17. geburtstag v2

1.8K 152 39
                                    

Wybranie rzeczy, które miałam mieć na sobie dziś wieczorem zajęło mi trochę dłużej niż się spodziewałam, więc teraz pędziłam jak szalona z autobusu do baru. Tylko ja potrafię spóźnić się na popijawę organizowaną z okazji moich urodzin. Nie będę nazywać tego spotkaniem, bo dobrze wiem, że większość przybyłych będzie tam w większej części dla alkoholu niż dla mnie. Ja obiecałam sobie jednak, że dzisiaj nie pije. Oczywiście mówię o większych ilościach, bo jednego piwa sobie nie odmówię, ale mówią, że alkohol zaczyna się dopiero od dwóch. Dobra, tylko ja tak mówię, ale czy to ważne?

— Jest i solenizantka! — słyszę głos Markusa zaraz po tym jak wchodzę do środka.

Tym razem role się odwróciły i to on wita mnie podchmielony. Zaraz, przecież nie spóźniłam się aż tak, żeby już zdążył się doprowadzić do takiego stanu nietrzeźwości. Musiał coś prędzej pić. Ja przysięgam, że z nich są więksi alkoholicy niż ze mnie.

— Jest i mój ulubiony niemiecki skoczek. — śmieje się i przytulam Eisenbichlera.

— Ej, wypraszam sobie. — oburza się Andreas.

— Ha, nie wszyscy Cię hotkują. Wszystkiego najlepszego, koleżanko od picia.  — Markus odsuwa się ode mnie i wytyka język blondynowi.

— Siadaj. — Wellinger klepie miejsce po swojej prawej stronie — Już ja Cię przekonam do hotkowania mnie.

Tak się składa, że nie musisz mnie do niczego przekonywać, bo od jakiegoś czasu meczą mnie uczucia do Ciebie i nawet w tym momencie mam ochotę się rozpłynąć patrząc w twoje niebieskie oczy.

— Poczekaj, jeszcze ja jej życzeń nie złożyłem. — Stephan podchodzi do mnie i przytula — Wszystkiego najlepszego i dużo fajnych horrorów do oglądania. — Leyhe odsuwa się ode mnie i posyła spojrzenie mówiące, że mnie obserwuje i że mam uważać. Cholera, czy on się musiał dowiedzieć o mojej sympatii do Andreasa.

— Dziękuje bardzo. — uśmiecham się szeroko. Potem jeszcze życzenia składają mi Adam oraz Sonia, chociaż dziewczyna nie robi tego zbyt entuzjastycznie. W końcu udaje mi się zająć zajęte przez Wellingera miejsce — Ktoś jeszcze przyjdzie?

— Richard mówił, że wpadnie, ale on się zawsze mocno spóźnia, więc nie spodziewaj się go szybciej niż za — Stephan spogląda na zegarek — pół godziny.

—  Przynajmniej nie jestem ostatnia. — śmieje się — Macie już coś dla mnie zamówione?

— Właśnie nie. — informuje mnie Andreas — My planujemy dzisiaj pić wódkę, a nie wiem czy ty nie wolisz piwa.

— Będę pić co wszyscy, nie jestem aż tak wybredna.

— Ja nie wiem jak ja jutro wstanę na te wykłady. — wzdycha Klara.

Ja bym się nie obraziła, gdybyś wcale nie wstała. Ani jutro, ani nigdy. Karcę się w głowię za moje głupie myśli. Przeprosiła mnie i staramy się żyć w pokojowych warunkach, ale ja wciąż nie pałam do niej miłością. Nic na to nie poradzę, jak ktoś mi raz zajdzie za skórę, to mu potem nie zaufam po pięciu minutach.

Jesteśmy po wypiciu paru kolejek czystej, gdy w końcu wśród towarzystwa zjawia się niemiecki skoczek z wąsem. Wszyscy poza mną zrobili się już trochę nietrzeźwi, ale wcale im się nie dziwie. Mamy szybkie tempo, a oni nie są przyzwyczajeni do polskiej wódki. 

  — To gdzie jest solenizantka? — pyta Richard skanując wzrokiem wszystkich siedzących przy stole.

  — Wiem, że widzieliśmy się tylko raz i to parę tygodni temu, ale mnie się nie zapomina. —  prycham oburzona i właśnie po wypowiedzeniu tych słów zdaję sobie sprawę, że mnie jednak też już trochę chwyciło. Po alkoholu zawsze mówię coś zanim sobie to przemyśle.

Mężczyzna składa mi życzenia i zajmuje jedyne wolne miejsce, które trafia się akurat koło. Zaczynają rozmowę, więc dochodzę do wniosku, że najwidoczniej się znają. Wieczór mija mi naprawdę dobrze. Przez głowę przechodzi mi nawet myśl, że to najlepiej spędzone urodziny w moim życiu i to w głównej mierze dzięki kiepskim żartom Andreasa. Jestem już tak pijana, że nawet nie przejmuje się tym, że momentami przyglądam się mu się jak zakochana nastolatka plakatowi swojego idola. Mam tylko nadzieję, że nikt tego nie widzi, a jeżeli widzi to do jutra zapomni. 

  —  Kochanie, chodź zatańczyć. —  Klara chwyta Wellingera za rękę i ciągnie w stronę wolnego miejsca pomiędzy stolikami. To nie klub, ale nikt z osób znajdujących się w barze się tym nie przejmuje. Po chwili para porusza się powoli na środku, pomimo tego, że w radiu leci szybka piosenka, część stolika się śmieje, a ja siedzę czując łzy zbierające się w kącikach moich oczu. Andreas nachyla się nad Klarą i delikatnie ją całuje. Po alkoholu wszystko uderza we mnie z kilkakrotnie większą siłą, więc widok zakochanej pary nie służy dobrze mojemu sercu, zwłaszcza że od niedawna czuje coś do jednej jej części. Jestem cholernie zazdrosna i czuje, że zaraz się popłacze na dobre więc mrucząc pod nosem, że idę się przewietrzyć. Siadam na jakimś murku przed budynkiem i biorę głęboki oddech. Nie mogę się tutaj rozbeczeć, bo szkoda mi mojego makijażu. Za dużo czasu zajęło mi robienie go. Liczę sobie w głowie kostki czekolady, którą bym chciała zjeść, żeby się uspokoić, gdy nagle przerywa mi znajomy głos i się mylę.

  —   Będziesz miała brudne spodnie. —  oznajmia Stephan, wskazując na murek, który nie należy do czystych. Cóż, pijana i zazdrosna Malia ma w dupie to jak wyglądają jej spodnie. 

  —  Zupełnie jak moje serce. —  mruczę machając nogami —  Chociaż nie, mówi się chyba, że serce jest złamane. 

Chłopak wzdycha cicho i patrzy na mnie przez dłuższy moment, nie mówiąc nic. Czekam tylko na jakiś opieprz za to, że nie trzymałam się jego zasad co do odpuszczenia sobie Andreasa, bo wiem, że właśnie to ma zamiar zrobić. W innym razie dlaczego by wychodził za mną na dwór?

—  Trzymasz się jakoś? —  pyta.

—  Nie muszę się trzymać, przecież ten murek nie jest wysoki. —  stwierdzam śmiejąc się cicho. Doskonale wiem, że chłopak miał na myśli co innego, jednak w tamtej chwili się to nie liczy, bo ja mam ochotę zażartować. Może dla nikogo innego moja odpowiedź nie jest śmieszna, ale najważniejsze, że mnie bawi. —  Chyba nie. — dodaje po chwili śmiechu i gwałtownie poważnieje.

Stephan podchodzi do mnie i mocno mnie obejmuje, a ja zamykam oczy czując się trochę lepiej. Potrzebowałam tego. Stoję tak w jego ramionach przez parę minut, a gdy w końcu się oddalam uśmiecham się lekko.

— Już nie muszę się martwić o mój makijaż. — stwierdzam, a chłopak patrzy się na mnie z podniesionymi brwiami, nie rozumiejąc o co chodzi. —  Dzięki. 

die sorge | a. wellingerWhere stories live. Discover now