23. seifenoper

1.9K 176 54
                                    

— Twoje życie brzmi jak jakaś telenowela. — oznajmia Rita, gdy kończę jej opowiadać jak wygląda moja sytuacja uczuciowa.

— Dzięki, to pocieszające. — wywracam oczami — Nie wiem co zrobić, to wszystko mnie powoli przerasta.

— Jesteś pewna, że chcesz tu zostać? — pyta poważnie Rita, wpatrując się we mnie z troską wymalowaną na twarzy.

— Tak, chce. Muszę. W Polsce w życiu tyle nie zarobie. — zaczynam nerwowo bawić się sertwetką — Poza tym Andreas...

— Ja jestem zdania, że im dalej od niego bedziesz, tym lepiej dla Ciebie. — kobieta bierze łyk kawy.

— Ale ty nie rozumiesz... — przygryzam wargę i spuszczam głowę — Każdy jego uśmiech w moją stronę, każdy dotyk, jego obecność. To wszystko sprawia, że moje serce bije tak szybko. Kocham go.

— Bije tak szybko, ale łamie się za każdym razem, gdy przypominasz sobie, że nie jest twój. Ja rozumiem, Malia. Też jestem zakochana.

— Ty z Kitem jesteś szczęśliwa i masz syna. — wzdycham mając dość siebie i tego całego dramatu — Ja mi i Andreasowi takiej przyszłości raczej nie wróże.

— Myślisz, że Kit to moja pierwsza miłość? Nie masz pojęcia ile dramatów przeżyłam jako nastolatka. — śmieje się — Ale to twoja decyzja i zrobisz co zechcesz.

Wzdycham dopijając moją kawę do końca. Jeszcze godzinę temu byłam pewna, że nie mogę wyjechać. Ale może Rita ma rację? Może powinnam wrócić do Polski? Albo wyjechać do jeszcze innego kraju i zacząć wszystko od nowa? Moje relacje z matką wciąż nie są dobre, na Richarda prawie już nie mogę patrzeć, od Klary też się wolę trzymać z daleka. Jedynymi osobami których nie chce zostawiać są Rita i Andreas, co w samo w sobie jest paradoskalne, bo największym powodem dla którego w ogóle myślę by opuścić Niemcy są moje uczucia do niego.

— Wiesz co? — moja towarzyszka odzywa się po chwili ciszy — Najlepiej będzie jeżeli z nim porozmawiasz. Szczerze. Wyjaśnisz sytuacje. Razem podejmijcie tą decyzje.

Przygryzam delikatnie policzek i stwierdzam, że kobieta ma rację. Posyłam jej delikatny uśmiech.

— Dziękuje.

*

Wychodzę akurat z domu, gdy słyszę dźwięk mojego telefonu. Zakluczam mieszkanie jedną ręką, a drugą wyjmuje urządzenie i nie patrząc na wyświetlacz odbieram.

— Malia! — słyszę głos Andreasa. Szybko poznaje, że jest pijany. — Jak ja Cię dawno nie widziałem.

— Widziałeś mnie cztery dni temu. — wywracam oczami wchodząc do windy — A co? Stęskniłeś się?

— Bardzo. — wzdycha dramatycznie — Przyjdź mnie odbierz z naszego baru. Bo chyba nie trafię do domu.

W momencie jak mnie o to prosi, ja wiem że się zgodzę. Nie daje tego po sobie poznać i postanawiam się z nim podroczyć.

— No nie wiem. — wychodze z budynku — Mam bardzo ważne plany. Chciałam iść na spacer.

— Zamarzne jak mnie nie odbierzesz. — mówi takim tonem, że mam przed oczami jego zasmuconą minę — Chcesz mnie mieć na sumieniu?

— Nie ruszaj się z miejsca, dzieciaku.

Nie mam pojęcia dlaczego Wellinger w piątkowy wieczór pije sam w barze, ale nie potrafię zignorować tego miłego uczucia w brzuchu, gdy uświadamiam sobie, że to ja byłam pierwszą osobą do której zadzwonił i poprosił o odebranie. Ja. Nie Klara. Nawet nie Stephan. Lubię pijanego Andreasa.

Docieram do miejsca które w ciągu ostatnich tygodni poznałam bardzo dobrze po pół godziny jazdy autobusem. Jest już grubo po dwudziestej trzeciej, ale to piątkowy wieczór więc mimo później pory, na ulicach wciąż można zauważyć mnóstwo osób. Są to głównie młodzi ludzie, chcący zapewne spędzić czas na rozrywce ze znajomymi po tym jak przez cały tydzień ciężko pracowali. Dostrzegam blondyna siedzącego na ławce pod naszym ulubionym barem. Na murku obok jakieś trzy tygodnie temu zostałam pocieszana przez Leyhe. Dużo się od tego czasu pozmieniało. Andi ma przymknięte oczy, ale mimo swojego stanu wyczuwa moją obecność, bo unosi głowę jak tylko zajmuje miejsce obok niego.

— Przyjechałaś! — ten piękny uśmiech rozjaśnia jego jeszcze piękniejszą twarz.

Kładzie głowę na moim ramieniu, a ja przyglądam się mu przygryzając wargę. Jest kompletnie pijany, ale i tak wygląda niesamowicie uroczo.

— Powiedzmy, że miałam po drodze. — śmieje się cicho nie mogąc oderwać od niego wzroku — Chodź, zabierzemy Cię do mieszkania.

Oczywiście chłopak początkowo odmawia, ale gdy obiecuje mu że nigdzie się nie rusze z jego mieszkania aż do jutra, w końcu przystaje na moją propozycje. Kolejnym z moich wyzwań jest doprowadzenie go na przystanek i wsadzenie do odpowiedniego autobusu co po sporym wysiłki w końcu mi się udaje. Gdy wchodzimy do pojazdu, kierowca posyła nam zdegustowane spojrzenie.  Nie mam jednak siły na kłótnie więc ignoruje je i prowadze Wellingera na tylną część autobusu. Chłopak siada na miejscu pod oknem, a gdy ja zajmuje siedzenie po jego lewej stronie wzdycha głośno i ponownie tego wieczoru kładzie głowę na moim ramieniu.

— Nie rozumiem kobiet. — oznajmia zamykając oczy — Dlaczego wy wszystkie jesteście takie bezpodstawnie zazdrosne, upierdliwe i głośne? — pyta oburzony.

Śmieje się i poprawiam mi włosy, które opadły mu na twarz. Wyglądamy jak para i ja doskonale zdaje sobie z tego sprawę więc modłę się w duchu, żebyśmy nie spotkali żadnej fanki Andreasa, która postanowi zrobić nam zdjęcie, bo wtedy nie będę miała życia w swoim tymczasowym mieszkaniu.

— Nie wszystkie takie jesteśmy. — bronię przedstawicielek swojej płci.

— Klara jest. — mruczy od niechcenia, tak jakby sama myśl o szatynce psuła mu humor.

W każdym razie jeżeli tak jest to bardzo się z nim utożsamiam, bo ja prawie za każdym razem gdy wychodzę z pokoju i ją spotykam to już wiem, że ten dzień nie będzie należał do najlepszych. Wzdycham cicho domyślając się już co jest powodem teraźniejszego stanu chłopaka. Musieli się pokłócić z moją współlokatorką i to dosyć mocno. Część mnie nie obraziłaby się gdyby Klara i Wellinger się w końcu rozstali, ale większej części zależy na tym by blondyn był szczęśliwy więc gdy widzę go takiego smutnego i pijanego to serce mi się łamie. Po parunastu minutach podróży i paru piętrach pokonanych windą w końcu docieramy do jego mieszkania. Wellinger po przekroczeniu mieszkania nagle znajduje w sobie mnóstwo energii i postanawia włączyć muzykę.

— Chodź zatańczyć! — wyciąga w moją stronę ręce i idzie w moim kierunku ledwo utrzymując równowagę.

— To chyba nie jest dobry pomysł. — śmieje się, gdy Andi mocno mnie obejmuje a ja jestem zmuszona żeby go podtrzymywać, bo inaczej oboje byśmy się przewrócili.

— Każdy pomysł z tobą jest dobry. — oburza się Welli — Ty w ogóle jesteś takim dobrym człowiekiem. — mówi gdy mi udaje się doprowadzić nas tańcząc do kanapy i położyć na niej chłopaka.

— Nie wątpie. — wywracam oczami i siadam na krańcu kanapy.

Andreas poważnieje i zaczyna nas czymś intensywnie myśleć. Ja korzystam z okazji i znajduje chwilę po to by mu się przyjrzeć. Włosy chłopaka żyją własnym życiem, zmarszczka na czole jest wyjątkowo widoczna, a niebieskie oczy wpatrują się we mnie. Chłopak nagle podnosi się i kładąc dłoń na moim karku przybliża się do mnie. Jestem w tak głębokim szoku, że przez chwilę nie reaguje i dopiero, gdy usta blondyna odnajdują te moje, a moje serce gwałtownie przyspiesza ja zmuszam się by go od siebie odepchnąć, bo mam świadomość że to co dla mojego serca jest tak właściwe, dla reszty mojego ciała i dla trzeźwego Andreasa jest po prostu złe.

________

jestem zawiedziona mała ilością komentarzy pod ostatnim rozdziałem js

die sorge | a. wellingerМесто, где живут истории. Откройте их для себя