~ VI ~

2.6K 128 5
                                    

Stanęliśmy przed moim pokojem, ale Julia tego nie wiedziała. Zobaczyła tylko flagę Ameryki, którą przyczepiłem do drzwi i popatrzyła na mnie ze zdziwieniem. Wyciągnąłem klucz z tylnej kieszeni spodni i przekręciłem go w zamku.

Otworzyłem drzwi i pokazałem gestem, żeby weszła. Wszedłem zaraz za nią. Dziewczyna rozejrzała się i popatrzyła na mnie zszokowana.

— Witaj w moim królestwie — powiedziałem. Nie spodziewałem się, że będę aż tak zmieszany. Tylko spokojnie, Rogers. Nie mówiłem nic, czekałem na jej reakcję. Jej wzrok spoczął na moim kostiumie, który wisiał na wieszaku zawieszonym na drzwiach szafy.

— To... To ty?

— Nie, to nie ja. To osoba, której potrzebuje świat. Nie utożsamiam się z nim. — powiedziałem zgodnie z prawdą.

— Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? — w jej głosie słychać było smutek.

— Nie chciałem, żebyś poznała mnie jako kogoś, kim nie jestem. Chciałem, żebyś poznała Steve'a, nie Kapitana. Dzięki Starkowi wiem, jak dziewczyny reagują na superbohaterów...

~~~

— Nie jestem typową laską, która leci na jakiś głupi kostium! — krzyknęłam ze złością.

— Teraz już wiem — powiedział spokojnie. — Nie miej mi tego za złe. Jest jeszcze parę rzeczy, o których muszę ci powiedzieć...

Usiadłam niechętnie na jego łóżku, a Steve opowiedział mi o tym, jak studiował sztukę zanim poszedł do wojska, jak nikt w niego nie wierzył, dopóki nie pojawił się doktor Erskine, który dał mu serum superżołnierza, o jego najlepszym przyjacielu - Buckym, jak przez siedemdziesiąt lat leżał zamrożony na dnie Atlantyku, jak nie może odnaleźć się w dwudziestym pierwszym wieku, jak nikt go nie rozumiał i o jego pierwszej miłości, Margaret "Peggy" Carter, o której nie mógł zapomnieć do momentu, w którym pojawiłam się w jego życiu - po tych słowach cała moja złość na niego po prostu zniknęła.

Współczułam mu tego wszystkiego, bo wiem jak to jest, kiedy człowiek czuje się jakby nigdzie nie pasował, jak traci najważniejsze osoby w życiu. Przytuliłam go, bo tylko tyle potrafiłam zrobić. Chciałam mu pokazać, że może na mnie liczyć. Najpierw to on pomógł mi, teraz czas na mnie.

Głaskałam go po plecach, kiedy nagle do pokoju Steve'a wbiegła Natasza. Nie zdziwił jej nasz widok.

— Musicie nam pomóc — krzyknęła. Od razu poderwałam się z łóżka i rzuciłam Steve'owi przelotne spojrzenie, którym chciałam go poprosić, żeby na siebie uważał.

Wybiegłam z Czarną Wdową na korytarz i do mojego pokoju.

— Powiesz mi w skrócie co się stało? — zapytałam ją, kiedy ubierałam się w zdecydowanie wygodniejsze ubrania.

— Hydra najpierw zaatakowała południową część Nowego Jorku, teraz chcą zaatakować Stark Tower — powiedziała. — A to dla ciebie — mówiąc to, podała mi dwa pistolety i kilka magazynków. Całe szczęście, że umiesz z nich strzelać, Angel...

***

Natasza zabrała mnie na sam dach wieży drogą, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Widziałam stąd cały Nowy Jork, ale nie mogłam się napawać tym widokiem, miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia.

Jedynymi rzeczami, jakie byłam w stanie zobaczyć, były zielone i czerwone światła, jakie wydostawały się z helikopterów, które znikąd otoczyły cały budynek i błyskawice, które przywoływał Thor. Za każdym razem, kiedy któryś z promieni docierał do budnynku, powstawały w nim gigantyczne wyżłobienia, a całość trzęsła się tak, jakbyśmy właśnie byli świadkami i uczestnikami trzęsienia ziemi.

Adrenalina w moich żyłach osiągnęła maksimum, kiedy zobaczyłam Steve'a w swoim kostiumie, walczącego z jednym z agentów Hydry. Poznałam go od razu - to jeden z mężczyzn w parku. Wyjęłam jeden z pistoletów i strzeliłam do niego, a kiedy upadł na ziemię Steve popatrzył na mnie z wdzięcznością.

Pomogłam jeszcze kilku Avengersom, kiedy nagle usłyszałam krzyk Steve'a. Podbiegłam do niego, popatrzyłam w dół i zobaczyłam plamę krwi rozprzestrzeniającą się po jego całej klatce piersiowej, starałam się zatamować krwawienie. Podniosłam wzrok i popatrzyłam na mężczyznę, który jako jeden z niewielu ocalałych wsiadał do helikoptera - odwzajemnił moje spojrzenie.

— Zniszczę każdego, kto się dla ciebie liczy. A na samym końcu ciebie — perfidny uśmiech nie schodził z jego twarzy. Tak jak wtedy, kiedy szeptał do swoich towarzyszy w parku. Strzeliłam do niego kilka razy, ale każdy strzał okazał się być niecelny, ponieważ moje ręce odmawiały mi posłuszeństwa. Wyrzuciłam pistolet i popatrzyłam na Steve'a.

Mimo rany, od której na miejscu zginąłby każdy zwykły człowiek, on patrzył na mnie, jedynie lekko osłabiony. Superżołnierz, co?

— Nie zostawiaj mnie, Steve — wyszeptałam. — Błagam — z moich oczu pociekły łzy. Poczułam jak jego dłonie obejmują moje, którymi nadal uciskałam jego ranę.

— Nigdy... Obiecuję — odpowiedział mi słabym głosem.

Osobisty Superbohater | Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz