Occidere

3.3K 298 243
                                    


"Deep inside me, I'm fading to black, I'm fading
Took an oath by the blood of my hand, won't break it
I can taste it, the end is upon us, I swear
Gonna make it
I'm gonna make it"

Do tej chwili przygotowywaliśmy się całe dwa miesiące. Nasz plan jest tak misternie ułożony, że sam ledwie jestem w stanie go pojąć. Rozważyliśmy chyba wszystkie możliwe sytuacje, jakie mogą nam się przytrafić podczas misji i z każdej mamy dobre wyjście. Dzień w dzień dyskutowaliśmy o tym i upewnialiśmy się, czy każdy wszystko pamięta. Nawet Draco i Ron z tego powodu zakopali topór wojenny, co naprawdę mnie cieszy. Co prawda blondyn kilka razy prawie wyszedł z siebie, ale jakoś udawało mi się go uspokoić.

Nasz plan… Cóż, nie jest prosty. Mogę nawet powiedzieć, że balansuje na granicy absurdu. Wiele jego punktów ma podtytuł „może się uda”. Jedyne, co pcha nas w stronę wykonania wszystkiego od a do z, to głupia nadzieja, że możemy to zmienić. Najwięcej ma jej Draco, co jest bardzo zaskakujące. Zawsze podchodził do wszystkiego z niechęcią, a teraz wręcz tryska optymizmem i powtarza, że na pewno wszystko się uda. Naprawdę poważnie się zastanawiam, czy ktoś mi go nie podmienił.

Za to największą pesymistkę w naszej swoistej drużynie stanowi Hermiona. Nawet jeśli nie zawsze mówi co myśli, to jednak widać po jej minie i podkrążonych oczach, że nie ma o tym zbyt dobrego zdania. Prawdę mówiąc, mam wrażenie, że dziewczyna jest przerażona. Nigdy jeszcze nie widziałem jej w takim stanie.

Nadszedł jednak dzień, na który czekaliśmy od prawie trzech miesięcy. To właśnie dziś mamy zabić Voldemorta raz na zawsze. Brzmi prosto, ale wcale takie nie jest. Spotkamy się z taką ilością przeciwności, że nie potrafię sobie tego wyobrazić. Równie dobrze wszyscy możemy zostać zamordowani, zanim w ogóle przystąpimy do działania. Ale musimy podjąć ryzyko, nawet jeżeli będzie kosztować życie. Jeśli nie my, to nikt.

Oczywiście, McGonagall musiała powiadomić o naszym wybryku ministerstwo. Myślałem na początku, że zwiążą nam ręce, ale o dziwo pozwolili działać, a nawet zaoferowali kilku aurorów. Jednak im mniej osób będzie w tym uczestniczyć tym lepiej, dlatego odmówiliśmy. Naprawdę myślałem o tym, by iść tam sam i rozprawić się z Czarnym Panem. Dostałem jednak długą reprymendę o tym, jak bardzo jestem niepoważny i że ich nie doceniam. Przystałem więc na to by iść tam we czwórkę.

Pogoda jest dziś zaskakująco dobra, co naprawdę brzmi jak ironia. Słońce świeci od samego rana, a temperatura rośnie z każdą chwilą. Cóż, walka w czerwcowym upale nie będzie zbyt przyjemna, ale nie do nas należy wybór.

Dzień, który wybraliśmy do spełnienia naszej misji nie jest wcale przypadkowy. Dziś jest swoiste zebranie śmierciożerców, na które Draco jest zaproszony. Uznaliśmy to za dobry moment do ataku. Mam tylko nadzieję, że chłopak sobie poradzi z ukryciem prawdziwej strony. Nie chcę nawet myśleć o tym, jak mogłoby się to skończyć.

*

-Macie tu na mnie zaczekać, jasne? – tłumaczy nam Draco od początku, upewniając się, że wszyscy pamiętamy.

W jego oczach nie widzę żadnego strachu, ani niepewności. Wie dokładnie, jak ukryć swoje emocje. Nigdy nie uwierzę w to, że jest tak spokojny.

-Nikt nie powinien was tu zauważyć – ciągnie wyjaśnienia. – Postaram się wyjść jako ostatni, jeżeli mnie nie zobaczycie, uciekacie. Jasne? – mówi na koniec. Przez chwilę patrzy na mnie intensywnie. Sekundę później już go nie ma.

Miałem wielką ochotę go pocałować, przytulić, powiedzieć, że sobie poradzi. Ale teraz jest na to za późno. Chłopak jest na drodze do prawie pewnej śmierci, a ja siedzę schowany między drzewami jak tchórz. Teraz już nic z tym nie zrobię, muszę czekać.

teachers • drarry [POPRAWA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz