~ I ~

4.4K 180 24
                                    

Jak codziennie, dokładnie w południe weszłam na strzelnicę. Pokazałam karnet kobiecie w recepcji i poszłam w kierunku sali i stanowiska numer 4, mojego ulubionego. Chciałam odwiesić swoją torbę na wieszak tuż za wejściem, ale nigdzie nie dostrzegłam mojego nauczyciela strzelectwa - zamiast niego stało tam dwóch czarnoskórych mężczyzn ubranych w czarne garnitury, które ozdabiały przypinki z dziwnym logo. Zatrzymałam się i popatrzyłam na nich ze zdziwieniem. Nie wiedziałam, czy powinnam cokolwiek powiedzieć, dlatego milczałam. Nie musiałam jednak długo czekać na rozpoczęcie rozmowy.

— Pani Julia Angel? — odezwał się jeden z nich, wyższy i z kilkudniowym zarostem.

— Tak, to ja — odpowiedziałam spokojnym tonem. Mężczyźni popatrzyli na siebie przez chwilę, po czym ten drugi, niższy zabrał głos.

— Jestem agent Wyre, a to agent Juke. Jesteśmy z agencji T.A.R.C.Z.A. — zaczął. — Przyszliśmy tutaj, żeby zabrać panią na spotkanie.

— Spotkanie z kim? — zapytałam obojętnie, stawiając torbę na ziemi. — Nie pamiętam, żebym umawiała się dzisiaj z kimkolwiek innym niż panem Johnsonem.

Prawda jest taka, że jedynymi ludźmi z jakimi umawiałam się na spotkania poza panem Johnsonem, moim trenerem, byli klienci warsztatu. Rozmowa wstępna, naprawa i rozliczenie. To wszystko. Niektórzy byli stałymi klientami, inni przychodzili tylko raz i już więcej się nie spotykaliśmy. Nie miałam nawet zatrudnionych pracowników, wszystko robiłam sama - lubiłam mieć to pod kontrolą.

— Parę osób oczekuje na rozmowę z panią. To... nic wielkiego. — zawahał się lekko przy ostatnim zdaniu.

— Jeśli to konieczne. — chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. — Mogę chociaż wiedzieć czego będzie dotyczyło to spotkanie?

— Niestety nie możemy udzielić tej informacji. Dowie się pani wszystkiego na miejscu. — odezwał się wyższy z nich.

To on poszedł pierwszy, a niższy pokazał mi gestem, że mam iść przed nim. Podniosłam torbę i poszłam przodem. Byli tak bardzo tajemniczy, że myślałam, że chcą mnie wciągnąć w jakąś pułapkę. No cóż, jeżeli nawet jest to coś złego i nie będę mieć szans, przynajmniej zobaczę się z Tatą.

— Dziękujemy, Cindy — usłyszałam jak agent Wyre mówi do recepcjonistki. — Do zobaczenia.

— Do zobaczenia, John. — odpowiedziała pani May z uśmiechem. Do tej pory nie widziałam, że tak ma na imię. Widać było, że ona i agent Wyre dobrze się znają. Może to ona przyczyniła się do zaistniałej sytuacji? Muszę przyznać, że byłam bardzo ciekawa tego, co się później ze mną stanie.

Agenci zaprowadzili mnie do zadbanego SUVa. Agent Juke usiadł za kierownicą, a Wyre siedzenie dalej niż ja. Chyba nie chciał, żebym czuła się niekomfortowo - no cóż, i tak było na to już za późno. Nie wiem nawet dlaczego zgodziłam się tu wsiąść.

***

Po piętnastu minutach, trzech światłach przejechanych na czerwonym i jednym prawie potrąconym przechodniu dotarliśmy na miejsce.

— Jesteśmy — powiedział agent Juke. To jeden z bardziej nieodpowiedzialnych kierowców, z jakimi miałam nieprzyjemność jechać.

Wyszłam z SUVa, a moim oczom ukazał się przeogromny budynek Stark Tower. Dlaczego przywieźli mnie właśnie tutaj, pod siedzibę Tony'ego Starka, jednego z najbogatszych ludzi na świecie i superbohatera, znajdującą się w samym centrum miasta? Poczułam jednak ulgę, że nie wywieźli mnie gdzieś za miasto z zamiarem zrobienia niewiadomo czego.

Osobisty Superbohater | Kapitan AmerykaWhere stories live. Discover now