#32

171 6 2
                                    

- Powodzenia na meczu!- wyrwał mnie z zamyślenia tata

- Dzięki tato- odpowiedział mu Gabo

- Lorenzo wszystko gra?- zapytał mnie

- Tak tylko się zamyśliłem..-odpowiedziałem- Myślałem o tym meczu

- Nie martw się kapitanie- zaśmiał się- Na pewno wygramy- dodał mój brat

Podjechaliśmy po Irs. W szkole było już prawie pusto. Wszyscy poszli zająć sobie najlepsze miejsca na trybunach. Gdy weszliśmy do szatni był tam tylko Martin. Nie był zachwycony... Wiedział że skoro my dwaj wróciliśmy do drużyny on usiądzie na ławce rezerwowych.Cała ta sprawa z filmem o nas była tylko po to aby wyrzucić nas z drużyny. Pewnie teraz obmyślał kolejny plan pozbycia się jednego z nas. Dzisiaj nie chciałem się kłócić to zbyt ważny mecz... Zająłem swoje miejsce i zacząłem się przebierać. Przez dłuższą chwilę nikt się nie odzywał..

- Myślicie że wygraliście?- zapytał nas

- No raczej...- zaśmiałem się

- O co ci chodzi?- zapytał Gabo

- To nie koniec...- dodał wściekły

- Posłuchaj mnie dobrze chłopczyku. Dopóki my dwaj będziemy grali na tak wysokim poziomie ty nawet nie powąchasz murawy - powiedziałem złośliwie

- Dokładnie DOPÓKI...- zaczął ale właśnie do szatni weszła reszta drużyny

Gdy wszyscy byli już w strojach meczowych stanęliśmy i czekaliśmy na trenera.

- Chłopaki ten mecz jest nasz.- powiedziałem nagle- Dzisiaj zaczyna się nasza droga ku obronie tytułu mistrzowskiego..

- Lorenzo ma rację- wszedł Francisco- Dzisiaj zaczyna się coś ważnego. Bo podczas tych mistrzostw możemy zrobić coś czego nie zrobił jeszcze nikt. Możemy obronić tytuł. Dzisiaj możecie otworzyć sobie drzwi do wieczności... Bo kiedyś za kilkanaście lat w tej szatni ktoś powie że to wy byliście najlepszą drużyną w historii ale żeby tak się stało musicie wyjść i zostawić tam serce! Na boisko!

Zmotywowani wybiegliśmy na murawę. Słowa trenera pokrzepiły nas do walki. Na boisko wyszliśmy my pewni siebie patrząc rywalom prosto w oczy. Widać było u nas głód zwycięstwa. Po porażce w pucharze kontynentalnym wszyscy chcieliśmy wygrać a nasi rywale zapewne czuli się pewniej dzięki temu że my ostatni mecz przegraliśmy. Musieli jednak  brać pod uwagę że to był inny mecz i inna liga.. Dzisiaj to my chcieliśmy zejść z boiska z podniesionymi głowami. Mieliśmy przewagę bo my wygraliśmy ten mecz już w szatni naszym nastawieniem.

Podszedłem do sędziego. Ten rozpoczął od rzucenia monetą.

- Oh w to też przegraliście-zaśmiał się kapitan samurajów

- To ostatnia rzecz jaką dzisiaj wygraliście - powiedziałem pewny siebie z poważną miną patrząc mu w oczy.

- Zostajemy tutaj- powiedział do sędziego

Gabo do mnie podszedł w celu rozpoczęcia meczu. Obaj wiedzieliśmy po co się tu znaleźliśmy. Dotknąłem piłki a Gabo ją kopnął. Rozpoczęliśmy z impetem. Zamknęliśmy rywala na ich własnej połowie. Przeważaliśmy i było to widać. Przez większość czasu gry to my byliśmy przy piłce jednak brakowało nam sytuacji bramkowych. Pod koniec pierwszej części meczu ja i Gabo zaczęliśmy lepiej współpracować.W 40 minucie rozpocząłem akcje podaniem do mojego brata. Ten natychmiast przerzucił ją do Ricky'ego. Ricky podał piłkę do mnie a ja główką podałem do Gabo a on wpakował piłkę do bramki. Zeszliśmy na przerwę zwycięsko. Francisco w szatni pochwalił nas za przebieg pierwszej połowy i dał nam drobne wskazówki żeby ulepszyć skuteczność pod bramką rywala. Chwilę później byliśmy już na boisko. Samuraje byli wyraźnie podłamani przebiegiem pierwszej połowy. Pragnęliśmy to wykorzystać i użądlić ich jeszcze bardziej. Rozpoczęli drugą część meczu od niecelnego podania w kierunku środka pola. Piłkę natychmiast przejął Adrian i zagrał ją do Gabo. Mój brat postanowił trochę zabawić się piłką więc krótkim podanie oddał mi piłkę. Zrozumiał o co mu chodziło... Gdy piłka była już przy mojej nodze kiwnąłem obrońcę który stał przede mną i piętką zagrałem ją do Gabo który bez przyjęcie zagrał mi piłkę idealnie w tępą a ja strzałem z woleja zdobyłem gola. Było już 2:0 a my chcieliśmy więcej. Chwilę po tym gdy Samuraje wznowili grę natychmiast zaatakowaliśmy i to nam się opłaciło. Gabo znów popędził na bramkę i tuż przy linii końcowej zatrzymał się i podał mi piłkę w polu karnym. Podbiłem piłkę klatą i strzeliłem gola przewrotką. Nie zatrzymaliśmy się... W kolejnej akcji ja nie brałem udziału. Adrian zagrał idealną piłkę przed pole karne a mój brat precyzyjnym strzałem pokonał bramkarza. Samurajowie modlili się już o gwizdek sędziego nam natomiast ciągle było mało. W ostatnich minutach meczu sędzia podyktował rzut wolny dla nas przed polem karnym.  Miałem pomysł co powinniśmy zrobić. Puściłem do Gabo oczko a on już wiedział co ma zrobić. Ustawił piłkę i odesłał wszystkich w pole karne. Ja natomiast ustawiłem się w murze razem z rywalami i gdy to zrobiłem wszyscy już wiedzieli jaki mamy zamiar. Gabo kopnął piłkę w poprzeczkę a gdy ta powędrowała w moją stronę główką zdobyłem gola. To był mój trzeci gol. Hat Trick! Wygraliśmy 5:0 i już nikt nie miał wątpliwości o co nasza drużyna będzie walczyć..

Lorenzo Guevara Lecący ku chwale! / Zawieszone Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang