Rozdział 23 Zmarli też śpią

3.2K 363 28
                                    

Diabolik lovers opening (Mr. SADISTIC NIGHT)

– Alesia –

A więc Sisif naprawdę został Alfą... Nie żebym nie była pewna jego uczuć, ale jej słowa wywołały na mojej twarzy uśmiech. Zrobił tak wiele, dla mnie. To... Sprawia, że czuję się bezwartościowa. Mój przeznaczony jest wstanie poświęcić tak dużo, a ja? Co takiego mu dałam przed całe swoje życie? Nic, nic oprócz zmartwień i problemów. Zacisnęłam dłonie w pięści. Muszę coś wymyślić i się mu odpłacić za to wszystko.

– Dziękuje, Julio... – wyszeptałam, a ona wzruszyła ramionami.

– Nie ma sprawy! – zawołała. – Ale jestem pewna, że zamiast o Sisifie wolałabyś porozmawiać o swojej matce – powiedziała.

Spojrzałam na nią zaskoczona. A więc ona ją znała! Czyli, że rudowłosa jest tą Julią! Wyprostowałam się, a po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz podekscytowania. Już za chwile dowiem się czegoś o życiu mojej matki.

– Tak, masz rację – przyznałam szybko. – Jeślibyś mogła, opowiedziałabyś mi o niej? – spytałam, modląc się w duchu, by się zgodziła.

Julia skinęła głową.

– Pewnie – odetchnęłam z ulga. Chwała bogu! – Poznałam twoją mamę, kiedy miałam pięć lat. Byłam dzieckiem, które pchało się do wszystkiego, a Nina już od naszego pierwszego spotkania, zainteresowała mnie. Była człowiekiem i to było dla mnie strasznie dziwne. Wujek, patrzył na nią z miłością – przynajmniej tak myślałam. Jednak w jego oczach kryło się coś jeszcze. Gdybym wtedy zrozumiała, o czym tak dokładnie rozmawiał z Nersem, to może Nina zorientowałaby się o jego kłamstwach szybciej! – zawołała wściekła. – Klaus oszukał ją i wykorzystał całą swoją rodzinę, w celu zyskania jej sympatii. Nie robił nic z dobroci serca, a każde jego słowo i czyn były tylko częścią planu. Choć z drugiej strony... Robił to dla swojej rasy... - wyszeptała z melancholią.

To nadal niewiele... Mimo to mam nadzieję, że powie mi o wiele więcej. Jednak... Postać Klausa budzi we mnie obrzydzenie i coś w rodzaju szacunku. Jego działania nie były poprawne, ale - tak jak powiedziała Julia - robił to by jego lud przetrwał. Możliwe nawet, że sam nie zauważył, że to wszystko było spowodowane strachem. On bał się, że moja matka uruchomi urządzenie i zgładzi wszystkich. W jakiś sposób potrafię go zrozumieć...

- Mówiąc szczerze twoja matka uratowała mi życie - wyznała. - Gdyby nie ona, ja... Byłabym już dawno martwa. Nina był odważna, uparta i bezczelna. Jednak nie kojarzy mi się tylko z dobrymi rzeczami. Mówiąc szczerze za młodu straciłam matkę. Wszyscy mówili, że została wygnana, jednak mój ojciec przed śmiercią wyznał mi prawdę. Opowiedział mi o każdym przewinieniu wuja i o tym jak Nina Secret skazała Natalię na śmierć.

Zagryzłam wargę. Trochę mi wstyd... Zmuszał ją do opowiadania tak nieprzyjemnych rzeczy... To na pewno ją boli.

- EJ! Głowa do góry! - zawołała, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Nie mam jej tego za złe - oznajmiła.

Pokręciłam głową. To niemożliwe. Nie ważne, co powie, jestem pewna, że musi czuć choć odrobinę żalu i złości. Nie ważne jaka by była, matka to matka i jej strata zawsze boli.

- Nina zastąpiła mi ją, lecz później wszystkie kłamstwa wyszły na jaw. Nienawidziłam wuja. Obwiniałam go o wszelkie zło, jakie mnie spotkało. Gdyby nie jego czyny, moja matka nie zaczęłaby wariować, a życie Niny nie potoczyłoby się w ten sposób - wyjaśniła szybko. - Wszystko byłoby o wiele lepsze! - dodała pod koniec.

Ona się myli. Nie może stwierdzać, że wtedy byłoby lepiej - może dla niej, lecz co z innymi? Gdyby moja matka Nie przeżyłaby tego wszystkiego, bardzo prawdopodobne, że nie spotkałaby się z moim ojcem, a ja, Julia i Sisif moglibyśmy się nigdy nie narodzić. Może to egoistyczne, ale cieszę się, że się urodziłam i nie mam zamiaru tego zmieniać.

Nie mówiąc już nic, opadłam na materac. Przyglądałam się sufitowi, czekając na powrót blondynka. Niedługo po tym zmorzył mnie sen.

W chwili, kiedy otworzyłam oczy i ujrzałam to piękne niebo, moje usta wykrzywiły się w uśmiechu. Znów tu jestem... – pomyślałam, siadając. Rozejrzałam się, szukając wzrokiem Arediego. Zauważyłam go dopiero po chwili. Siedział pod jakimś drzewem z zamkniętymi oczami. Czyżby spał? Wstałam, po cichu zbliżając się do niego. To byłoby dziwne, że zmarły potrzebuje snu do funkcjonowania. Będąc już obok mężczyzny, nachyliłam się nad nim. Muszę przyznać, że kiedy śpi wygląda bardzo słodko. Zupełnie jak... Pokręciłam głową. Dlaczego zawsze porównuje go do mojego przeznaczonego? Nagle mężczyzna poruszył się, otwierając leniwie oczy. Na początku jego spojrzenie było zamglone, lecz już po chwili jego tęczówki rozbłysły dziwnymi iskierkami.

– Witaj... – wyszeptałam, nie wiedząc, co jeszcze mogłabym powiedzieć.

– Witaj, Alesio... – odpowiedział równie cicho co ja.

Usiadłam obok niego, a on otoczył swoje ramiona wokół mojego ciała. Nie wiem dlaczego, ale nie przeszkadzało mi to. Czułam się przy nim bezpieczna. Zupełnie jak przy Sisifie... No nie! Znowu ich do siebie porównałam! Zazgrzytałam zębami zirytowana. A może to jego jakiś przodek? Nie... To mało prawdopodobne. Aredi jest Meditem, a Sisif wilkołakiem. Nagle coś sobie przypomniałam.

– Aredi, powiedź, jest sposób na zniszczenie broni stworzonej przez twój lud? – zapytałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony.

– A więc się o tym dowiedziałaś? – spytał, kręcąc zrezygnowany głową. – Nie chciałem by ten moment nadszedł tak szybko – wyznał.

Zaśmiałam się.

– Ale jednak, stało się, – rzuciłam, poważniejąc – a teraz chcę wiedzieć, istnieje sposób na zniszczenie tego?

CDN

No i mamy! Co sądzicie? Kolejny już w środę! :D

(Data opublikowania tego rozdziału: 17.07.17r)



AlesiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz