19. berufe

2K 155 77
                                    

Bywałam już w wielu hotelach w swoim życiu, ale ten z pewnością należy do najbardziej luksusowych. Przyglądając się idealnie ułożonej pościeli, czuje wyrzuty sumienia, bo wiem, że ktoś musi za to wszystko płacić. Teraz jest już jednak za późno i nie mogę się wycofać, bo inaczej skończe na ulicy. Biorę telefon, żeby napisać do Kingi, mojej przyjaciółki, że dojechałam cała i zdrowa. Miałam nadzieję, że uda jej się przyjechać, żebyśmy mogły się spotkać, ale jest młodsza ode mnie i rodzice nie chcą jej pozwolić na taką podróż. Cóż, u mnie czasami ta pokręcona sytuacja w rodzinie się na coś przydaje.

Jest już późno a jutro muszę wcześnie wstać na śniadanie, bo nie chce go później jeść sama, więc decyduje się iść już spać. Przebieram się w jakąś luźną bluzkę z krótkim rękawem i po męczącej podróży szybko zasypiam.

Zostaje brutalnie obudzona przez budzik. Nie wiem co miałam w głowie nastawiając go, ale mija trochę czasu zanim w końcu udaje mi się spać. Doprowadzam się do względnego porządku i ziewając głośno idę do pokoju Andreasa i Stephana, który znajduje się obok mojego. Pukam leniwie opierając się o ścianę.

— O cześć. — Stephan po otworzeniu drzwi wita mnie wesoło. — Andreas jeszcze jest w łazience, ale zaraz możemy iść.

Wchodzę do pokoju zaciągając rękawy bluzy na ręce i zastanawiając się skąd w tym człowieku jest tyle energii. Ja w sobie znalazłam jej zaledwie tyle by się ubrać, przeczesać włosy i umyć zęby. Zrobiłam to wszystko przed wypiciem porannej kawy. Gdzie są moje brawa?

— To ja się w tym czasie prześpie. — rzucam się na pierwsze lepsze łóżko i gdy czuje ten znajomy zapach pewnego blondyna, stwierdzam że naprawdę bym mogła tutaj szybko zasnąć.

— Przyjechałaś tyle kilometrów, żeby spać? — śmieje się Wellinger wychodząc z łazienki — Korzystaj z dnia.

— Ja wszystko rozumiem. — jęcze niezadowolona i obracam się na plecy, żeby spojrzeć na niego. Cholera, ubierz jakąś koszulkę. — Ale nie o szóstej czterdzieści trzy rano.

— Nie dramatyzuj. — wywraca oczami Andi — Gdybyś miała się zajmować Evą to byś wstała tylko godzinę później.

Mruczę coś pod nosem niezadowolona, ale dalej nie protestuje. Kiedy Wellinger w końcu zakłada coś na siebie, a mi dzięki temu wraca oddech, w końcu możemy iść do tej restauracji.

Ja nie mam pojęcia jakim cudem jestem taka spokojna. Podobno w tym hotelu poza niemiecką kadrą do której należy większość moich ulubionych skoczków, znajduje się także kadra austriacka i słoweńska. Wychodząc z windy mogę trafić na takiego Domena Prevca (chociaż osobiście bardziej wolę jego starszego brata, ale on jakoś niedługo ma zostać ojcem, więc odpuszcza sobie sezon letni), a wcale nie szczerze się jak głupia na tę myśl. Jasne, jestem podekscytowana, ale nie aż tak bardzo, jak się spodziewałam. Gdy wchodzimy do pomieszczenia, jedynymi osobami znajdującymi się w środku, które znam są Constantin i Karl.

— A reszta gdzie? — pyta Stephan, zajmując miejsce koło Geigera.

— Markus poszedł pobiegać przed śniadaniem, a Freitag wrócił do spania.

— To jest bardzo dobry pomysł. — opieram brodę o rękę — Wezmę z niego przykład.

— Chcesz iść pobiegać? — śmieje się Andreas, dobrze wiedząc że nie to miałam na myśli — Chętnie Ci potowarzysze.

— A ja chętnie Cię zamorduje. — uśmiecham się jak najbardziej uroczo, nalewając sobie kawy do szklanki.

— My się chyba nie znamy. — odzywa się najmłodszy wyciągając w moją stronę rękę. — Constantin jestem.

— Tak, tak. Ty jesteś Constantin, a twój kolega to Karl. Możecie mi mówić Malia. — mruczę podając mu rękę, a drugą nachylam szklankę, by w końcu napić się najcudowniejszego napoju jaki kiedykolwiek powstał. Nie licząc wódki oczywiście, ale ja już alkoholu nie pije. Tylko czasami.

— Nie zwracajcie na nią uwagi, rano zawsze jest taka markutna. — oznajmia Andi.

— A skąd ty to możesz wiedzieć? — oburzam się, ale zdaje sobie sprawę, że ma racje. Cóż, nikt nie jest idealny.

— Już zapomniałaś jaka miła byłaś, gdy obudziliśmy cię przychodząc z tortem w twoje urodziny? — unosi brew, uśmiechając się szeroko.

— Dawno i nieprawda. — wzruszam ramionami przygryzając swoją kanapkę z pomidorem.

*

Mówiłam, że nie jestem podekscytowana? Widok skoczni to wszystko zmienił. Na zewnątrz wciąż wyglądam na opanowaną, ale w środku mam ochotę krzyczeć. Zaraz zobaczę skoki od kulis. Niby to tylko kwalifikacje, ale dla mnie to wciąż długo. Przechadzam się pomiędzy domkami, nie mogąc przestać się uśmiechać. Dodatkowo rozśmieszają mnie dyskusje młodych dziewczyn stojących za barierkami, które zawzięcie próbują zgadnąć kim ja jestem. Mam plakietkę z niemiecką flagą, więc biedaczki nie mają zielonego pojęcia, że doskonale je rozumiem. Mając piętnaście lat, wcale nie byłam mądrzejsza od nich, ale gdy słyszę kolejną plotkę, nie mogę się powstrzymać przed odezwaniem się.

— Nie, nie jestem dziewczyną Wellingera. — oznajmiam po polsku wytrącając oczami.

Jeszcze.

Większość grupki nastolatek spuszcza zawstydzona swoje głowy. Trafisz kiedyś do piekła za bycie taką okropną, Malia.

— W sumie można się było tego spodziewać. — stwierdza jedyna, która nie pokazała jakiegokolwiek zawstydzenia — Jego stać na więcej. — Ałć?

No nie powiem, trochę mnie dziewczyna zdenerwowała, ale nie chcę robić scen, więc gdy słyszę wołanie Markusa, uśmiecham się tylko z wyższością i idę w jego stronę.

— Mam nadzieje, że nie nasłuchałaś się od nich nic głupiego. — mówi na powitanie — Polskie fanki potrafią być dość specyficzne.

— Spokojnie, nic czego bym nie mogła znieść. — odpowiadam.

Okazuje się, że Eisenbichler dostał za zadanie poinformować mnie o tym, że kwalifikacje mam oglądać ze specjalnego sektoru dla FIS Family. To raczej oczywiste, ale gdy chłopak przekazuje mi tą wiadomość, uśmiecham się w podziękowaniu. Markus ucieka do domku, bo za chwile zaczynają się treningi, a ja w tym czasie dalej rozglądam się po tak zwanej wiosce skoczków. Mogłabym iść już oglądać tak jak na normalnego widza przystało, ale wole ten czas spędzić tutaj. Bilet na skocznie mogę kupić zawsze, a nie wiem czy kiedykolwiek jeszcze będę miała okazje chodzić z akredytacją. Udaje mi się zdobyć parę autografów, ale najbardziej cieszy mnie ten od Simona Amanna. Ten człowiek to legenda. Gdy w końcu przychodzi czas na kwalifikacje, jestem jeszcze bardziej podekscytowana. Prawie cały czas się uśmiecham, a gdy po swoim skoku Andreas mi macha, czym wywołuje wzburzoną reakcje u części tłumu, po prostu zaczynam się śmiać, bo to wygląda przekomicznie. Dzisiejsza konkurencja kończy się wygraną Dawida Kubackiego i drugim miejscem Kamila Stocha. Nie narzekam, chociaż brakuje mi na podium któregokolwiek z Niemców, a najlepiej pewnego blondyna. Mam nadzieję, że jutro pójdzie mu lepiej.

Podczas drogi powrotnej siedze koło Stephana, który najwyraźniej obrał sobie za cel denerwowanie mnie, bo co chwilę mnie szturcha, przez co nie mogę się skupić na słuchaniu muzyki.

— Przestań. — warcze — Bo zaraz nie będę taka miła.

— Zanim zaczniesz mi grozić to przemyśl swoją pozycję. — wytyka mi język jak małe dziecko — Wiem coś o czym raczej byś nie chciała, żeby się Andreas dowiedział.

Przecież by mu nie powiedział o moich uczuciach, prawda? Nie przez takie przedrzeźnianie. Leyhe wie jak wiele problemów by to narobiło.

— O czym byś nie chciała, żebym się dowiedział? — pyta zdziwiony Wellinger, który właśnie chwilę wcześniej postanowił wyciągnąć słuchawki z uszu.

Jestem w dupie.

_____

@ wattpadzie przestań zamieniać moje długie myślniki na krótkie, z góry dziękuję

a i uprzedzam, że lipcu czeka was dłuższa przerwa bo jadę na LGP i ogólnie wakacje wiec raczej nie będę w nastroju żeby pisać cokolwiek

die sorge | a. wellingerWhere stories live. Discover now