~ IV ~

3.3K 155 15
                                    

— Żałujesz tego, że się zgodziłaś? — zapytał mnie.

Nie wiedziałam dlaczego, ale poczułam, że mogę mu zaufać. Że w końcu mogę powiedzieć komuś jak się czuję, co mnie gryzie. Usiedliśmy na podłodze i oparliśmy się o ścianę. Zdjęłam drugą rękawicę i rzuciłam obie obok moich nóg.

Opowiedziałam mu wszystko: o moich pasjach, szkole, warsztacie, moim Tacie, wizycie agentów na strzelnicy, Hydrze, incydencie na cmentarzu i w Central Parku. O mojej chęci zemsty. Nawet o tym, że nigdy nie miałam chłopaka, co nie wynikało z tego, że nikt mnie nie chciał - po prostu jeżeli miałabym być z byle kim, to nie chciałam być z kimkolwiek. Nie obchodził mnie niczyi status materialny ani wygląd. Ja tylko nigdy nie poczułam do nikogo nic poważnego. To znaczy... Być może znalazłaby się jakaś jedna, jedyna, szczególna osoba.

~~~

Słuchałem jej uważnie, chciałem dowiedzieć się jak to wszystko wyglądało z jej punktu widzenia. Wiedziałem, że muszę ją chronić. Nie była słaba. Ani fizycznie, ani psychicznie. Ale tęskniła i odczuwała ból, a właśnie takie osoby najłatwiej jest dopaść i zniszczyć.

Powiedziała mi, że jedyną rzeczą, jaka chroni ją przed popadnięciem w obłęd jest chęć zemsty na ludziach, którzy zamordowali jej ojca. Nigdy nie poznałem osoby, która poświęciłaby się dla kogokolwiek tak bardzo jak ona dla niego.

Chciałem się do niej zbliżyć, co było dla mnie samego ogromnym zaskoczeniem, bo nie czułem nic takiego od ponad siedemdziesięciu lat. Chęć tę potęgowała informacja o tym, że nigdy nikogo nie miała, co wydawało mi się tak absurdalne, że aż niemożliwe. Na pewno miała adoratorów na pęczki.

Musiałem o tym porozmawiać, najlepiej z kimś doświadczonym w życiu, kto by mi doradził co mam zrobić. A na myśl przyszła mi tylko jedna osoba. Jak najszybciej chciałem to załatwić.

— Będziesz miał mi za złe, jeżeli powiem ci, że chciałabym odpocząć? Jestem już trochę zmęczona i chciałabym się odświeżyć — odezwała się po chwili milczenia.

— Nie, coś ty. Odprowadzę cię — rzuciłem.

Wstaliśmy z podłogi i poszliśmy do windy. Miała pokój na trzydziestym dziewiątym piętrze, tak jak my wszyscy. Odprowadziłem ją pod same drzwi.

— Do zobaczenia — powiedziała.

— Za niedługo — uśmiechnąłem się i znowu pocałowałem ją w rękę, na co ponownie spłonęła rumieńcem.

***

Niemal wyważyłem drzwi, wbiegając do sali numer czterdzieści sześć.

— Steven — usłyszałem słaby głos, który wyrażał zadowolenie spowodowane pojawieniem się mojej osoby.

— Dzień dobry, Peggy — powiedziałem z uśmiechem i usiadłem na krześle obok jej łóżka. – Jak się czujesz?

— Nie najlepiej... Starość nie radość, młodość nie wieczność. Jednak jak na swój wiek ty trzymasz się wyjątkowo dobrze — powiedziała i oboje zaśmialiśmy się z jej żartu.

Odkąd tylko zostałem rozmrożony miałem sobie za złe, że nie leżymy tutaj razem, ja i ona. Że nie odwiedzają nas nasze dzieci i wnuki. Że nigdy ze sobą nie zatańczyliśmy. Że to nie ja byłem jej mężczyzną.

— Co cię tak trapi, Steve? — znała mnie bardzo dobrze i wiedziała, kiedy coś jest nie tak. Ale nie wiedziałem jak mam jej to wszystko powiedzieć, bo bałem się jej reakcji. Ale gdy tylko na nią spojrzałem od razu wiedziała. — Chodzi o dziewczynę. Jaka ona jest? — nie słyszałem w jej głosie ani nuty złości czy gniewu.

— Jest... Nie wiem jaka jest. Prawie w ogóle jej nie znam. Ale jest w niej coś takiego... Nawet nie wiem jak to opisać — zacząłem dość kulawo.

— Pamiętaj, że nigdy nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie bój się przy mnie o tym mówić. Ja już przeżyłam swoje, teraz kolej na ciebie. Najwidoczniej nie byliśmy sobie pisani, a ktoś u góry chciał, żebyś poznał kogoś właśnie teraz. — jej słowa dodały mi otuchy. — Czy ona wie o...

— Nie, nie wie — nie dałem jej dokończyć. — Kiedyś jej powiem. I wiem, że będę się musiał z tego długo tłumaczyć, ale chciałbym, żeby poznała mnie, Stevena Rogersa, studenta sztuki, a nie Kapitana Amerykę, superbohatera.

— Jak wygląda?

— Jest wysoka, ale zdecydowanie niższa ode mnie. Szczupła i wysportowana. Ma długie do pasa, proste czarne włosy i szmaragdowe oczy, które z jednej strony mają w sobie zadziorny błysk, ale z drugiej skrywają w sobie niesamowity ból i cierpienie. Rumieni się za każdym razem, kiedy całuję ją w rękę — zacząłem. — I ma piękny głos. Taki, że mogłabyś go słuchać godzinami. No i wiem o niej jeszcze tyle, że nigdy nie miała chłopaka. — jakoś nie miałem ochoty wspominać o jej ojcu i powiązaniach z T.A.R.C.Z.Ą. i Hydrą.

— Zależy ci na niej. Przyciąga cię jak magnes - skwitowała. Popatrzyłem na nią ze zdziwieniem. — Nie masz pojęcia jak błyszczą ci się oczy, kiedy o niej mówisz. I chcesz, żeby poznała Stevena, a nie kogoś, kim tak naprawdę nie jesteś.

— Chyba tak... — powiedziałem niepewnie. — Ale to tobie jestem winien pierwszy taniec, to z tobą miałem...

— Przestań, Steve. — nie dała mi dokończyć. — To nie ja byłam ci pisana. Może to właśnie ona pojawiła się w twoim życiu po to, żebyś z nią zatańczył? Żebyś zakochał się na nowo, ze wzajemnością, żebyś poczuł się wyjątkowo?

— Ale to ty byłaś pierwszą osobą, przy której się tak czułem, w tobie się zakochałem! Też mnie kochałaś, prawda?

— Prawda, kochałam. Ale... Wiesz jak potem potoczyło się to wszystko. Czekałam na ciebie, ale pojawił się ktoś inny. Założyłam rodzinę, mam dzieci i wnuki. — zaczęła. — Teraz kolej na ciebie. Nie jesteś mi winien niczego. Jeżeli ją lepiej poznasz i będziesz z nią szczęśliwy, to jestem w stanie oddać jej ten pierwszy taniec. Może to właśnie przy niej poczujesz się jeszcze bardziej wyjątkowo. — myślałem, że załamię się, słysząc takie rzeczy prosto z jej ust. Jednakże się myliłem.

— Dziękuję, Peggy — poczułem ulgę. Właśnie tych słów potrzebowałem.

Będę mógł zacząć żyć na nowo, bez obaw, że Peggy będzie miała mi za złe, że być może sobie kogoś znalazłem. Czułem się po prostu lżej.

~~~

Weszłam do łazienki połączonej z moim pokojem. Miałam do wyboru wannę lub prysznic, ale ostatecznie wybrałam drugą opcję, bo chciałam jak najszybciej położyć się w łóżku i po prostu iść spać. Byłam zmęczona i przytłoczona całym dzisiejszym dniem.

Wyszłam spod prysznica czysta i pachnąca, a już po chwili byłam już przebrana w piżamę i leżałam w łóżku. Pomyślałam o Stevie. Byłam ciekawa, co sobie o mnie pomyślał. Poza tym, że jestem, jak to ujął, "tak piękną kobietą".

Poza tym, było mi wstyd przed samą sobą, ale zaintrygował mnie - sposób jego mówienia i maniery były... Inne. Inne niż wszystkich facetów, jakich do tej pory spotkałam.

Co takiego przede mną ukrywasz, Stevenie Rogersie?

Osobisty Superbohater | Kapitan AmerykaWhere stories live. Discover now