~ XVI ~

1.6K 80 4
                                    

— Zebraliśmy się tutaj, żeby omówić pewną kwestię. — zaczął Fury i popatrzył po całej naszej drużynie swoim okiem. — Jak zapewne wiecie, Steve traci swoje umiejętności superżołnierza. Nie wiemy, dlaczego tak się dzieje. Według zapisków doktora Erskine serum miało krążyć w żyłach Rogersa do chwili jego śmierci. Być może miało na to jakiś wpływ jego zamrożenie, ale na razie to tylko nasze domysły. Będziemy musieli zbadać tę przypadłość później. Jednakże nie możemy pozwolić sobie na stratę jakiegokolwiek agenta, dlatego też Steve dożywotnio będzie u nas pracował. — instynktownie złapałam Rogersa za rękę i mocno ją ścisnęłam. W wolnym tłumaczeniu: Steve nie zostanie odwołany z roli Kapitana Ameryki, ale zginie walcząc. A na to nie mogłam pozwolić.

— Ale to i tak nie ma sensu — odezwał się Stark. — Nie możemy pozwolić sobie na stratę Rogersa, ale i tak go stracimy, jeżeli będzie walczył bez swoich dotychczasowych zdolności. — punkt dla ciebie, Tony.

— Ale do tego momentu będzie nam pomagał — powiedział ostrym tonem Fury.

— A nie lepiej od razu zacząć szukać kogoś nowego i pozwolić Rogersowi odejść na emeryturę? Staruszek ma już swoje lata, a do tego...

— Skończ! Nie mam zamiaru tego słuchać! — ryknął Fury.

— Ale przecież on ma rację! — wykrzyknęłam oburzona, a reszta zaczęła zgadzać się ze mną i Tonym. Tylko Steve siedział z wzrokiem wbitym w podłogę i nic nie mówił.

— Ty też siedź cicho! — skończyło się, Fury. Nie będziesz mi rozkazywał. — Masz robić to co ja ci każę, albo inaczej sobie porozmawiamy!

— Tak? Naprawdę bardzo się boję! — powiedziałam głosem ociekającym od sarkazmu. Nawet nie zauważyłam, kiedy wstałam z krzesła.

— Siadaj!

— Nie będziesz mi rozkazywał!

— Jesteś tego pewna? — w oczach Nicka dostrzec można było furię.

— Owszem, a teraz patrz — rzuciłam już opanowanym głosem. Złapałam Steve'a za dłoń i wyciągnęłam z sali konferencyjnej.

— Jeszcze się za to policzymy, Angel! — dobiegł mnie głos szefa T.A.R.C.Z.Y. w momencie, gdy trzasnęłam drzwiami.

— Czekam! — odkrzyknęłam wystarczająco głośno, by mnie usłyszał.

~~~

W głębi duszy czułem, że powinienem zostać. Przecież zawsze marzyłem o tym, by móc walczyć za ojczyznę i w ten sposób zginąć. Ale jakiś czas temu w moim życiu pojawił się ktoś ważniejszy niż wszystko to, co robiłem do tej pory.

Teraz miałem powód by żyć. Już nie dla ojczyzny, ale dla tej drobnej osóbki, która trzymała mnie za rękę i prowadziła w stronę mojego pokoju.

— Pakuj się — rzuciła tylko, otwierając drzwi. Od razu zaczęła upychać swoje rzeczy w torbie podróżnej, tej samej, z którą tutaj przyjechała.

Na szczęście nie miałem dużo rzeczy do zabrania. Oprócz ubrań zgarnąłem kilka książek o tematyce wojennej i albumy ze zdjęciami. Zabrałem ze sobą też strój Kapitana. Nie wiem dlaczego, prawdopodobnie z sentymentu. Tony zawsze mówił mi, że to staroświeckie i się starzeję, po czym dodawał, że w sumie czego innego można się spodziewać po dziewięćdziesięcioletnim staruszku?

— Na razie pojedziemy do mnie, potem zobaczymy, co dalej. — rzuciła tylko, zakładając torbę na ramię. Nie wiedziała tylko tego, że ja już miałem pewien plan.


•••••
Rozdział dedykowany Insanire__
Dziękuję za motywację i dobre słowa. Mam nadzieję, że rozdział ulży Ci choć trochę w chorobie. Wracaj szybko do zdrowia!

Osobisty Superbohater | Kapitan AmerykaWhere stories live. Discover now