~ II ~

3.6K 172 28
                                    

Gromowładny w mgnieniu oka podał mi krzesło, na którym natychmiast usiadłam.

— Twój tata był naszym mechanikiem. Pod przykrywką własnego warsztatu naprawiał nasze samochody, które nie były sprawne albo ucierpiały podczas akcji. Wszystko działało idealnie, dopóki Hydra się o tym nie dowiedziała. Polowali na twojego ojca od miesięcy, ale nie chcieli niczego zrobić przy tobie. Nie chcieli mieć świadków. Zwłaszcza dziewiętnastolatki w pełni świadomej tego, co dzieje się wokół niej. — na ekranie multimedialnym za Furym pojawiło się jakieś logo, najprawdopodobniej Hydry, o której mówił przed chwilą.

Czułam, jak gdyby ziemia zaczęła uciekać mi spod nóg, nawet jeżeli siedziałam na krześle. Mój Tata... Mechanikiem T.A.R.C.Z.Y.? To znaczy, że ja też im pomagałam. Nieświadomie, ale jednak.

— Andrew był wspaniałym człowiekiem. — wiem, od zawsze miałam tylko jego. — Był świadomy zagrożenia, które nad nim ciążyło. Chciał nauczyć cię wszystkiego, żebyś poradziła sobie w życiu. Wiedział, jak bardzo to kochasz. Na początku chcieliśmy zwerbować cię jako mechanika, na miejsce twojego ojca. Daliśmy ci czas, żebyś pogodziła się z jego stratą. Ale nie dałaś za wygraną, czułaś złość, chęć zemsty. I ze względu na postępy, jakie poczyniłaś przez ostatni rok, zmieniliśmy zdanie. Poradziłaś sobie, stałaś się odporna, wytrzymała. Teraz chcemy cię w naszej drużynie.

— Czy wy naprawdę myślicie, że kiedykolwiek poradzę sobie ze stratą najważniejszej osoby w moim życiu? — zapytałam z niedowierzaniem. Nigdy sobie z tym nie poradzę. A już na pewno nie sama.

— No cóż, w ekipie zawsze jest raźniej, prawda? – odezwał się jak dotąd milczący łucznik.

— Mogłabym to usłyszeć jeszcze jakiś rok temu. Jednakże, jakoś do tej pory radziłam sobie sama. Teraz też dam sobie radę sama — nie wierzyłam we własne słowa. Łzy powoli zaczęły napływać mi do oczu. Chyba za długo byłam za silna.

— Przemyśl naszą propozycję, tylko o to cię proszę — powiedział Fury. — Wiemy, kim oni byli.

— Niczego nie obiecuję. Miłego dnia. — powiedziałam, zabierając torbę z podłogi. Szybkim, pewnym krokiem wyszłam z pomieszczenia, zapominając o tym, że jeszcze parę minut temu czułam się tak, jakbym miała osunąć się w nicość.

Propozycja zniszczenia tamtych... Podludzi, bo inaczej nie da się ich nazwać, była bardzo kusząca. Ale gdzie byli dokładnie rok temu, kiedy umarł mój tata? Kiedy byłam zupełnie sama, pozbawiona jakichkolwiek chęci do życia?

***

Po powrocie z agencji poszłam pobiegać. Długo i intensywnie, aż negatywne emocje przestały przeszkadzać mi w egzystencji. Wróciłam do domu. Było mi bardzo gorąco, ociekałam potem. Zamknęłam drzwi na klucz i poszłam do pokoju wziąć czyste ubrania. Poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i ubrałam się. Włączyłam klimatyzację i zaczęłam oglądać film, który akurat leciał w telewizji. Nic z niego nie rozumiałam, cały czas rozpamiętywałam to, co Fury opowiedział mi o moim Tacie.

Nim się obejrzałam, był już wieczór. Zabrałam torebkę z telefonem, portfelem, dokumentami, kluczami i wyszłam z domu. Szłam w kierunku miejsca, które tak często odwiedzałam w przeciągu ostatniego roku.

Po schodach na górę, w prawo, w lewo, prosto i jeszcze raz w prawo. To tam, prawie na samym końcu cmentarza, był grób mojego Taty. Nie chciałam, żeby leżał przy głównej alei. Zawsze cenił sobie prywatność, ciszę i spokój. Nie chciałam, żeby ktokolwiek Mu je zakłócał. Zobaczyłam na grobie wiele bukietów i wiązanek. Zdziwiłam się, bo nikogo tutaj nie mieliśmy. Matka uciekła do innego kiedy miałam tylko trzy lata, zostawiajac nas samych. Ale bez niej było nam lepiej. Po chwili uświadomiłam sobie, że być może to współpracownicy Taty z T.A.R.C.Z.Y.

Usiadłam na płycie i przez chwilę miałam wrażenie jakbym siedziała Tacie na kolanach, jak za dawnych dobrych czasów. Włożyłam do wazonu bukiet świeżo ściętych róż, które kupiłam w kwiaciarni po drodze. Zerknęłam na tabliczkę:

Andrew Angel
17.02.1965 - 24.07.2010

Nie mogłam się powstrzymać, ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Nagle usłyszałam trzask łamanych gałęzi, ktoś tu był. Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał godzinę 22:47. Spędziłam tutaj prawie cztery godziny, całkowicie straciłam poczucie czasu. Zastanawiałam się, kto mógłby być tutaj o tej godzinie.

Hipokrytka. Przecież też tutaj jesteś. Nie znasz, nie oceniaj.

Jednak cały czas miałam przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. I to nie było nic przyjemnego. Obróciłam się w stronę drzew i wytężyłam wzrok, jednak nie dostrzegłam nikogo ani niczego. To pewnie tylko jakiś zwierzak, nie panikuj. Dasz sobie radę.

Ale mój instynkt podpowiadał mi, że to nie był zwykły zwierzak, dlatego wstałam i poszłam w stronę wyjścia. Nie przeżegnałam się, nie jestem osobą wierzącą. Posłałam Tacie jedynie smutne spojrzenie i wróciłam do domu.

Jedyne o czym w tej chwili marzyłam to sen.

Osobisty Superbohater | Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz