11. klara

2K 153 43
                                    

Nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy mówili, że rzucenie się w wir pracy może pomóc z problemami, ale w tym tygodniu przekonałam się, że mają racje. Miałam szczęście, że akurat wypadło mi dużo nadgodzin, więc mogłam spedzić z dzieciakami więcej czasu. One były takie beztroskie, a ich największym problemem był wybór koloru kredki jakim pomalują obrazek. Nie myślałam nawet o tym co się stało w zeszły weekend, przynajmniej nie w takiej ilości jak myślałam, że będę. Jednak piątek nadszedł wyjątkowo szybko, a to oznaczało, że przez dwa dni będę siedzieć w domu i nic nie robić. Boje się trochę tego, bo znam siebie na tyle dobrze by wiedzieć co się dzieje w moim umyśle, gdy mam za dużo czasu wolnego. Jestem obecnie w środku emocjonującego rozdziału kryminału, który wypożyczyłam w tutejszej bibliotece, gdy słyszę pukanie w drzwi. Zdaje sobie sprawę, że to zapewne moja mama więc zapraszam ją do środka.

— Hej. — słyszę głos Klary, co zmusza mnie do oderwania wzroku od kartek zapisanych czarnym drukiem.

— Cześć? — unoszę brew, by pokazać jej jak zdezorientowana jestem jej obecnością.

Mieszkamy razem parę tygodni, a ona była tutaj może ze dwa razy. My nawet porządnie nie rozmawiamy, a jedyne nasze wymiany zdań to po prostu głupie docinki, więc nie mam pojęcia co szatynka tutaj robi.

— Długo zbierałam się, żeby tu przyjść. — wzdycha — I proszę, nie myśl że robię to z litości. Nie jestem aż taką suką za jaką mnie masz.

Zaciekawiona jej słowami podnoszę się do pozycji siedzącej, odkładam książkę na małą szafkę nocną stojąca przy łóżku i klepie wolną przestrzeń obok siebie, by dać jej znak, że może usiąść, co dziewczyna po chwili robi.

— Poczułam się zagrożona. — mruczy ze spuszczoną głową — Nie spodziewałam się, że będziesz taka ładna i wszyscy Cię polubią. Wszystko w domu kręciło się wokół Ciebie, a ja po prostu byłam zazdrosna. Przez to byłam dla Ciebie taka wredna, a potem to zaszło za daleko. Andi musiał poważnie ze mną porozmawiać i mi to uświadomić. Przepraszam.

Milczę przez dosyć długi czas. Zastanawiam się nad jej słowami i dokladnie analizuje każdą część jej wypowiedzi. To co mówi wydaje się płynąc prosto z serca, mimo że brzmi stasznie niedojrzale. Głos w mojej głowie mówi mi, że nie powinnam znowu tak szybko ufać ludziom, ale skutecznie go ignoruje.

— W porządku. — unoszę lekko kąciki ust — Po części Cię rozumiem. Ja też przepraszam za te wszystkie docinki.

Dziewczyna uśmiecha się do mnie, ale nie mówi nic więcej. Intensywnie nad czymś myśli.

— Wiesz... — przygryza wargę unosząc wzrok ze swoich rąk na moją twarz — Andi mi powiedział o wszystkim. I proszę, nie bądź na niego zła. Martwi się, a uważa że kobieta Cię lepiej zrozumie.

— Błagam Cię. — prycham — Wszyscy go znacie. A nikt, powtarzam nikt, mnie tak porządnie nie ostrzegł. Andreas próbował, ale za słabo. Ty i Danika śmiałyscie się, gdy okazało się, że mnie okłamał. Klara, przeprosiłaś mnie i fajnie, lepiej będzie jak nie będziemy na każdym kroku sobie skakać do gardeł, ale to nie znaczy, że wszystko Ci zapomnę i będziemy teraz najlepszymi przyjaciółkami.

— Nie oczekuje tego od Ciebie, spieprzyłam sprawę, ale chce Ci tylko pomóc. Nie masz tu nikogo, a duszenie w sobie tego wszystkiego nie pomoże. — unosi wzrok i wpatruje się we mnie.

— Rozmawiałam już z przyjaciółką na wideorozmowie. — wzruszam ramionami — Przecież on mnie nie zgwałcił, z przebłysków, które mam to stwierdzam, że wręcz przeciwnie, byłam całkiem chętna, więc przestancie wszyscy dramatyzować. — wzdycham — Po prostu mnie wykorzystał i jest chujem, nie on pierwszy na tym świecie i nie ostatni. — próbuje udawać silną i nie dać po sobie znać, że się wciąż przejmuje tym co się stało.

Prawda była jednak taka, że się przejmowałam. Nie chciałam tego jednak pokazywać, bo nigdy nie byłam człowiekiem, który pokazuje co czuje. Przeszłam już w swoim życiu tyle, że stworzyłam wokół siebie ścianę, której mury wznoszę jak tylko dzieje się coś złego. Nienawidzę pokazywać swoich słabości i wciąż mam wyrzuty sumienia przez to, że w zeszłą niedziele rozpłakałam się przed Wellingerem.

— W porządku. — kiwa głową i powoli wstaje — Ale jeżeli będziesz chciała pogadać to wiesz gdzie mnie szukać. — dodaje, a ja kiwam głowa wiedząc że i tak nigdy nie skorzystam z tej propozycji.

Dziewczyna posyła mi jeszcze ostatni uśmiech, po czym kieruje się do wyjścia. Zanim przekracza próg, odwraca się jeszcze i składa propozycję.

— Właściwie to jedziemy z dziewczynami do domku Sonii za miastem dzisiaj wieczorem. Taki babski weekend. Chcesz jechać z nami?

— Klara. Nie będziemy przyjaciółkami. — przypominam jej.

Szatynka kiwa głową i wychodzi. Ja tymczasem powracam do swojej lektury. Akcja tak bardzo mnie wciąga, że nie mogę się od niej oderwać przez następne parę godzin. Dopiero koło dwudziestej pierwszej mój żołądek daje o sobie znać i jestem zmuszona udać się do kuchni. Robię sobie dwie kanapki, bo chociaż najchetniej bym zjadła konia z kopytami to muszę mieć granice. Chce już się ewakuować, gdy do kuchni akurat wchodzi moja matka.

— W końcu się wynurzyłaś. — zauważa.

— Zgłodniałam trochę. — wskazuje na talerz, który trzymam w ręce.

— Usiadź na chwilę. Dawno nie rozmawiałyśmy. — kobieta zajmuje miejsce przy stole, a ja po chwili zastanowienia robię to samo. Nie oczekuje rozmowy od serca, bo nie jesteśmy i nigdy nie będziemy ze sobą blisko, ale mogę z nią zamienić parę słów. Błagam, niech tylko nie zaczyna sprawy Nico, bo nie wiem ile można na ten temat gadać. Mam nadzieję, że matka nie wie nic o tym co się stało.

— Rozmawiałam z ojcem. — odzywa się nagle.

Mrugam kilkakrotnie oczami, nie mogąc uwierzyć w to co słyszę. Nie zamienili ze sobą słowa od rozwodu parę lat temu, a teraz tak po prostu ze sobą rozmawiali?

— Słucham?

— Ty też powinnaś. — no zaraz moja szczęka wyląduje na podłodze. Myślałam, że ta rodzina nie może już być bardziej popieprzona.

— Wiesz co? Już wiem jakim cudem byliście te ponad dwadzieścia lat małżeństwem. Oboje jesteście strasznie nieodpowiedzialni i lekceważycie problemy.

— Malia. — kobieta wzdycha — Przecież nie zrobił nic złego.

— Nie chciał się zgodzić na mój wyjazd tutaj tylko dlatego, że jechałam do Ciebie. Nazwał mnie nieodpowiedzialną, bo przejełam na siebie te kilkanaście tysięcy waszego długu tylko po, żeby Paweł nie musiał tego płacić. On ma już na utrzymaniu swoją rodzinę, tak tylko przypominam. — zaciskam usta — Ja też nie chciałam tu przyjeżdżać. Wciąż nie chce tu siedzieć. Ale rozumien co to odpowiedzialność w porównaniu do was. Więc jeżeli on nie chciał zaakceptować mojej decyzji, to ja nie chce z nim rozmawiać. — denerwuje się i wstaje.

Może wyolbrzymiam i może zachowuje się jak trochę jak gówniara, ale mam dość tego, że ja im wszystkim próbuje pomóc, a kończy się tak, że to ja obrywam.

— On chce przeprosić. — naciska — Przemyśl to.

— Już przemyślałam. Odpoczynek od siebie nam dobrze zrobi. Porozmawiam z nim, gdy wrócę do Polski. — informuje ją i wychodzę z pomieszczenia, by w końcu w spokoju zjeść moje kanapki.

die sorge | a. wellingerWhere stories live. Discover now