~ XI ~

1.8K 99 4
                                    

Obudziłam się dość późno, ale Rogersa nie było w pokoju. Zastanawiałam się, gdzie mógł być, kiedy otworzyły się drzwi łazienki. Do pokoju wszedł Steve ubrany jedynie w dresowe spodnie. Moje tętno nagle przyspieszyło i poczułam przyjemne uczucie w podbrzuszu. Nie miałam pojęcia, że na całej Ziemi istnieje ktoś z tak idealnie wyrzeźbioną klatką piersiową.

— Dzień dobry — przywitał się, a moje policzki pokryły się rumieńcem. Widząc moje zakłopotanie, uśmiechnął się delikatnie.

— Cześć, co słychać? — kiedy uświadomiłam sobie, jak wielką głupotę palnęłam, przywitałam się otwartą dłonią z moją twarzą. Teraz Steve już się nie uśmiechał - po prostu wybuchnął śmiechem, który swoją drogą był bardzo przyjemny. — Nie śmiej się ze mnie!

— Wcale tego nie robię! — powiedział, próbując powstrzymać śmiech, co wcale mu nie wychodziło. Podszedł do łóżka i usiadł na nim, a ja odwróciłam od niego swój wzrok i zamknęłam oczy, bo to przyjemne uczucie niebezpiecznie przybierało na sile.

— Właśnie, że tak! Paradujesz po pokoju w samych spodniach od dresu i oczekujesz ode mnie normalnego zachowania?

— O nie, nie. Mniej więcej właśnie takiej reakcji oczekiwałem — powiedział, całując mnie w czoło. Tata zawsze tak robił i czułam się dzięki temu bezpiecznie. Taki mały gest, a cieszy. Uśmiechnęłam się. — Mówiłem ci już, że powinnaś się częściej uśmiechać?

— Coś tam kiedyś wspomniałeś — wymamrotałam.

— To dobrze. Mam nadzieję, że kiedyś będę mógł wpatrywać się w ten uśmiech bez przerwy — wyszeptał mi do ucha. Nawet tym potrafił wywołać we mnie niesamowite emocje. Spojrzałam Rogersowi w oczy.

— Obiecuję — powiedziałam cicho, na co w odpowiedzi dostałam uśmiech.

— Muszę teraz wyjść na jakiś czas, mam parę rzeczy do załatwienia ze Starkiem — widziałam po wyrazie jego twarzy, że dość niechętnie zapatruje się na wizję spędzenia kilku godzin z Tonym.

— Wróć w miarę szybko.

— Obiecuję. Odpocznij jeszcze trochę — po tych słowach pocałował mnie w czoło i wstał z łóżka, ale ja złapałam go szybko za rękę. Odwrócił się w moją stronę i popatrzył na mnie pytająco.

Z pewnym trudem podniosłam się do pozycji siedzącej, przyciągnęłam Rogersa do siebie i pocałowałam go. Bez namysłu odpowiedział tym samym. Moja dłoń bezwiednie powędrowała na jego klatkę piersiową, a długie paznokcie wbiły się delikatnie w skórę. Poczułam jak mięśnie Rogersa nagle się napinają, a on sam oderwał się od moich ust, opierając się swoim czołem o moje. Oboje mieliśmy lekko przyspieszony oddech.

Złapał mnie za dłoń, którą położyłam na jego klatce i nieco ją obniżył.  Poczułam jak jego serce szybko bije. Uśmiechnęłam się, patrząc mu w oczy.

— Za niedługo wrócę — powiedział, jeszcze raz całując mnie w czoło. Założył koszulkę, którą wyciągnął z szafy i wyszedł z pokoju, posyłając mi długie spojrzenie. Opadłam na łóżko, krzywiąc się delikatnie z bólu. Jednak ból przyćmiewało inne uczucie, to, które przed chwilą wywołał we mnie Steve.

Co ty do cholery robisz, Rogers?!

***

Spokojnie leżałam na łóżku i czekałam na mojego mężczyznę. W pewnym momencie zmorzył mnie sen, z którego wyrwał mnie głośny alarm. Do pokoju wbiegł Steve, wyglądał na zdenerwowanego. Nie miałam odwagi na zadanie jakiegokolwiek pytania, które mnie w tamtej chwili nurtowało. Z niesamowitą szybkością założył na siebie strój Kapitana i spojrzał na mnie.

— Hydra zaatakowała naszą wieżę. Znowu — wyjaśnił mi pokrótce, odpowiadając tym samym na niezadane przeze mnie pytanie. — Bądź tutaj i pod żadnym pozorem nie wychodź.

— Ale Steve, przecież muszę jakoś... — zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.

— Najbardziej pomożesz zostając tutaj. W takim stanie będziesz w stanie zrobić niewiele — powiedział, a ja niechętnie musiałam przyznać mu rację. Nie odezwałam się ani słowem — Obiecujesz? — zapytał poważnym tonem.

— Obiecuję. Uważaj na siebie — powiedziałam i znowu przyciągnęłam go do siebie za rękę. Nie zaprotestował, wręcz przeciwnie. Przyciągnął mnie do siebie, złapał za biodra i pocałował mnie z pasją, jakiej jeszcze u niego nie czułam. Tak jakby... Chciał się ze mną w ten sposób pożegnać.

Przestraszyłam się, wszystkie moje mięśnie się spięły i całkowicie przestałam zwracać uwagę na promieniujący ból. Steve popatrzył na mnie, a z jego oczu mogłam wyczytać ból, strach i troskę. Z całej siły złapałam go za ramiona.

— Musisz wrócić. Nie możesz mnie tu zostawić. Teraz nie dam sobie bez ciebie rady — przy ostatnim zdaniu głos mi się załamał, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. Rogers odwrócił wzrok. Teraz wiedziałam, jak bardzo źle jest. Ciężko przełknął ślinę i znowu popatrzył mi w oczy.

— Ja...

Osobisty Superbohater | Kapitan AmerykaWhere stories live. Discover now