam lekko głową, by pozbyć się natłoku myśli. - Co cię do nas sprowadza? Znów uciekły ci Niuchacze? - ciągnie, wcale nie odrywając się od pracy. Wygląda jakby obecność dziewczyny wcale go nie obchodziła. Zresztą, z pewnością tak właśnie jest.

-Chciałam po prostu pogadać. - wzrusza ramionami i zalotnie porusza rzęsami. Mam wrażenie, że nawet lekko uwodzicielsko i z pewnością to nie ja jestem tym, którego chce uwieść. - Prawda jest taka, że jesteście tutaj moimi jedynymi przyjaciółmi. Granger nie za bardzo chce ze mną rozmawiać. Mam wrażenie, że przede mną ucieka. Longbottom za to gada tylko o roślinach, o których ja nie mam bladego pojęcia. - z każdym słowem wyraźnie smutnieje.

-Och. - wyrywa mi się. Powiem szczerze, że zrobiło mi się jej trochę żal. Nie bardzo wiem, co powinienem powiedzieć w tej sprawie, dlatego jak zwykle siedzę cicho. Staram się wrócić do swojego zajęcia, ale dosyć marnie mi to wychodzi.

-Nie bierz tego do siebie. - wzdycha szarooki po chwili głębokiej ciszy. - Czasem nie warto zawierać przyjaźni. - wzrusza ramionami. Mam wrażenie, że to doprowadzi ją do szału.

-A to niby dlaczego? - dziwi się dziewczyna, unosząc brwi. Jej głos zaczyna wyraźnie drżeć.

-Mniejsze ryzyko, że ktoś cię zdradzi. - mruczy niewzruszony. Atmosfera w pomieszczeniu bardzo zgęstniała. Mam ochotę najzwyczajniej w świecie sobie pójść, ale nie mogę zostawić chłopaka w takiej sytuacji. Nigdy by mi tego nie wybaczył. Zapewne marudziłby coś o tym, że zostawiłem go na pewną śmierć, czy coś w tym stylu.

-Czyli uważasz nas wszystkich za zdrajców, tak? - krzyczy pełna oburzenia i gwałtownie podnosi się z krzesła, przy okazji je przewracając. Poczerwieniała na twarzy, a usta zacisnęła w wąską linię. - Nawet Harry'ego? - wskazuje na mnie palcem. Na ten gest unoszę prawą brew. Blondyn obdarza mnie przelotnym spojrzeniem.

-Chyba nie do końca mnie zrozumiałaś, Delacour. - kręci głową z politowaniem i próbuje uratować sytuację. Jednak chyba nawet on wie, że już na to za późno. - Jestem Ślizgonem, zawsze trzymam się swoich. - tłumaczy spokojnie. - Uważam, że do pewnego czasu, należy stosować zasadę ograniczonego zaufania.

-Najwyraźniej. - Clarissa wychodzi, efektownie trzaskając przy tym drzwiami. Oboje przez chwilę patrzymy w kierunku drzwi, oczekując dalszego rozwoju wydarzeń.

-Chyba przesadziłeś. - mruczę i wracam do sprawdzania uczniowskich prac.

-To ona zaczęła gadkę o przyjaźni i tych innych rzeczach. Czy ja wyglądam na kogoś z Hufflepuff'u? - prycha i po chwili robi to samo, co ja.

teachers • drarry [POPRAWA]Where stories live. Discover now