SIEDEM

4.1K 420 344
                                    

Minęło zaledwie kilka tygodni.
Niecały miesiąc. 

Niby niewiele, a jednak był to koszmarny czas dla bohatera numer jeden, jak i dwa.

Deku siedział właśnie przy kuchennym stole w nowym mieszkaniu, z którego i tak miał się znowu wyprowadzić w ciągu najbliższych dni.

Próbował zająć czymś wolny czas, by nie zwariować. Wyszukiwał głównie jakichś większych problemów, na przykład wyjątkowo silnych przestępców, nieuchwytnych morderców czy też gangów, a później przenosił się w ich tereny i bez trudu pokonywał. To w jakiś sposób odciągało go od innych, o wiele cięższych myśli.

Westchnął cicho, gdy w przeglądaniu wiadomości na laptopie przerwał mu dzwonek do drzwi. Kto miał zamiar zawracać mu głowę o tak późnej porze? Powolnie podniósł się z krzesła, modląc się w duchu, by nie był to znowu jakiś fan albo dziennikarz, który namierzył jego mieszkanie, bo w takim wypadku musiałby się stąd wynieść już dzisiaj.

Uchylił lekko drzwi i momentalnie poczuł, że powinien je zatrzasnąć.

Czuł się jakby coś go sparaliżowało. Może to strach albo żal, jednak zamarł w bezruchu, patrząc z niedowierzaniem na Shoto, który stał przed nim na korytarzu z pochyloną nisko głową.

- Proszę, daj mi chwilę - wyszeptał od razu Todoroki, a echo jego słów rozniosło się po pustej klatce schodowej.

Prawdziwej odwagi i ogromnej siły wymagało dla zielonowłosego trzymanie języka za zębami, niezależnie od wzbudzonym w nim uczuć. Coś w widoku skruszonego mężczyzny zmusiło go jednak do otworzenia szerzej drzwi. Posłuchał głosu w swojej głowie, który prosił cicho, by z nim porozmawiał. 

Nawet, jeśli miałaby to być ich ostatnia rozmowa...

- Dziękuję i przepraszam za najście... - mruknął białowłosy, zdejmując buty, które zostawił przy drzwiach i wchodząc za bohaterem do jego salonu.

- Skąd masz mój adres? - spytał od razu Midoriya, zatrzymując się przy stole.

- Od Ochaco... - wydukał nieco skrępowany. Deku zauważył od razu, że jego obojętność i pewność siebie gdzieś przepadła.

- Och, no tak... Coś się stało? - dodał, choć było to wręcz idiotyczne pytanie.

Stało się tak wiele... Poza tym, nie dało się nie zauważyć, że Shoto miał na sobie niedopiętą tuż przy szyi rażącą bielą koszulę oraz czarne spodnie od garnituru.

Izuku poczuł się niedobrze, widząc jego pusty wyraz twarzy i to, jak mężczyzna unika jego wzroku.

- Uciekłem tuż przed ceremonią... - westchnął cicho.

W głowie zielonowłosego zapanował istny mętlik, ale mimowolnie odczuł też dziwną ulgę.

- Dlaczego? - z ust Symbolu Pokoju padło pytanie, przez które Todoroki zmarszczył brwi i znowu ciężko westchnął.

- Mogę usiąść? - spytał tylko, na co Midoriya kiwnął niepewnie głową.

Usiadł więc przy stole, gdzie jeszcze chwilę temu siedział samotnie Izuku, który zajął teraz miejsce naprzeciwko niego.

- Shoto... - mruknął wreszcie Deku, darując sobie oficjalne zwroty - powiedz proszę, po co tu przyszedłeś...

Gdyby nie to, że mężczyzna próbował się nie tak dawno temu zabić, to prawdopodobnie nie wpuściłby go nawet do domu, ale teraz czuł dziwne poczucie winy i wiedział, że jeśli zrobi zły ruch, to może sprawić, że Todoroki znowu się załamie. Dostrzegł też, że jego oczy są opuchnięte, a oczy świecą się trochę za bardzo przez zwiększoną ilość łez.

'' Miłość przetrwa... Wszystko. '' | Tododeku | BNHA/MHA | [Poprawione]Where stories live. Discover now