6. kraftraum

2.2K 183 71
                                    

Wczoraj wieczorem zadzwoniła do mnie mama dzieci, którymi się opiekuje i oznajmiła, że dzisiaj będę musiała się nimi zajmować tylko przez cztery godziny, bo później planują dzień rodzinny. Nie pasowało mi to, bo im mniej pracowałam tym mniej zarabiałam, ale musiałam zaakceptować ich decyzje. Nie miałam zamiaru spędzić jednak czwartkowego popołudnia leniąc się więc napisałam do Nico z zapytaniem na jakiej siłowni zazwyczaj trenują. Niestety chłopak nie mógł do mnie dołączyć, bo czekała go popołudniowa zmiana w firmie w której pracował. Skończyłam więc sama na ogromnej sali, gdzie większością ćwiczących byli faceci. Dwóch próbuje mnie nawet poderwać, ale grzecznie ich spławiam. Mówię im, że jestem lesbijką. Zawsze działa.

— Malia? — słyszę znajomy głos — Dobrze pamiętam?

Odrywam swój wzrok od ekranika bieżni na której biegam i przenosze go na stojącego przede mną Markusa jednocześnie ręką zmniejszając tempo działania maszyny.

— Tak, dokładnie. Ta laska, która rzuciła się na Ciebie pod wpływem alkoholu. — śmieje się i chwytam butelke wody — Przepraszam za tamten wieczór. Na ogół taka nie jestem.

— Esei i tak nie zaliczysz więc nawet nie próbuj. — dochodzi do nas kolejny głos, który znam bardzo dobrze, ale nigdy nie miałam jeszcze okazji poznać osobiście jego właściciela — Cokolwiek Ci powiedział to przepraszam za kolegę. Jest nie do końca zdrowy na umyśle. — dodaje Freitag za co dostaje z pięści w ramię od swojego przyjaciela.

— Nikogo nie wyrywam, debilu. — Eisenbichler wywyraca oczami — To mój drogi jest przyjaciółka naszego kochanego Andreasa.

— Wanka? — Richard marszy czoło, widocznie zaskoczony.

— Właściwie to ja nie jestem jego przy... — próbuje coś powiedzieć, ale zostaje mi to przerwane.

— Wellingera. — oznajmia Eisenbichler — Co tu robisz? — kieruje to pytanie do mnie.

— Ale ty jesteś głupi. — stwierdza Richi — Jest na siłowni. Przyszła tu ćwiczyć.

— No przecież to wiem. — oburza się starszy — Jestem tylko ciekawe kto jej polecił tą siłownię.

— To trzeba było inaczej sformułować pytanie.

Schodzę całkowicie z bieżni i obserwuje ich próbując się nie roześmiać. Zachowują się gorzej niż dzieci w podstawówce, ale to na swój sposób urocze.

— Andreas też jest? — pytam zmieniając temat.

— Tak. Tylko jeszcze obija się w szatni. — informuje mnie Freitag.

— To ja pójdę się przywitać. — informuje ich i udaje się w stronę szatni.

Nie docieram tam jednak, bo po drodzę przez szybę zauważam Wellingera na drugiej sali, przeznaczonej do ćwiczenia boksu. Z bardzo widoczną frustracją uderza w jeden z worków wiszących na sali na której poza nim nie ma obecnie nikogo. Robi to bez rękawic, przez co boje się że się zrani i postanawiam interweniować. Wchodzę po cichu do środka i chcę już się odezwać, ale chłopak robi coś co mnie zaskakuje. Krzyczy głośne "kurwa", ciągnie się za włosy i siada pod ścianą przecierając twarz rękami. Mam wrażenie, że cokolwiek się stało to lepiej będzie, jeżeli będzie przeżywał to sam. Planuje się wycofać, ale w momencie gdy robię dwa kroki w tył, blondyn unosi głowę i zauważa mnie. Teraz już muszę z nim porozmawiać, a przynajmniej spróbować. Powolnym krokiem zbliżam się do niego i siadam po jego lewej stronie. Dzieli nas ponad metr różnicy. Wciąż pamiętam w jakim stanie był jeszcze przed chwilą, więc wolę nie ryzykować, że skończe jak ten worek.

— Boisz się? — pyta cicho, lekko zachrypnietym głosem i patrzy na dzielącą nas odległość. Czuje się trochę jak tamtego dnia w łazience, jednak tym razem role człowieka niestabilnego psychicznie się odwróciły. Krece przecząco głową.

— To coś w kadrze? — pytam po chwili ciszy.

— Wy fani zawsze myślicie, że całe nasze życie to skoki i dziewczyny. Nie, wcale tak nie jest. — mówi chłodnym tonem — Mamy inne, prywatne sprawy w które nie powinnaś się wtrącać.

— Ja tylko chciałam pomóc... — mówię cicho.

— Gdybym chciał czyjejś pomocy to mam mnóstwo innych osób do których mogę się zgłosić. Nie potrzebuje osoby, którą ledwo znam. Swoją drogą to co ty tutaj robisz? — chłopak nagle wstaje, a ja jestem w szoku przez to wszystko co mówi — Może ty mnie naprawdę śledzisz i Klara miała rację, że z tobą jest coś nie tak.

Chce już się obronić, ale kompletnie nie wiem co miałabym odpowiedzieć na te absurdalne oskarżenia. Ja rozumiem, że prawdopodobnie coś się stało i przeżywa ciężkie chwile, ale to nie powód żeby mnie tak traktować. Niech wyładowuje swoje emocje w inny sposób, a nie przez bycie chamskim dla mnie. Zaciskam usta i wstaje wciąż patrząc na niego. Chłopak także wpatruje się we mnie, ale tym razem nie widzę w jego oczach tej iskierki radości, którą widywałam podczas wszystkich naszych poprzednich spotkań.

— Jak już zdecydujesz się przeprosić to weź mój numer od Nico. — mówię zdecydowanym tonem i nie obracając się już za siebie wychodze z pomieszczenia. Jak tylko je opuszczam, w mojej głowie pojawiają sie wyrzuty sumienia. Moje podejście zmienia się diametralnie, a pewność siebie ulatuje. Przecież ludzie różnie reagują na złe wiadomości, a ja tak naprawdę nie wiem co się stało. Stwierdzam jednak, że Andreas mimo wszystko nie powinien być teraz sam. Moja duma jest zbyt duża by tam wrócić, więc decyduje się wysłać tam Markusa. Nie ujawniam szczegółów, po prostu mówię, że z Welligerem chyba jest coś nie tak i że powinien iść z nim porozmawiać. Sama w tym czasie decyduje się iść do szatni, żeby się przebrać. Nie wyobrażam sobie teraz dalszego ćwiczenia. Podczas zakładania spodni słyszę dźwięk swojego telefonu. Uśmiecham się na widok imienia Nico na wyświetlaczu.

— No cześć. — witam się po naciśnięciu zielonej słuchawki — Ty nie powinieneś teraz pracować?

— Mam przerwę, szefowo. — śmieje się słysząc jego słowa — A jak tam twoje ćwiczenie?

— Całkiem pozytywnie. Dawno nie spaliłam tylu kalorii. — kłamie.

Od niedzielnego meczu piszemy prawie cały czas, poznaje lepiej tego człowieka i zaczynam go naprawdę mocno lubić, ale nie chce mu mówić o sprawie z Andim. Przyjaźnią się, ale jestem pewna że Wellinger by nie chciał, żebym każdemu na prawo i lewo opowiadała o jego załamaniu. O ile mogę to tak nazwać, bo wciąż nie wiem o co chodziło.

— Gdybyś ty jeszcze miała co spalać. — prycha — Chudsza być już nie możesz chyba.

— Boże. — wzdycham i wywracan oczami — Jakbym słyszała mojego ojca. Dajcie wy mi spokój z tym jedzeniem i moimi kaloriami.

— No właśnie nie mam zamiaru. — oznajmia mi — Chce Cię zaprosić jutro na kolację. Zamieniłem z kumplem zmiany i jutro idę na poranną.

— Najpierw kawa, teraz kolacja. Co będzie następne? — żartuje bawiąc się paskiem od mojej torby.

— Łóżko.

die sorge | a. wellingerDonde viven las historias. Descúbrelo ahora