Nadrób to

6.7K 612 517
                                    

"Hold me up against the wall

Give it 'til I beg, give me some more

Make me bleed, I like it rough

Like it rough, rough, rough

Push up to my body, sink your teeth into my flesh

Hold me down and make me scream

Lay me on the floor

Turn me on and take me out

Make me beg for more"


Pierwszym, co robię to uciekam do swojego mieszkania. Na Hogwart nie mam siły. Ląduję u siebie, mając wielką nadzieję, że jakoś mnie to uspokoi. Jednak nie przynosi to oczekiwanego efektu, wkurzam się jeszcze bardziej. Przede wszystkim na samego siebie. Naprawdę nie wiem, po co tam poszedłem. Mogłem po prostu przyjść do siebie i zrobić to, co zamierzałem. Albo po najzwyczajniej w świecie zostać w Hogwarcie. Ale nie, ja wolałem się wystawić na pewną klęskę. Doskonale wiedziałem, że ona tam będzie i nic, absolutnie nic jej nie powstrzyma. Wiedziałem, że posunie się o krok za daleko i to właśnie zrobiła. Jednak ślepo wierzyłem, że świąteczna atmosfera trochę ją zatrzyma. I na pewno nie spodziewałem się, że zostanę z nią sam na sam przez chociażby sekundę w domu pełnym czarodziei. Jednak cuda się zdarzają. Szkoda tylko, że nie wtedy, gdy potrzeba.

Staram się oddychać głęboko, jakoś się opanować. Odliczam od jednego do dziesięciu, potem od dziesięciu w tył. I tak w kółko, że już zapomniałem, jaka liczba jest po czwórce. Mimo to nie potrafię się uspokoić. Zaczynam krzyczeć, najgłośniej jak tylko potrafię, prawie zdzieram gardło. Mam gdzieś, że sąsiedzi zaraz zaczną pukać i prosić, bym się zamknął. Ale nawet to nic nie mi daje. W końcu, w akcie ostatecznej desperacji rzucam jedną ze szklanek w przeciwległą ścianę. Pech chciał, że w tej samej chwili Draco postanowił deportować się do mnie, nawet nie używając kominka. Zdążył odsunąć się w ostatniej sekundzie. Gdybym go trafił... nie, nawet nie chcę o tym myśleć.

Marszczy czoło i prawie widzę znaki zapytania pojawiające się w jego oczach.

-Co ci jest? – pyta szeptem. Nic nie odpowiadam. Z kolejnym okrzykiem na ustach rzucam talerzem, tym razem w podłogę. Fakt, że mogłem go dość poważnie zranić, wkurza mnie jeszcze bardziej. – Hej, spokój! – łapie mnie za ramiona, bym już niczego nie tłukł i przytula do siebie. – Już lepiej? – głaszcze mnie delikatnie po plecach.

Gdyby nie on, szalałbym przez całą noc, a potem padł gdzieś w kącie i tak by się to skończyło. Mogłem się domyślić, że tylko jego obecność może mi pomóc. I będąc szczerym, cholernie się cieszę, że tu jest.

-Tak, dzięki. – uśmiecham się, doskonale wiedząc, że on i tak tego nie zobaczy. Po prostu nie mogę się powstrzymać. Nie odsuwam się jednak, ani myślę. - Co ty tu właściwie robisz? - przypomina mi się, że miał być u swojej ciotki.

-Impreza się skończyła, a nie chciałem być sam. - informuje. Muszę przyznać, że cieszę się z takiego obrotu spraw. - Więc? Może powiesz mi, czemu prawie mnie zabiłeś? – pyta po chwili. W jego głosie nie ma ani krzty wyrzutu, czy złości. Jest tylko coś na kształt troski, sam nie wiem.

-Nie chciałem. – odpowiadam szybko. Wyrzuty sumienia znów mnie dopadają. Przecież nawet nie wiem, co trzeba zrobić w tej sytuacji. Zanim przetransportowałbym go do Świętego Munga,  byłoby zdecydowanie za późno.

-Nie o to pytałem, Harry. – Harry. Czy on właśnie...?

-Czy ty właśnie powiedziałeś do mnie po imieniu? – uśmiecham się jeszcze szerzej, chyba najszerzej w całym moim życiu.

teachers • drarry [POPRAWA]Where stories live. Discover now