~ XII ~

1.6K 86 1
                                    

Siedziałem u Starka, który pomagał załatwić mi pewną bardzo ważną sprawę. Mimo że czasami mnie denerwował, był dobrym przyjacielem.

— Szczęścia, Rogers — powiedział Tony, uśmiechając się do mnie po skończonym zadaniu. Ale nie był to typowy dla niego uśmiech, który wyrażał wyższość nad innymi. Ten był szczery i prawdziwy. Uśmiechnąłem się do niego z wdzięcznością.

— Mam u ciebie dług — powiedziałem.

— Wystarczy, że kiedyś wybierzesz się ze mną na piwo — powiedział, śmiejąc się. Nagle rozległ się głośny alarm.

— O co chodzi, Tony?! – zapytałem, próbując przekrzyczeć alarm.

— J.A.R.V.I.S.?! — krzyknął wynalazca do swojego komputerowego przyjaciela.

— Wykryłem pole magnetyczne wytwarzane przez dziewięćdziesiąt pięć odrzutowców Hydry — odpowiedział. Stark musiał udoskonalić system, ponieważ wcześniej zaatakowali nas z zaskoczenia.

— Za dużo, za dużo... W jakiej odległości znajdują się teraz?

— Jakieś pięćdziesiąt kilometrów. Będą tutaj za jakieś pięć minut — odpowiedział system.

— Kapitanie, biegnij się przygotować, ja powiadomię resztę — powiedział do mnie Stark. Nigdy nie biegłem tak szybko.

Teraz myślałem tylko o Julii. Bałem się o nią. Cholernie się o nią bałem. Z impetem wpadłem do pokoju i zacząłem się przebierać. Kiedy już to zrobiłem, popatrzyłem na dziewczynę, która jakby się skurczyła w sobie. Byłem zdenerwowany i bałem się.

— Hydra zaatakowała naszą wieżę. Znowu — wyjaśniłem jej. — Bądź tutaj i pod żadnym pozorem nie wychodź.

— Ale Steve, przecież muszę jakoś... — wiedziałem, co chce powiedzieć i dlatego jej przerwałem.

— Najbardziej pomożesz zostając tutaj. W takim stanie będziesz w stanie zrobić niewiele — nie odpowiedziała mi, ale wisiałem w jej oczach, że świadomość tego, że mam rację. — Obiecujesz? — zapytałem poważnym tonem, którym chciałem zamaskować swój strach. Podszedłem do niej.

— Obiecuję. Uważaj na siebie — powiedziała i pociągnęła mnie za rękę w swoją stronę. Potrzebowałem tego. Przyciągnąłem ją do siebie, złapałem za biodra i zachłannie pocałowałem. Byłem świadomy tego, że mogę już więcej tego nie zrobić - było ich za dużo, a większości agentów nie było w wieży. Nie myśl o tym teraz.

Poczułem, jak wszystkie mięśnie dziewczyny się spinają. Popatrzyłem na nią, a ona z całej siły złapała mnie za ramiona.

— Musisz wrócić. Nie możesz mnie tu zostawić. Teraz nie dam sobie bez ciebie rady — głos jej się załamał, a po policzku spłynęła pojedyncza łza. Odwróciłem wzrok i ciężko przełknąłem ślinę. W końcu odważyłem się spojrzeć jej w oczy.

Była przerażona. Wiedziała już jak bardzo źle przedstawia się nasza sytuacja. Musiałem jej to powiedzieć. Teraz, albo już nigdy nie będę miał do tego okazji.

— Ja... — nie wiedziałem, jak mam to zrobić. Nigdy wcześniej nikomu tego nie mówiłem. Nawet Peggy, a wtedy myślałem, że to ona jest mi przeznaczona. — Kocham cię. — powiedziałem. Jej mina wyrażała szczere zdziwienie, a ja bałem się, co powie. Nie, nie bałem się. Byłem śmiertelnie przerażony.

— Ja ciebie też kocham, Steve — odpowiedziała i pocałowała mnie. W tej właśnie chwili poczułem, że mógłbym pokonać całą armię Hydry zupełnie sam. I taki właśnie miałem zamiar. Nie zostawię jej.

— Muszę już iść — powiedziałem i pocałowałem ją w czoło - wiedziałem, jak bardzo to lubi. Ale nie pożegnałem się. Pożegnanie oznacza zgodę na odejście, a ja musiałem wrócić.

~~~

— Ja... — zawiesił się na chwilę. Nie miałam pojęcia, co chce powiedzieć — Kocham cię — powiedział z mocą, patrząc mi w oczy. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Byłam zszokowana. Otrząśnij się, Angel!

Ja ciebie też kocham, Steve — odpowiedziałam mu szczerze i dopiero w momencie, kiedy mu to wyznałam, uderzyło mnie to, jak bardzo.

Ten człowiek przywrócił mi wiarę w lepsze jutro. Troszczył się o mnie i opiekował. Był idealny. Pocałowałam go, bo tylko tak byłam w stanie mu to pokazać. Oddał pocałunek, ale już po chwili oderwał się ode mnie.

— Muszę już iść — powiedział, pocałował mnie w czoło i wyszedł.

Osobisty Superbohater | Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz