Prolog

127 6 16
                                    

Okolice wulkanu Sanford, Alaska, 2025 rok

Ogromna, ośnieżona góra przyprawiała o dreszcze nawet największych śmiałków. Zwłaszcza teraz, kiedy na tym terytorium spadł poprzedniej jesieni pewien meteoryt. Ludzie, którzy widzieli ową spadającą gwiazdkę, przestali się zapuszczać w te okolice. Biła od niego pewna osobliwa aura, jakby... magia.

Od momentu, w którym meteoryt zagościł na górze Sanford, mieszkańcy pobliskich miast mogli zaobserwować codzienne zorze polarne, a także niezwykle silne pole magnetyczne w promieniu trzydziestu kilometrów wokół wulkanu. Innymi słowy, każdy, kto się znalazł w obszarze namagnesowanym, tracił różne metalowe przedmioty, które wędrowały natychmiast do meteorytu. W ten sposób wielu ludzi natychmiast uciekało, w obawie, że ktoś ich zaraz zaatakuje.

Lokalny oddział L.A.S.T. dowiedział się o tej dziwnej anomalii i wyruszył, by wybadać sytuację. Od pięciu lat bowiem trafiło w ich ręce już trzy kamienie, które podobnie jak ów meteoryt przybyły na Ziemię i wywołały zamieszanie swoją obecnością. Trzy lata przed słynnym atakiem Mrocznego Egzekutora u podnóży El Misti wylądował zielony kamień, który manipulował czasoprzestrzenią wokół siebie. Tamtejszy oddział L.A.S.T. musiał się sporo natrudzić, by go odnaleźć, a później także przechwycić, ostatecznie do bazy trafił w dwa tysiące dwudziestym drugim. W tym samym roku pojawił się również inny meteoryt - pomarańczowy kamień, który zakrzywiał pole grawitacyjne. Ten znalazł się u stóp Fudżi, potężnego, wciąż czynnego wulkanu. Gdyby w porę nie został odnaleziony, Fudżi prawdopodobnie zesłałby na ziemię piekło. Teraz wiadomo, że na świat przybyły kolejne dwa meteoryty, jeden właśnie na Alasce, a drugi w Afryce.

Sanford stanowił niemałe wyzwanie dla agentów. Droga na szczyt przypominała zjazd narciarski, a poszukiwacze meteorytu brodzili w śniegu po kolana. Uzbroili się w narzędzia odporne na przyciąganie magnetyczne, więc obcy kamień nie miał na nich żadnego wpływu. Kiedy byli coraz bliżej, czuli jedynie okropny mróz zwiększający się wraz z wysokością nad poziomem morza, a także jeżące się włosy jako objaw tego osobliwego pola magnetycznego.

W pewnym momencie agentów poraziło jasnofioletowe światło. Nawet nie byli jeszcze na szczycie, a już w oddali widzieli mały, promieniujący klejnot. Dalsza droga zajęła im zaledwie pięć minut. Byli w połowie drogi na górę Sanford. Cały czas przyświecała im intensywna zorza polarna, obejmująca wszystkie kolory tęczy. Kiedy podeszli do "straszliwego meteorytu" leżącego obok jaskini, jeden z agentów ośmielił się rzec:

- I o to tyle krzyku?

- Nikt się tu nie zapuszczał, więc nikt nie wie, co powodowało te wszystkie anomalie. Trudno się dziwić, że ludzie się boją - wyjaśniła agentka, która stanęła obok mężczyzny. - Bierzmy to i spadajmy.

- Dawson do centrali. Mamy to - powiedział do komunikatora inny agent. - Fioletowy kamień jest w naszych rękach.

Osoba z centrali odpowiedziała w słuchawce, że przyjęła to do wiadomości. Po jej potwierdzeniu agenci schowali kamień do specjalnego pudełka, a wraz z nim całe światło, które wytwarzał.

Zorza zaczęła gasnąć. Wszyscy udali się do zejścia. Na dole czekał na nich myśliwiec, który zabierze ich do bazy, w której przechowywane są pozostałe kamienie, łącznie z Elementem Egzekutora. Tam L.A.S.T. prowadzi nad nimi badania. Do tej pory udało im się stwierdzić, że poza kriokinezą posiadają kamień chronokinezy i gyrokinezy. Fioletowy kryształ wielkości paznokcia zapewni im jeszcze magnetokinezę. W ten sposób dyrektorzy Lokalnej Agencji do Zadań Specjalnych będą mogli obsadzić kolejną grupę o nadprzyrodzonych mocach, która będzie wspomagać Legendarną Czwórkę. Takie przynajmniej plany snuł dyrektor generalny placówki w Wielkiej Brytanii.

Elements 3Where stories live. Discover now