TRZY

3.7K 429 244
                                    

Midoriya nie chciał, by ktokolwiek widział go w tak koszmarnym stanie. Brudny, zmęczony, a do tego jeszcze zapłakany. Wyglądał po prostu fatalnie.

Nie pomogły mu nawet pocieszenia Ochaco i jej ciepłe objęcia. Czuł się, jakby znowu był małym dzieckiem w kojących ramionach matki.

W końcu, gdy się uspokoił, musiał zrzucić to na stres, co też po części było prawdą, bo to wszystko już go przerastało. Nie chciał się do tego nigdy przyznawać, ale nie był tak wszechmocny, jak wszystkim naokoło się wydaje. Okłamywał nawet samego siebie, mówiąc, że jest w porządku.

Kiedy wreszcie trafił do swojego pokoju, wziął długi prysznic, by zmyć z siebie część zmartwień i zaznać choć chwili 'relaksu'. Przebrany już w świeże ubrania, ułożył się na wielkim łóżku i nieudolnie próbował zasnąć. Nie było to łatwe, gdy przy każdym zmrużeniu oka, widział dawne wspomnienia. Zaczęły wracać do niego tamte uczucia...

Bardzo długo sądził, że relacja, która łączyła go z Shoto, była czymś poważnym.

Tak bardzo się mylił.

Z dnia na dzień zakończyli swój dwuletni związek i chociaż z początku obydwaj nie mogli się z tym pogodzić, to po kilku miesiącach, a później już latach, udało im się choć trochę zapomnieć i po prostu żyć dalej.

Teraz jednak Izuku miał wrażenie, że ponownie jest załamanym nastolatkiem, który właśnie zerwał ze swoim ukochanym chłopakiem. A przecież to było trzynaście lat temu... No właśnie. Niektórzy mówią, że to szczęśliwa liczba, ale o wiele więcej, że pechowa... Nie posiadał się z radości, słysząc o nim, a co dopiero, wyobrażając sobie, że miałby spotkać się z nim w cztery oczy. Unikał go od lat.

Wiedział już, że nie zaśnie ani nie odpocznie. Musiał się czymś zająć, by nie wracać znowu myślami do dawnych czasów.

Zapalił ponownie nocną lampkę, podniósł się i usiadł na skraju łóżka, by wziąć głęboki wdech. Nadal czuł trzęsące się z nerwów ręce i nogi. Zrozumiał, że potrzebuje spaceru... Bardzo długiego.

Zgasił wszystkie światła i wyszedł na oświetlony słabo korytarz. Nie miał pomysłu, co ze sobą zrobić. Ochaco pewnie już dawno spała, a nawet jeśli był tu ktoś jeszcze z jego znajomych, to i tak nie znał numerów ich pokoi, a poza tym nie chciał nikogo więcej zamartwiać. O jego związku z Todorokim nie wiedział nikt, poza jego matką i Wszechmocnym. Przynajmniej tak mu się wydawało.

Bolesne wspomnienia znowu w niego uderzyły, wiec szybko znalazł się przed hotelem. Poczuł na własnej skórze chłodne powietrze i silny wiatr. Usiadł na wielkiej, betonowej donicy z kwiatami i podniósł głowę do góry, ciesząc się świeżym powietrzem. Niebo było wyjątkowo czyste tej nocy, więc z łatwością mógł dostrzec masę jasnych gwiazd i wielki, okrągły księżyc.

Przez chwilę zapomniał nawet o tym, dlaczego tu jest.

Wszystko jednak prysło, gdy podszedł do niego on.

Z niedowierzaniem spojrzał na mężczyznę, który ze skrzyżowanymi na piersi rękami zatrzymał się tuż przed nim.

- Co tu robisz o tej porze? - westchnął spokojnie Shoto, obdarzając drugiego bohatera swoim przeszywająco chłodnym wzrokiem.

Nie, tylko nie on... Myśli zielonowłosego zaczęły wręcz wariować. Nie zrozumiał nawet zadanego mu pytania. Otworzył szerzej oczy i nie dowierzał, że go widzi.

Dlaczego to musiał być właśnie on?!

Deku powstrzymał się od ucieczki, zalania się łzami lub też krzyku. Nie miał już siły na nic. Nawet na to, by mu coś odpowiedzieć. Wpatrywał się w niego z szokiem i milczał, tak samo jak Todoroki.

'' Miłość przetrwa... Wszystko. '' | Tododeku | BNHA/MHA | [Poprawione]Where stories live. Discover now