3. bier

2.9K 193 168
                                    

  —  Masz już wszystko przeniesione? —  słyszę głos swojej matki, gdy rozkładam ubrania w szafie w swoim nowym pokoju.

  —  Tak. Przynajmniej tak mi się wydaje. — obracam się i obejmuje spojrzeniem całe pomieszczenie, zastanawiając się czy czegoś tu brakuje. Ładnie tutaj, ale i tak tęsknie za swoim pokojem w Polsce. Muszę się jednak pogodzić z tym, że przez najbliższe kilka miesięcy tam nie wrócę. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie po skończeniu szkoły.

   —  Słuchaj...  —  kobieta zaczyna swoją wypowiedź  —  Dzisiaj jest piątek i Klara wychodzi gdzieś ze swoimi znajomymi. Może pójdziesz z nią?

—  To raczej zły pomysł.  —  propozycja wygląda bardzo interesująco, bo chętnie bym tu poznała jakiś nowych ludzi, ale razem z szatynką po tamtej sytuacji z wisiorkiem, który tak naprawdę wypadł jej w torbie, raczej nie mamy ze sobą zbyt dobrych kontaktów. Nawet mnie nie przeprosiła za te bezpodstawne oskarżenia.  — Jestem zmęczona.

— Ten jeden raz. Poznacie się lepiej z Klarą. Podobno nic tak nie łączy ludzi jak wspólne imprezy.

Unoszę brwi do góry, bo to zdecydowanie nie jest coś co by powiedziała moja matka. Najwyraźniej nie tylko ja się zmieniłam przez te pięć lat odkąd nas zostawiła.

—  Mamo.  —  wzdycham. Zastanawiam się jak to ująć w słowa, żeby nie brzmieć wrednie a jednocześnie uświadomić ją, że jej pasierbica raczej nie chce mieć ze mną nic wspólnego.  —  My z Klarą raczej za bardzo się różnimy. Znajdę sobie inną formę rozrywki. 

W głowię mam już historię z książki z którą spędzę dzisiejszy i prawdopodobnie jutrzejszy wieczór. Zaraz po spacerze na który planuje się za chwile wybrać. Jakoś będę musiała wytrzymać te kilka miesięcy bez poznawania nowych ludzi. W Polsce mam przyjaciół, którzy czekają na mój powrót.

— Nie dasz się przekonać?

Posyłam jej tylko spojrzenie, mające dać jej znać że to czas by odpuściła. Mam dwadzieścia lat i sama sobie potrafię organizować czas wolny. Kobieta wzdycha i wychodzi z pokoju, a ja idę do szafy po swoją kurtkę jeansowa. Jest środek czerwca, na dworze jest całkiem ciepło, ale mi i tak jest wiecznie zimno więc wolalam się zabezpieczyć. Już prawie udało mi wymknąć się z mieszkania niezauważona, jednak po otwarciu drzwi zobaczyłam Wellingera, który chyba właśnie miał zamiar pukać.

— Cześć, Malia. — uśmiecha się na mój widok. Nie było w tym nic specjalnego, bo on z tego co zauważyłam jest osobą, która wiecznie chodzi uśmiechnięta. — Dokąd pędzisz?

— Na spacer. Trzeba trochę popodziwiać to piękne miasto. — mówię, jakbym wcale nie robiła tego codziennie odkąd tu przyjechałam.

— W piątek chcesz iść na nudny spacer? Chodź z nami do baru. Będą moi kumple, poznasz ich. — proponuje — O cześć Klara. — dodaje na widok swojej dziewczyny za moimi plecami.

— Jestem pewna, że Malia nie ma ochoty nudzić się z nami w barze. —  ignoruje jego powitanie i spogląda na mnie — Prawda?

Z początku mam zamiar potwierdzić, jednak widząc zacięty wyraz twarzy szatynki zmieniam zdanie.

— Wiesz co, Andreas? Właściwie to chętnie z wami pójdę.

Chłopak tylko przewraca oczami słysząc nasze przekomarzanie się. Może zachowywałyśmy się niedojrzale, ale nie ja to wszystko zaczęłam. Tamtego dnia wyciągnęłam do niej rękę, przeprosiłam i próbowałam naprawić nasze relacje, ale ona była zbyt uparta. Początkowo nie chciała przyjąć nawet moich przeprosin, ale w końcu zrobiła to pod naciskiem wzroku Andreasa. Szatynka zaciska usta, wymija mnie, chwyta Wellingera za rękę i ciągnie w stronę windy.

die sorge | a. wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz