➫Chapter 12

459 57 8
                                    

Jest mi tak cholerne dobrze,mimo chłodu jaki panuje na dworze, jest mi ciepło...bo mam w siebie wtuloną kruszynkę. Jest mi też ciepło na sercu, bo mam świadomość,że w moich ramionach chłopak czuje się bezpiecznie sądząc po sposobie w jaki się przytula.
Naprawdę mi go szkoda...widać,że nikt dawno nie okazał mu tyle wsparcia i uczucia co ja dzisiaj. Wystarczy,że dasz się komuś przytulić,a już jest znaczenie lepiej. Zauważyłem też,że trochę takiej jakby "miłości" mu bardzo brakowało,a ja jestem dumny,że to ja jestem osobą,która mu to daje. Przynajmniej mogę się odwdzięczyć.

Kiedy ktoś daje wam szczęście, poczucie,że jest i zawsze przy tobie będzie...Ty możesz dać dokładnie to samo jemu...i ja tak teraz robię.
Nie potrzeba żadnych,żadnych słów,żeby było naprawdę miło.

Sama świadomość,że ta osoba jest...to naprawdę wystarczy,żeby być szczęśliwym.
Ten chłopak nieźle namącił ,nakręcił i utknął w mojej pamięci...i tak szybko z niej nie wyjdzie.

Zaraz trzeba będzie wracać do pokoju...będę musiał skończyć to przyjemne leżenie.Gorsza jednak jest myśl,że wrócę do zimnego łóżka i nie będę czuł już tego ciepła,że znowu zniknie na tydzień dwa,a ja znowu nie będę wiedział czy wszystko z nim w porządku.

Nie chcę tak...po części zależy mi na nim, dlatego muszę znać jego przeszłość,żeby wiedzieć jak z nim postępować.Nie chciałbym sytuacji,w której palnę coś głupiego,co sprawi mu przykrość.Nie świadomie ,ale jednak...

-Dylan?-zagadał chłopak przekręcając się twarzą do mnie.

-Tak Tommy?-odpowiedziałem od razu.

-Nic. Sprawdzam czy to nie sen.- Zaśmiałem się cicho. Jaki on uroczy...i jak u go tu nie kochać?

-Oczywiście,że to nie sen. Czujesz dotyk,widzisz nasze złączone dłonie,leżysz na mnie i patrzysz mi w oczy. Rozmawiasz ze mną.

-No właśnie...czyli jednak sen.-ponownie się zaśmiałem.

-Słodki jesteś.- wyznałem i puknąłem go delikatnie palcem w nosek. Blondyn uroczo go zmarszczył.

-Nie jestem.-odpowiedział zabierając wzrok na niebo.

-Jesteś,tylko nie chcesz przyjąć tego do świadomości.- wytłumaczyłem na co Thomas wykrzywił twarz i wzruszył ramionami.

-Może...- na jego ustach pojawił się prawie niewidoczny uśmieszek.

-Dylan?

-Tak?

-Musimy iść...zaraz sprawdzają pokoje.-westchnąłem niezadowolony.

-Nie Tommy.Nie chcę,nigdzie nie idę.-odpowiedziałem stanowczo przytulając go mocno.Tom zachichotał ,co od razu poprawiło mi humor.

-Dylaś...- uśmiech wkradł się na moje usta.

-Jak mi tego brakowało...tego przezwiska.
-Brawo Tommy,dzięki tobie czuję się lepiej.- dodałem ciągle spoglądając na reakcje chłopaka.

-Chociaż jednej osobie poprawiłem humor.-zaśmiał się smutno.

-Ej...jest dużo takich osób,np.Matthew ,Minho ,nawet ten głupek Horan, na pewno też twoim rodzicom.- zacząłem tłumaczyć,ale na ostatnie słowo Thomas dziwnie się spiął,a w jego oczach zebrały się łzy,które mogłem dostrzec dzięki księżycowi.

-Tommy...przepraszam.- chciałem zacząć się tłumaczyć ale blondyn mi przerwał.

-Nie Dylan. Wszystko okej...po prostu rodzice to drażliwy i bolący temat.- naciągnął rękawy bluzy na dłonie i zaczął wycierać pojedyncze łzy.

-Przepraszam...nie chciałem, nie wiedziałem i...-ponownie nie dał mi dokończyć.

-Wiem Dylaś...wiem.

-Nie gniewasz się?-spytałem.

-Nie.-potwierdził,jednak ja nie byłem co do tego przekonany.

-No,ale jednak widać,że nadal coś jest nie tak.-Powiedziałem podnosząc się do pozycji siedzącej,przez co Tom musiał zrobić to samo.

-Nie...na prawdę ,jest okej.

-Na pewno?-dopytałem.

-Na pewno.-odpowiedział pewnie.

-Skoro jest dobrze to...chodź się przytul.-wystawiłem szeroko ręce.
Nie musiałem długo czekać,żeby kruszynka od razu wpadła mi w ramiona.

-Z miłą chęcią.-dopowiedział kładąc brodę na moim ramieniu.
-Ale musimy iść.Serio.Jak zobaczą,że nas nie ma,to już po nas.-dodał psując tak piękną chwilę.

-Boję się,więc spieprzajmy stąd.- zaśmialiśmy się,po czym szybko wstaliśmy,złożyliśmy i schowaliśmy koc do kartonu i odkładając do w kąt .

Zaczęliśmy schodzić drabinką na dół.Potem weszliśmy przez balkon do środka kogoś pokoju. Okazało się,że to balkon debila Horana,który podkrada mi przyjaciela.Jednak Wpuścił nas do środka,dlatego nie było problemu żeby wrócić.

-Dzięki za dziś.-powiedział Thomas po raz kolejny tego dnia przytulając się do mnie. Odwzajemniłem przytulasa.

-Nie ma za co,było fajnie.-wzruszyłem ramionami uśmiechając się do tego.
- Ale musisz mi coś obiecać, dobrze?-zapytałem odsuwając go nie znacznie i zaglądając mu w oczy.

-Co takiego? -spytał patrząc na mnie zmęczonymi oczami.

-Że przez te dwa tygodnie będziesz się odzywał do mnie,okej?- zażądałem bardzo poważnie. Nie chcę żeby było jak przez ostatni tydzień,gdzie nie widziałem go ani razu i nie wiedziałem czy wszystko z nim w porządku.

-Postaram się.- Dał mi jakąś nadzieję.

-Dziękuje.-powiedziałem z tą cholerną nadzieją w głosie,że jednak da znać co i jak.

-Nie dziękuj i nie pytaj tylko zrób...-powtórzył te słowa,które ja wtedy.Teraz Tommy stanął przede mną i pocałował mnie w policzek,po czym odszedł bez słowa...
Patrzałem jak znika zaraz na schodach prowadzących na czwarte piętro.

To było...wow. Nie spodziewałem się tego,co nie zmienia faktu,że było fajne.
Nagłe ciepło przeszło od góry do dołu po moim ciele.
Chciałbym,żeby zawsze się tak żegnał...

ᴡsᴢʏsᴛᴋᴏ ѕιę zмιenι♡Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ