Randka

6.6K 618 493
                                    

"Just like nicotine, heroin, morphine

Suddenly, I'm a fiend and you're all I need

All I need, yeah, all I need

It's you, babe

And I'm a sucker for the way that you move, babe

And I could try to run, but it would be useless

You're to blame

Just one hit, you will know I'll never be the same"


Nadszedł ten dzień. Dzień, w którym idę do kina z Draco. Nic niezwykłego, przecież to normalne. Czasem wychodzi się gdzieś z przyjacielem, nawet jeśli się z nim całowało. Próbuję sobie wmówić, że to nic dziwnego. Wyszło na to, że myślałem o tym praktycznie przez całą noc. Dokładnie wyliczyłem ile razy przewracałem się z boku na bok. Leżałem chyba w każdej możliwej pozycji. Nawet rozważałem przejście na parapet. Ostatecznie jednak zostałem i przysnąłem na dwie godziny. Wątpię, czy tak mała ilość snu wyjdzie mi na dobre. Założę się, że wyglądam gorzej niż trup, niż Voldemort.

W nocy chyba sto razy zmieniałem mój strój na dziś. Lepszy będzie t-shirt, czy koszula? A może zwykła, czarna bluza? Jeansy, czy spodnie od garnituru? Skarpetki w znicze, czy w lwy? Lepsze będą proste trampki, a może te eleganckie? Zajmowało to moją głowę przez dobre siedem godzin. Co chwila tylko oglądałem się na chłopaka, czy przypadkiem go nie obudziłem. Nie chciałem, żeby zobaczył jak się miotam. W końcu wybrałem moje ulubione czarne jeansy, błękitną koszulę i trampki. No i oczywiście skarpetki w lwy. Chyba podświadomie próbowałem sobie nimi dodać odwagi.

W tej chwili, siedzę sztywno na swoim łóżku i czekam, aż w końcu blondyn wyjdzie z łazienki. Siedzi tam już dokładnie trzydzieści siedem minut. Tak, co chwilę spoglądam na swój zegarek. Nie mam nic lepszego do roboty. Oczywiście, mógłbym w tym czasie iść na przykład na śniadanie, ale i tak wiem, że nie dał bym rady zjeść czegokolwiek. Nawet kawa nie przeszła by mi przez gardło. Poza tym nie potrzebuję jej. Stres i adrenalina wystarczająco huczą mi w żyłach by nie pozwolić mi na uczucie zmęczenia.

Nie wiem, co ze sobą zrobić. Czuję jak dosłownie rozsadza mnie od środka. Nie mogę usiedzieć w miejscu. Z głośnym westchnieniem wstaję i zaczynam przechadzać się w te i z powrotem po pokoju. Przysięgam, że jeżeli Draco zaraz nie wyjdzie, to nie wytrzymam. Mój własny stres zje mnie na śniadanie. Zatrzymuję się przed oknem i szukam czegoś, co mogłoby mnie zainteresować, na czym mógłbym się skupić. Zaczynam stukać paznokciami o parapet, próbując choć na chwilę się opanować. Nic nie pomaga. Chyba jeszcze nigdy w swoim życiu tak się nie denerwowałem. A przecież to tylko zwykłe wyjście do kina. Chociaż, może powinienem zacząć nazywać rzeczy po imieniu – to randka. I to Clarissa mi ją załatwiła, za co powinienem jej dziękować do końca swoich dni. Zapewne nigdy nie odważyłbym się na wyjście z taką inicjatywą. A podobno Gryfoni są odważni...

Moje przemyślenia i żale przerywa blondyn wychodzący z toalety. Ubrał się w czarne, materiałowe spodnie i w tym samym kolorze, dopasowany golf. Kontrast ciemnych ubrań i bladej skóry oraz włosów dosłownie boli. Nie byłby jednak sobą, gdyby wyszedł w normalny sposób. Zamachnął różdżką nad swoją głową i stworzył wokół siebie dość specyficzną aurę. Jakby w przestrzeni kilka centymetrów od niego migotało tysiące gwiazd. Lśniące punkty znikają po kilku sekundach.

-Jesteś strasznie atencyjny. – odzywam się z lekkim przekąsem, patrząc na jego poczynania. Nie mogę powstrzymać jednak koślawego uśmiechu.

-Powiedz mi coś, czego nie wiem. – wzrusza ramionami, nic sobie nie robiąc z mojej uwagi.

-To niemożliwe, poznajesz sekrety innych, zanim oni sami się o nich dowiedzą. – krzyżuję ręce na piersiach. – A sam nie pokazujesz prawie żadnych emocji. – kontynuuję, cicho wzdychając. Szarooki odpowiada mi tylko miną mówiącą „nie mam pojęcia, o czym mówisz".

teachers • drarry [POPRAWA]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora