[19] Nasza obietnica

8.2K 439 1.7K
                                    


Hinata

Jesienny wiatr wiał w moje roztargane włosy. Razem z Kageyamą chodziliśmy po parku. Oczywiście to ja musiałem go namówić na wyjście.

-Nawet nie wiem po co tu przyszedłem.- odezwał się poprawiając szalik- Pozatym jest za zimno.

-Nie przesadzaj. Aż tak zimno nie jest.

-Jeśli się rozchoruję to będzie Twoja wina.

-Wtedy będę się tobą opiekował.

Spojrzał na mnie wzrokiem pełnym nienawiści i zatrzymał się, a ja razem z nim. Złapał mnie za ręce i wrzucił do najbliższej kupki kolorowych liści. W jednej chwili on zaczął się śmiać, ja w tym czasie podniosłem się i rzuciłem w niego tym co miałem pod ręką. Teraz to ja się śmiałem.

-HINATA!

Zacząłem uciekać w głąb drzew. Schowałem się za jednym z nich i nasłuchiwałem. Słyszałem szmer liści i kroki, które raz były blisko, a raz daleko. Kiedy stała się ogromna cisza wyjrzałem zza drzewa. Potem leżałem już pod Kageyamą, śmiejąc się.

-Złapałeś mnie. I co teraz?

Nie odpowiedział, tylko dalej wpatrywał się we mnie. Skorzystałem z okazji i przewróciłem go tak, że teraz to ja na nim leżałem.

-Co teraz?-powtórzyłem pytanie.

Znowu nie odpowiedział. Złapał mnie za policzek i pocałował. Poczułem się jak wtedy kiedy po raz pierwszy się całowaliśmy. Te wszystkie chwile, spędzone razem przeleciały mi przed oczami.

Odsunąłem się od niego i powoli wstałem, podając mu rękę. Chwycił ją bez najmniejszego zastanowienia.

-To co teraz robimy?- zapytał.

-Zimno mi się zrobiło więc...wrócimy do domu?

-Teraz to ci zimno, a jak ja wcześniej narzekałem to już problem.

-No bo...chłodniej się zrobiło.- oplotłem się bardziej rękami, aby się trochę ogrzać.

-Chodź tu.

Zbliżyłem się do niego. Teraz to on oplótł mnie szczelnie swoimi ramionami. Czułem się bezpieczny. Czułem się...kochany. Zacisnąłem mocniej ręce na jego płaszczu.

-Tobio...? Kochasz ty mnie?

-Kocham jak nikogo innego. Czemu o to pytasz?

-Chciałem się upewnić...- podniosłem głowę i spojrzałem w jego oczy-...czy jesteś.

-Jestem. I zawsze już będę. Obiecuję.

-To za mało!- odczepiłem się od niego- Musisz mi przysiąść! Na mały palec.

Przyłożył swój mały palec do mojego. Zamknął oczy, ja zrobiłem to samo.

-Obiecuję...-zaczął-...być zawsze przy tobie. Nieważne co się stanie.

-A ja obiecuje, że nigdy nie przestanę cię kochać.

***

Za oknem padał intensywny deszcz. Bądźmy szczerzy. Znowu zapomniałem parasola. A na domiar złego, musiałem posprzątać salę.

Krople zimnej wody kapały w szyby, a ja siedziałem na jednej z ławek. W pomieszczeniu nie było dość ciepło, dlatego co chwilę drgałem z zimna. Gdybyśmy jeszcze mieli trening. Czemu trener Ukai rozchorował się w najgorszym momencie? Usłyszałem otwieranie drzwi i odwróciłem się w tamtą stronę. W drzwiach stała dziewczyna z mojej klasy. Jak ona się nazywała? Yuri...Yuki...Yui!(dop.aut~dodałam nową postać, będzie ona ważną częścią tej opowieści)

-Hej. Czemu nie pójdziesz do domu?- zapytała podchodząc do mnie.

-Zapomniałem parasola.

-Może...chciałbyś...pójść ze mną?

-Naprawdę?! Z chęcią!

Yui podeszła do swojej ławki, wyjęła z niej jakieś pudełko i schowała je do swojej torby. Po chwili razem ruszyliśmy do wyjścia.

Deszcz stał się jeszcze bardziej mocniejszy, co spowodowało, że czasami opierałem się o ramię brunetki. Miło z jej strony, że wzięła mnie pod swój parasol. Spojrzałem na brunetkę. Wyglądała na dość spietą całą sytuacją i na dodatek zrobiła się czerwona. Nie jest przypadkiem chora?

Po chwili znaleźliśmy się przed moim domem. Skąd ona wiedziała gdzie mieszkam?

-Skąd~

-Mieszkam dwie przecznice z tąd. Czasami jak szłam to widziałam jak wchodziłeś do tego domu.

-Aha. Dziękuję, że mnie odprowadziłaś Yui-chan.- uśmiechnąłem się do niej, a ona jak na zawołanie poczerwieniała na twarzy.

Pomachałem jej na pożegnanie i wszedłem do swojego domu. Po przekroczeniu progu z kuchni doszedł do mnie zapach obiadu. Na samą myśl o tym robiłem się głodny.

Yui

Po odprowadzeniu Shouyou do domu, sama skierowałam się w stronę swojego. Policzki niemiłosiernie mnie piekły. Czemu? Znowu to czuję...To jest takie głupie. Nie mogę tego czuć.

Weszłam do mieszkania. Od rana nie zmieniła się tu żadna rzecz. Cóż...no może na ścianie jest nowa plama po alkoholu. Zdjęłam buty, parasolkę odłożyłam na bok i skierowałam się w stronę swojego pokoju.

-A czemu przyszłaś tak późno?!- w progu kuchni stanęła moja, jak zwykle pijana matka.

-Odprowadzałam kolegę.

-Zakupy zrobiłaś?!- upiła dużego łyka z jeszcze pełnej butelki piwa.

-Tak. Rano. Są w szafkach.

Odeszłam od niej i otworzyłam drzwi pokoju. Tak szybko jak otworzyłam drzwi, tak szybko je zamknęłam. Odłożyłam torbę na biurko i rzuciłam się na łóżko.

Kiedy to wszystko się zaczęło? Cóż. Od kiedy tata zostawił mamę dla młodszej, ona stała się bardziej agresywniejsza. Po pracy piła coraz więcej i więcej, nie mogąc przestać. Dziwne. Zazwyczaj to ojcowie popadają w takie nałogi. Z dnia na dzień było coraz gorzej. Współczułam matce jej straty, ale kiedy tata odszedł ja pogodziłam się z jego stratą. A ona? Nawet nie raczyła się podnieść. Zawsze mówiła: ''To wszystko jego wina!'', ''To przez niego wszystkie problemy!''. Ale największym problemem dla niej jestem ja. Od trzech lat, traktowała mnie jak śmiecia. Wykorzystywała. Tylko dlatego, że byłam zbyt podobna do mojego ojca, przez co wszystkie obowiązki domowe spadły na mnie. Jeszcze musiałam pogodzić z tym szkołę.

Pewnego słonecznego dnia, a właściwie pochmurnej nocy wróciła do domu tak bardzo pijana, że prawie spadła ze schodów. Próbowałam jej pomóc, ale tego się nie spodziewałam. Byłam wtedy w drugiej klasie gimnazjum. Myślałam wtedy, że może się jeszcze zmienić lecz myliłam się. Wyciągnęłam do niej rękę, a ona...pobiła mnie. Kopała. Poniżała. Prawie udusiła. Po tym wszystkim nie byłam już sobą. Zmieniłam się tak samo jak ona.

Nie wytrzymałam. Rozpłakałam się w poduszkę. Mam jeszcze większe problemy niż matka pijaczka. Moje zimne serce spotkało wybawienie w postaci...kogoś bliskiego. Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale on zawaładnął moim sercem kiedy pierwszy raz go spotkałam.

Tylko był problem.

Ja nie zasługiwałam na to uczucie. Jestem zbyt naiwna na jakąkolwiek relację z drugim człowiekiem. Nie zasługiwałam...nie zasługiwałam...nie zasługiwałam...nie po tym co przeszłam. Nie po tym co mi zrobiono. Od tamtego czasu jestem sobą obrzydzona. Ich było po prostu za dużo.

__________

Witajcie moi drodzy.

Jak na razie jest to pierwszy rozdział. Dużo myślałam i pomyślałam, że nie jestem w stanie teraz zakończyć tego ff.

Yupi! Jeszcze nie koniec!

Mam nadzieję, że miło będzie się czytało tą kontynuację. Do zobaczenia! =^-^=

Zagrajmy jak dawniej [2] |Kagehina|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz