Żywy

3.2K 303 44
                                    

"It's probably somethin' that shouldn't be said out loud
Honestly, I thought that I would be dead by now
Calling security, keepin' my head held down
Bury the hatchet or bury a friend right now"

Budzę się nagle, uporczywie próbując złapać oddech. Nie jest to jednak zbyt proste – każdy, nawet najmniejszy ruch, powoduje piekący ból rozlewający się po całym ciele. Jakbym cały czas się palił. Zaczynam krztusić się powietrzem, bo nawet płuca bolą niemiłosiernie. Dostaję napadu ciągłego kaszlu, zaczynam się dusić. Słyszę nad sobą osobę szepczącą jakieś zaklęcie, dzięki któremu ból ustępuje, a ja ponownie odpływam.

Otwieram oczy dopiero wtedy, kiedy słońce zaczyna uporczywie świecić mi w oczy. Próbuję je zasłonić, chcąc jeszcze chwilę pospać, ale na nic się to zdaje. W końcu zaczynam szukać dłonią okularów by bezpiecznie wstać z łóżka. Jednak nie pozwala mi na to czyjaś ręka, lądująca na moim torsie.

- Jeszcze nie wstawaj, Harry – to Draco. To właśnie on szepcze. Mogę dosłownie wyczuć, że się o mnie martwi. Nie mogę tego znieść, nie potrafię.

- Daj mi okulary, proszę cię – zaczynam marudzić prawie jak małe dziecko.

Blondyn na szczęście podał mi szkła, przez co czuję się nieco pewniej. Mogę na niego nareszcie popatrzeć. Jego skóra przybrała kolor idealnej bieli, włosy ma kompletnie pozostawione same sobie, co nie jest w jego stylu. Oczy są tak sine, jakby nie spał od przynajmniej roku. Teraz to ja martwię się stanem jego zdrowia, bo czuję że coś jest nie tak.

- Jak się czujesz? – pyta po chwili, siląc się na uśmiech. Jednak żadnemu z nas nie do końca jest do śmiechu.

- Dlaczego w ogóle przeżyłem? – ignoruję jego słowa, bo odpowiedź zajęła by mi zbyt dużo czasu. Tym bardziej, że tak naprawdę nie wiem, jak się czuję.

Mój towarzysz wygląda na lekko zbitego z tropu. Wyraźnie się nad czymś zastanawia, a po chwili odchyla się na krześle jak gdyby nigdy nic.

- Zanim straciłeś zbyt dużo krwi, zabraliśmy cię stamtąd – opowiada mi ze skupieniem i zmarszczonym czołem. – Chciałem cię zanieść od razu do Snape’a, bo on najlepiej wie, co robić. Ale nawet u niego nie byłoby zbyt bezpiecznie, dlatego jesteś w Hogwarcie – wzruszył ramionami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Niestety, nie jest.

- Powinienem był umrzeć… - szepczę, bo nie mogę się pozbyć tej myśli z głowy. Pogodziłem się już ze śmiercią, a tymczasem nadal przyszło mi żyć.

- Nie mów tak, Harry – łapie mnie za rękę i mocno ją ściska. Tym razem uśmiecha się pokrzepiająco i całkowicie realnie. – Wszystko poszło, tak jak miało pójść. No dobra, może z wyjątkiem paru rzeczy… - tutaj przygryzł wargę i posmutniał na chwilę. – Ale wykonaliśmy plan. Voldemort i Blackheart nie żyją i to się liczy – jego słowa były przepełnione swego rodzaju dumą i wiarą, w to co mówi.

Nasze twarze znajdowały się bardzo blisko siebie, że prawie stykaliśmy się nosami. Tak bardzo zapragnąłem go pocałować, jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Bałem się jednak, że on może tego nie chcieć. Może dalej uważać, że mamy przerwę. Zacząłem w pewien sposób panikować i nawet miałem ochotę się odsunąć, ale chłopak uniemożliwił mi to, w ostatniej chwili zamykając mnie w szczelnym uścisku. Na całe szczęście rany już nie piekły i mogłem cieszyć się jego dotykiem do woli.

W końcu i on nie wytrzymał i pocałował mnie. Jego usta były dla mnie jak ulga, czekałem na niego już tyle czasu i stwierdzam, że było warto. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, co tak naprawdę do niego czuję.

- Kocham cię – wyrywa mi się, zanim w ogóle zdążam zauważyć. Mam wrażenie, że to jeszcze za wcześnie, że mogę go tym tylko spłoszyć. Jednak czasu nie cofnę.

Na szczęście jednak, blondyn wcale nie ucieka w popłochu przede mną, a za to uśmiecha się jeszcze szerzej. Jego uśmiech jest dosłownie jaśniejszy od słońca, które jeszcze przed chwilą świeciło mi w oczy.

- A ja ciebie – mruczy mi prosto w wargi i obdarowuje pocałunkiem kolejny raz.

Tym razem jest on dużo głębszy niż wcześniej. Dużo bardziej namiętny. Do gry weszły nasze języki. Byliśmy tak spragnieni swojej bliskości, że nie zauważyliśmy, kiedy pozbawiliśmy się nawzajem górnych części garderoby. Sytuacja zapewne rozwinęłaby się dalej, gdyby nie nagły krzyk przerażenia.

- To wy tak razem? – Clarissa, całkowicie zszokowana naszym widokiem, aż zbladła. To nie powinno mieć miejsca. – Przecież to obrzydliwe – jej mina idealnie potwierdzała słowa. Dziewczyna wybiegła z sali w sobie znanym kierunku.

- No to chyba mamy problem – prychnął Draco, oceniając jej zachowanie. Cały klimat wyparował, ale wiem że już niedługo to powtórzymy.

*

Zostaliśmy wezwani na rozmowę do McGonagall. Nie muszę być wróżbitą, by wiedzieć, co to oznacza, albo czego będzie dotyczyć rozmowa. Delacour najzwyczajniej w świecie się  wygadała i nie ma w tym absolutnie nic dziwnego. Co nie zmienia faktu, że oboje z Draco jesteśmy na nią maksymalnie wkurzeni.

Dyrektorka siedzi jak zwykle za swoim biurkiem, nieco bardziej zmęczona niż zwykle. Mimo to uśmiecha się do nas przyjaźnie, jakby absolutnie nic się nie stało.

- Chyba wiecie po co chciałam was widzieć, prawda? – spytała, czujnym wzrokiem mierząc nas znad swoich okularów. Kiwnęliśmy głowami, nie bardzo wiedząc co mówić. – Panna Delacour opowiedziała o tym incydencie chyba każdej osobie, jaką napotkała. To aż cud, że nie poszła jeszcze do Proroka Codziennego – westchnęła. Mimo to uśmiech nie schodził jej z twarzy. No tak, sytuacja jest nieco komiczna.

- Co teraz, pani profesor? – pierwszy odezwał się blondyn. Wyglądał na nieźle zaniepokojonego.

- Niestety, ale muszę wam podziękować – tym razem była już śmiertelnie poważna. – Dostałam masę listów od oburzonych rodziców. Nie chcą, by ich dzieci uczył ktoś taki i nie trafiają do nich żadne argumenty – oparła się o krzesło, chcąc chwilę odpocząć i przymknęła oczy. Widać, że nawet dla niej nie jest to proste. – Przepraszam, ale to moje ostatnie słowo.

- Dziękujemy, pani profesor – uśmiechnąłem się, bo naprawdę lubię tę kobietę.

- Powodzenia, chłopcy – zdążyła powiedzieć, zanim zamknęliśmy drzwi.

Spakowaliśmy się bardzo szybko i sprawnie. Po godzinie nie było ani śladu czyjejkolwiek obecności w tym gabinecie. Żal jest mi się z tym rozstawać, ale nie jestem zdziwiony. Dobrze wiedziałem, że będę tylko rok i nic tego nie zmieni.

Przez ten czas wiele się działo, ja sam wiele się nauczyłem. Mimo tych złych wydarzeń, to jednak nie żałuję. Bo w końcu tutaj znalazłem kogoś, kogo naprawdę kocham. Kogoś, kto również darzy mnie tym samym uczuciem.

Razem z Draco patrzyliśmy przez chwilę na Hogwart w blasku księżyca, by następnie złapać się za ręce i zniknąć do mugolskiego świata.

************************

Hi!

Tak, wiem rozdział miał być wcześniej. Jednak jak zwykle nie wyszło.

Pojawi się tu jeszcze epilog i nadejdzie koniec.

Kiedy? Mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu.

W medii macie moją królową. Posłuchajcie, proszę.

Na moim profilu ostatnio pojawiło się bardzo dużo nowych książeczek, głównie w tematyce k-popu. Jeżeli jest tutaj jakaś dobra duszyczka, to zapraszam serdecznie.

Love ya!

teachers • drarry [POPRAWA]Where stories live. Discover now