Pierwsza Dama

1.8K 177 169
                                    

Ja tylko proszę, nie pytanie co to jest. Sama nie znam na to odpowiedzi. Po prostu przeczytajcie. Mam nadzieję, że nie dostaniecie raka, skorpiona czy też kraba.
Także, miłego czytania!

___________

Nareszcie nadszedł ten długo wyczekiwany przez wszystkich dzień. No dobra, bez kłamstw. Przez wszystkich oprócz Katsukiego  — ten od samego początku miał nadzieję, że jego ukochanemu powinie się noga. Ale nie, Kirishimie się udało, a blondyn miał ochotę zwyczajnie się zapierdolić.

Siebie i tych, którzy go upili tego pamiętnego dnia. Nigdy im tego nie zapomni. Przez to musiał teraz znieść te kilka godzin bez krzyku. Pragnął wszystkich zabić.

Obudził się owinięty w pnącza, z których nie było dane mu się wydostać. Wyżej wymienione pnącza były zwyczajnie ramionami Eijiro, a mężczyzna zdecydowanie nie chciał go uwolnić i niemal owinął się wokół niego. Czerwonowłosy przytulał go od tyłu i oddychał spokojnie, wypuszczając powietrze na kark Bakugo.

I to mu się bardzo podobało, lubił czuć jego oddech na swojej skórze, ciepło ciała ukochanego. Mógłby mu zafundować bardzo przyjemną pobudkę, gdyby nie to, że to był ten dzień, którego naprawdę nie chciał się doczekać.

Mężczyzna poważnie zaczął się zastanawiać, dlaczego jego mąż wziął udział w wyborach. Albo jakim cudem Donald Trump został przez niego pokonany oraz po co on miał tak bardzo angażować się w to całe gówno.

Polityka totalnie nie była w jego stylu.

W stylu Kirishimy też nie, ale kto wie, co go napadło.

W końcu jakoś udało mu się odwrócić w stronę Eijiro i ująć delikatnie jego policzek, gładząc go kciukiem. Czerwonowłosy mruknął coś pod nosem, na co chłopak uśmiechnął się pod nosem. Wiedział jednak, która była już godzina, nie mieli czasu do stracenia.

Chociaż Katsuki chętnie straciłby cały czas. Nie chciał wychodzić do ludzi.

—  Eijiro  — szepnął, domyślając się szybko, że to nic nie da. Pstryknął go więc w czoło.

I to przebudziło Kirishimę. Zdezorientowany zaczął spoglądać na niego, a już po kilku sekundach wyprostował się i z szokiem wpatrywał się w zegarek.

—  Katsuki, czemu mnie nie obudziłeś? Jeszcze się spóźnimy!  — Wstał z łóżka i powędrował szybkim krokiem do łazienki.

—  Pieprzony Prezydent Stanów Zjednoczonych spóźni się na swoją pierwszą przemowę. To byłoby kurewsko zabawne  — wymamrotał, przypominając sobie czasy jeszcze przed przeprowadzką do innego kraju.

Wcześniej zawsze budził się jako pierwszy, dzięki czemu mógł wpatrywać się w spokojną twarz Eijiro. Ta po przebudzeniu nie zmieniała się jak teraz w zdenerwowaną, a jedynie wyrażała szczęście. W końcu bycie przy Bakugo wystarczało w zupełności.

Nie wychodzili z łóżka, zanim nie wykonali swojej rutyny. Katsuki oczywiście nie przyznałby się do codziennych przytulasów i pocałunków, które wręcz uspokajały go na jakiś czas. W końcu nie byłoby to w jego stylu. Choć po latach Kirishima sprawił, że był to totalnie jego styl.

W końcu był kotwicą blondyna.

—  A ty nadal nieprzebrany? Musimy w końcu wstać, Katsuki.  —  Nawet nie zauważył, kiedy Eijiro, już ubrany, pojawił się tuż obok niego.

Z delikatnym uśmiechem pochylił się nad chłopakiem i złączył ich wargi. Bakugo z zadowolenia aż zamruczał cicho, obejmując szyję ukochanego i przyciągnął go jeszcze bliżej siebie. Czerwonowłosy cicho zachichotał.

No, może nie wszystko się zmieniło. Część rutyny pozostała. I było tak dobrze i przyjemnie.

—  Chodź, musimy cię ubrać.

I czar prysł.

—  Wypierdalaj.

—  No weź, musisz. Mam ci przypomnieć, co powiedziałeś na wyborach?

—  A tylko spróbuj, to cię zapierdolę

—  „Jeśli Kirishima Eijiro wygra wybory, to będę przy nim stać jak na pierwszą damę przystało”. To są twoje słowa, a to, że byłeś wtedy wstawiony po odwiedzinach naszych przyjaciół, innych zbytnio nie interesuje.

—  Zamknij się — warknął, chowając twarz w poduszkę.

Doskonale pamiętał, co się wtedy stało. Jakiś dziennikarz zapytał, czy może coś dopowiedzieć, a ten nie zamierzał zostać cicho. Jaki wtedy był głupi. „Pokazując się w najlepszej garsonce, udowodnię, jak wielka jest moja miłość do Eijiro”. Od tamtej pory naprawdę unikał paparazzich i alkoholu jak tylko mógł.

Nie był nawet pewien, kiedy zaprowadzono go do garderoby i zaczęto szykować do wyjścia. Pewnie gdzieś pomiędzy jego krzykami i rzucaniem w Kirishimę wszystkim, co popadnie, ten jakoś go podszedł.

W końcu miał się wspaniale prezentować.

No chyba kurwa nie.

Nie potrafił uwierzyć, gdy oglądał się w lustrze. Miał na sobie pieprzoną, złotą garsonkę, która tylko bardziej wkurwiała go tym, że cała się błyszczała. Dla innych był to błysk piękna. Dla niego niemal światło krzyczące o pomoc.

Czerwonowłosy, widząc go, zakrył dłonią usta.

—  Nic, kurwa, nie mów. Nawet nie próbuj się odzywać.

Eijiro tym bardziej nie chciał mówić, że ten widok w rzeczywistości całkiem mu się podobał.

—  Twoja miłość do mnie jest taka jasna, a przyszłość świetlana?  — spytał rozbawiony, a Katsuki warknął i odwrócił się do niego cały czerwony. I to nie z zawstydzenia, z zażenowania i wkurzenia. Wziął pierwszą lepszą rzecz, którą okazało się czasopismo i rzucił nim w Kirishimę.

—  Pieprz się!

****

To nie było w żadnym wypadku wygodne dla blondyna. Czuł się dziwnie, głupio i idiotycznie stojąc przed tyloma ludźmi w głupiej garsonce. Stał tuż przy swoim mężu, który teraz wygłaszał najwidoczniej coś bardzo ważnego.

On jednak miał to głęboko w czterech literach.

Prawdę mówiąc, nie był pewien, jak to przetrwał.

Światła fleszy, ciągłe spojrzenia w jego stronę. Nawet jeden z dziennikarzy pogratulował mu śmiałości i faktycznego wywiązania się ze swojego słowa. Był Bakugo Katsukim, to logiczne, że musiał wywiązać się ze swoich słów. W duchu cieszył się, gdy przemowa dobiegła końca. Nareszcie wrócili, chociaż Kirishima musiał teraz iść do gabinetu. Bakugo z kolei chciał znaleźć się w pokoju.

Wszystko go bolało, jego nogi błagały o pomstę do nieba i szlag go trafił, kiedy na korytarzu po raz kolejny się potknął.

—  Wszystko w porzą...

—  Ja pierdolę  — warknął, nie mogąc się powstrzymać. Tutaj nie było już aparatów, dziennikarzy. Byli w cholernym Białym Domu. Mieli w nim spędzić niekrótki czas, więc inni niech się lepiej do niego przyzwyczają. Ściągnął swoje obcasy z wściekłości rzucił nimi w Kirishimę.  — Jebcie się, kurwa. A Deku w szczególności. Nienawidzę drania, niech zdechnie.

A Eijiro nie mógł się nie zaśmiać, słysząc trzask drzwi. Mógł się jedynie domyślać, jak chłopak w końcu wybuchł.

Stany Zjednoczone nie mogły sobie wyobrazić lepszej pierwszej damy.

Ship to wreck Where stories live. Discover now