~ X ~

1.9K 102 5
                                    

— To nie jest dom — powiedziałam, kiedy podjechaliśmy pod Stark Tower. Kilka minut wcześniej odzyskałam przytomność. — To więzienie. Ja chcę do mojego domu. Zrobiłam to, co chciałam. Teraz chcę wrócić. I nie obchodzi mnie to, czy Hydra nadal na mnie poluje.

— Wiem, wiem — powiedział i ukrył twarz w dłoniach, które oparł na kierownicy służbowego SUV-a. — Musisz jeszcze chwilę wytrzymać. Chcę, żebyś była bezpieczna. — wiedziałam, że jego intencje są dobre, ale nie obchodziło mnie to.

Nie wiedziałam, co się ze mną stało albo czego do kroplówki dodała mi tamta pielęgniarka, ale znowu zalała mnie fala wściekłości. Wyszłam z samochodu i trzasnęłam drzwiami.

— Julia, poczekaj — Steve również wysiadł, ale nawet nie musiał tego mówić, bo szłam tak wolno, że nawet ślimak by mnie wyprzedził. — Wiem, że zdenerwowałaś się na tamtą... Pielęgniarkę od siedmiu boleści — powiedział, a moja złość automatycznie zelżała. Poza tym, jak mogłam być zła na kogoś, kto siedział przy mnie bezustannie przez sześć dni? — Za niedługo będziesz szczęśliwa tak jak jeszcze nigdy dotąd, obiecuję. Ale musisz mi zaufać. Znowu. Dasz radę to zrobić? — pokiwałam tylko głową i przytuliłam go. Teraz nie chciałam nic innego.

Chciałam tylko trwać w jego uścisku, czuć jego oddech na swojej głowie i bicie serca na policzku. Poczułam tylko jak moje stopy nagle odrywają się od ziemi, a Steve idzie w stronę Stark Tower. Wtuliłam się w niego mocniej i wiedziałam, że jeżeli tylko ten człowiek będzie przy mnie, to nawet w tym więzieniu dam radę wytrzymać.

Jadąc windą na, jak podejrzewałam, trzydzieste dziewiąte piętro, krzyknęłam z bólu i podciągnęłam kolana pod brodę. To tylko pogorszyło sprawę, ale każdy z nas ma jakieś odruchy bezwarunkowe.

— Boli — wyjąkałam.

— Będzie bolało. Długo — powiedział cicho Steve. Słyszałam smutek w jego głosie. Byłam mu wdzięczna za to, że był ze mną szczery. Złapałam go mocniej za koszulkę i wtuliłam się w niego. Drzwi windy otworzyły się, a Steve poszedł w kierunku jego pokoju.

— Od teraz będę przy tobie cały czas. Już nic ci się nie stanie — powiedział i położył mnie na łóżku, a sam usiadł obok i złapał mnie za rękę.

– Dziękuję — wyszeptałam i zamknęłam oczy. Byłam zmęczona i wszystko mnie bolało. Miałam ochotę spać i obudzić się dopiero wtedy, gdy rana się zagoi.

~~~

Usnęła chwilę po tym, kiedy zamknęła oczy. Mimo tego, że zabiła człowieka z zimną krwią, w moich oczach była niewinna. Miała ku temu swoje powody, a i ten człowiek nie był bez winy. Oddychała spokojnie i miarowo, była zbyt zmęczona nawet na to, by śniły jej się koszmary.

Zazdrościłem jej tego. Prawie każdej nocy śniła mi się wojna. Zniszczyła tamten świat i zabrała moich przyjaciół. I mimo tego, że ludzkość już się podniosła po tych wydarzeniach, dla mnie już nic nigdy nie będzie takie samo. Technologia, medycyna, nauka - to wszystko uległo zmianie, polepszyło się. Ale czy na pewno to wszystko jest lepsze? Nie dla mnie.

Bolała mnie głowa, byłem zmęczony. Coraz więcej rzeczy przemawiało za tym, że serum traci ważność. Wyparowuje z mojego organizmu. I jeśli mam być ze sobą w stu procentach szczery, cieszyłem się z tego powodu. Niepokoiło mnie tylko to, czy znowu wrócę do swojej poprzedniej postaci, której tak bardzo nienawidziłem. Nie chciałem tego, ale jeszcze bardziej nie chciałem być już więcej Kapitanem Ameryką. Chciałbym w końcu ułożyć sobie życie, mieć dom z daleka od zgiełku miasta, kochającą żonę i psa. Może nawet dzieci. Nie wiedziałem, czy Julia chciałaby tego samego, ale taką miałem nadzieję. Miałem wrażenie, że jesteśmy tacy sami.

Jedna dusza w dwóch ciałach, Rogers.

Zamknąłem oczy i błagałem o spokojny sen, który w końcu nadszedł. Śniły mi się szmaragdowe oczy, a ja poprzysiągłem sobie, że zrobię wszystko, by nigdy więcej nie zagościł w nich ból ani strach.

Osobisty Superbohater | Kapitan AmerykaWhere stories live. Discover now