18. reise

2K 158 33
                                    

— Ładowarka, kurtka, bielizna, ubrania, power bank. — wyliczam rozglądając się po pokoju, nie chcąc niczego zapomnieć. Z Wisły do Monachium jest daleka droga, jak czegoś zapomne to będzie kiepsko.

— Gotowa? Andi mi napisał, że będą po Ciebie z Markusem za parę minut. — Klara patrzy na mnie opierając się o drzwi.

— Tak, chyba wszystko mam. — stwierdzam — Szkoda, że z nami nie jedziesz. — mówię z uprzejmości, a w środku dziękuje wszystkim siłom nieba, a w szczególności uniwersytetowi w Monachium, że dziewczyna akurat ma dużo nauki. Chce się świetnie bawić, a jej obecność, zwłaszcza przy boku Andreasa, by mi to bardzo skutecznie uniemożliwiała.

— Innym razem. — uśmiecha się do mnie lekko — Są konkursy w Niemczech, pewnie się na jekiś wybiorę.

Brunetka przytula mnie mocno, a mój uśmiech zamienia się w grymas. Staram się być dla niej miła i uprzejma, ale to tyle. Żadnego przytulania. Nie daje tego jednak po sobie poznać i jak tylko się od niej odsuwam, na mojej twarzy automatycznie znowu pojawia się uśmiech. Trochę wymuszony, ale nikt tego nie zauważa. Gdy schodzimy na dół z ciężką torbą na ramieniu i czarną torebką w ręce, srebrny samochód już czeka przed blokiem. Gdy jesteśmy parę metrów od niego, z środka wysiada dwójka dobrze nam znanych mężczyzn. Robią to niemal w tym samym momencie i gdyby założyć im okulary przeciwsłoneczne i zwolnić tempo to ta scena idealnie by pasowała do filmu. Parskam śmiechem przez swoją myśl.

— Co się śmiejesz? — pyta Markus na powitanie.

— Żart sobie opowiedziałam w głowie. Nie zrozumiesz. — wywracam oczami z uśmiechem — Bądź mężczyzną i zapakuj ją do bagażnika. — podaje mu torbę. Eisenbichler przez chwile zastanawia się czy ja wziąć, ale kiedy nie ustępuje, w końcu się na to decyduje i rusza w kierunku tyłu samochodu. Ja w tym czasie kieruje swój wzrok w stronę zakochanej pary i stwierdzam, że naprawdę w tym momencie by mi się przydał filter rzygającej tęczy.

— Cześć Andreas. — mruczę, przypominając o swojej obecności.

— Cześć, cześć. — Wellinger w końcu odrywa wzrok od swojej dziewczyny. Zachowują się jakby mieli się nie widzieć dwa lata, a przecież nie będzie nas przez około cztery dni. Nie wiem co im się ostatnio stało, chyba mają jakiś challenge o to jak bardzo uda mi się mnie zdenerwować co po paru piwach przerodzi się w płacz, tak jak tamtego wieczoru w pubie. Wciąż mi wstyd, że Stephan mnie taj widział. Nie miałam okazji z nim rozmawiać od tego czasu i mam nadzieję, że nie będzie nic wspominał na ten temat. — Wszystko zabrane? — pyta.

— Mhm. — mruczę — Cześć Klara. — dodaje i wsiadam do samochodu. Głupie uczucia, głupi Andreas, głupie wszystko. Popsuli mi humor, co chyba po części zauważa Markus, bo chwilę po mnie wsiada na przednie miejsce pasażera.

— Ile można? — wzdycha wskazując na parę całującą się na pożegnanie. Błagam, przecież on wsiada do samochodu a nie na Titanica.

— Miłość i te sprawy. Nie zrozumiemy. — staram się odpowiedzeć jak najbardziej wymijająco.

— Ja kocham wódkę, a więc ją ze sobą zabieram, a nie kleje się do niej, jakbym miał jej już więcej nie zobaczyć.

Śmieje się cicho, słysząc jego słowa. Jeszcze przed chwilą byłam pewna, że spedzę tę podróż po kryjomu wpatrując się w Andreasa i narzekając w głowie na moje nieszczęśliwe zakochanie się, ale teraz myślę, że dzieki Eisenbichlerowi ta podróż nie będzie wcale taka ciężka.

*

Jedziemy od trzech godzin. Od trzech godzin bez przerwy, bo Pan szanowny kierowca Wellinger stwierdził, że "im mniej przerw będzie, tym szybciej będziemy". Ja przysięgam, ten człowiek czasami jest bardzo głupi.

— Stary, zaraz nogi uschną. — wzdycha Markus.

Nadal nie mam pojęcia dlaczego nie lecimy samolotem, ale staram się nie narzekać, bo przecież i tak mi już załatwili nocleg i wejście na skocznie oraz do wioski.

— Teraz są same parkingi, zatrzymamy się na jakiejś stacji. — odzywa się Andreas.

Początkowo chce się zgodzić, jednak nagle robi mi się dziwnie duszno i słabo. Opieram głowę o siedzenie Andreasa i zaczynam głośno oddychać. Nie chce, żeby zauważyli, że coś jest nie tak. Nie mam zamiaru robić im dodatkowego problemu.

— Wszystko w porządku, Malia? — słyszę jak przez mgłę głos blondyna.

— Tak. — mówię, chociaż jest wręcz przeciwnie. Przed oczami zaczyna robić mi się ciemno, wiec jak najszybciej odpinam pas i kładę się na siedzeniu. Słyszę głosy chłopaków, ale nie jestem w stanie stwierdzić co mówią.

Nie wiem ile czasu mija, ale gdy wracam do rzeczywistości, stoimy na jakimś parkingu, a Andreas pochyla się nade mną. Chłopak gdy widzi, że zaczynam kontaktować, podnosi mnie lekko do pozycji siedzącej.

— Trzymaj, napij się wody. — podaje mi plastikową butelkę, a ja wypijam prawie całą jej zawartość.

— Przepraszam. — mruczę i oddaje mu plastik.

— Boże, ale nas wystraszyłaś. — słyszę głośne westchnienie Eisenbichlera, który stoi na zewnątrz.

Andreas przygląda mi się przez chwilę, kręci głową wzdychając i najwidoczniej kiedy dostrzega, że już czuje się lepiej obejmuje mocno. Zamykam oczy i uśmiecham się lekko, próbując nacieszyć się jego bliskością. Chyba muszę częściej mdleć.

— To ja przepraszam, że się nie zatrzymałem. — wciąż mnie mocno trzyma. — Powinnaś powiedzieć, że Ci słabo.

— Nie chciałam robić problemu. — przyznaje szczerze.

— To nie jest żaden problem. — oznajmia stanowczo — Kwestia zdrowia jest ważna. Co dzisiaj jadłaś? — pyta.

Słysząc to pytanie, uświadamiam sobie jaki jest powód mojego złego samopoczucia. Przez podekscytowanie tym wyjazdem, kompletnie zapomniałam o jedzeniu, a mój ostatni posiłek był prawie dobę temu.

— Śniadanie. — kłamie.

— Malia. — wzdycha — Jest osiemnasta. Markus, co masz do żarcia? — Andreas odwraca się i patrzy w stronę swojego przyjaciela.

— Mam dużo batonikow, moment. —najstarszy schylił się do swojej torby, która leżała na przednim siedzeniu i podał mi parę słodyczy z milki i innych cudownych firm. Normalnie bym się ucieszyła, ale teraz czułam się jak dziecko, którego karą jest zjedzenie tego. Widząc jednak surowy wzrok Andiego, który stał przed samochodem ze skrzyżowanymi rękami, nie umiałam się sprzeciwić i zaczęłam jeść.

— Na następnej stacji się zatrzymany i zjesz coś ciepłego. — stwierdza.

— Andi, nie ma takiej potrzeby. — wzdycham. Narobiłam już im tylu problemów, że mam ochotę zapaść się pod ziemie. Nie chce stwarzać kolejnych.

Nie udaje mi się jednak go przekonać, a co więcej, oddaje kierownice Markusowi, a sam siada obok mnie, by "pilnować, żeby nic się nie stało".

Martwi się o Ciebie.

Nie mogę się powstrzymać przed myślami o tym, że martwi się bardziej niż powinien. Egoistyczna część mnie chce by tak było, chce by mu zależało, chce żeby mnie zauważył jako dziewczynę. Zdaje sobie sprawę, że robię sobie złudne nadzieje, bo Andreas jest w szczęśliwym związku od paru lat, ale w momencie gdy zamykam oczy opierając głowę o jego ramie i czuje jego wzrok na sobie, oraz to dziwne uczucie w brzuchu, zupełnie mi to nie przeszkadza.

die sorge | a. wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz