rozdział 25. epilog

6.3K 456 95
                                    

Słońce przysłoniły płynące po niebie gęste obłoki, jednak nie dało to ulgi od panującego gorąca. Brunet ściągnął z siebie skórzaną kurtkę i przetarł wierzchem dłoni pot z czoła. Przystanął na chwilę pod sklepem i spojrzał zmęczonym wzrokiem na automat z napojami. Neonowe napisy, podświetlone przez lampy maszyny, mrugały toksycznymi kolorami w ciemne tęczówki Jeona. Sprawiały, że jego irytacja rosła, a zarazem nie mógł odwrócić oczu od migoczącej żółci.

Nagle obok niego przystanął mężczyzna i z lekkim uśmiechem podszedł do automatu i wrzucił monety, by po chwili uruchomić mechanizm zrzucający napoje do schowka. Jeongguk popatrzył na Junghyuna, jednak nie odszedł od brata.

-Proszę. -wyższy wyciągnął w jego kierunku różową puszkę mrożonej brzoskwiniowej herbaty. Mężczyzna odebrał ją po chwili i westchnął, przykładając ją do swojego rozgrzanego karku. -Dawno nie rozmawialiśmy.

-O czym tu rozmawiać? Wydawało mi się, że wyraziłem się jasno.

-To dlaczego nie odejdziesz?

Jeongguk zaśmiał się pod nosem i w końcu otworzył puszkę, upijając z niej słodki napój.

-Też jestem ciekaw.

Wyższy popatrzył na brata i postanowił położyć głowę w zagłębieniu na jego szyi. Młodszy nie zaprotestował, jedynie zmieniając ciężar ciała na obie kończyny.

-Nie jestem w stanie wyobrazić sobie twojego bólu, Kookie. Nie potrafiłem obronić ani ciebie, ani mamy. Wszystko przez to, że byłem za słaby. Nadal jestem. -Junghyun wtulił się bardziej w tors brata. -Potrzebuję cię, Jeongguk. Nie potrafię być sam.

-Nie ważne, Jung. Już nic nie jest ważne.

-Gguk...

Młodszy położył swoją dużą dłoń na plecach bruneta i lekko pogładził jego ściągnięte łopatki.

-Też się bałem, ale widok, was cierpiących za niesprawiedliwość, jaka nas spotkała, był gorszy od odczuwanego upokorzenia i bólu. Teraz wszystko co było nie ma najmniejszego znaczenia.

×××

Po mieszkaniu rozpłynął się słodki zapach smażonego mięsa wraz z głośnym sykiem tłuszczu obijającego się na rozgrzanej patelni. Yoongi nałożył kolejny pasek wołowiny na stopione masło, spoglądając na Seokjina zajmującego się makaronem i warzywami. Różowowłosy robił to tak zręcznie i szybko, jakby był profesjonalistą.

Drzwi frontowe otwarły się, zwracając tym samym uwagę kucharzy. Namjoon ściągnął buty, po czym wszedł wraz z Taehyungiem do wnętrza kuchni.

-Zaraz umrę, Jin. -mruknął niezadowolony, przytulając się do pleców Kima.

-Joonie! Jesteś cały spocony, odejdź!

-Jaki spostrzegawczy. -zaśmiał się pod nosem najwyższy i wtulił się bardziej, żeby zirytować różowowłosego.

-Tae, Jeona dalej nie ma?

Blondyn ściągnął przepoconą koszulkę i zwinął ją w kłębek.

-Napisał, że może się spóźnić. -odpowiedział dwudziestolatek, kierując się w stronę łazienki.

-Czemu on ciągle się spóźnia. -westchnął Seokjin, zabierając czarny garnek z gazu. Bulgoczący sos głośno odbijał się od pokrywy, dając znać, że jest to najlepszy czas, by go spożyć. Jednak wciąż brakowało współwłaściciela mieszkania.

Nagle Namjoon usłyszał głośne śmiechy niosące się po korytarzu, więc wyjrzał na klatkę wraz z Jiminem i jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył radosnych brunetów idących obok siebie. Jeongguk zauważył Kima, momentalnie poważniejąc.

Tattoo artist | taekookWhere stories live. Discover now