Rozdział 1

353 17 0
                                    

Jesień przyszła zdecydowanie za wcześnie. Tony liści leżały na piaszczystych drogach, tworząc kolorowy dywan, prowadzący przez całą wieś. Zwierzęta szykowały się do zimowego snu, a mieszkańcy do przetrwania zimy. Nie było to łatwe w zwykłych czasach, a co dopiero w wojennych. Żywność była odbierana, bieda piszczała w każdej chacie, potęgując wszechogarniające poczucie strachu. Nic dziwnego, ze mieszkancy wsi radzili sobie jak mogli, często ryzykując bardzo wiele.

Sołtys Wiesław był mężczyzną w starszym wieku, osiwiałym juz całkiem i ze zmęczeniem na twarzy. Pracował w gospodarstwie od małego, mieszkał w chacie na skraju wioski od dziecka. Dom ten przezył jego pradziadków, dziadków i rodziców. Obecnie stanowił ostoję dla sołtysa, jego żony Jadwigi i siostrzenicy Basi. Jadwigę poznał na jednej z wiejskich potańcówek, była ponoć swego czasu najpiękniejszą panną. Szybko się pobrali i zamieszkali w chacie Wiesława. Wiodło im się dobrze mimo iź praca na roli wymagala wiele wysiłku. Wkrótce ich gospodarstwo rozrosło się nie tylko do pola, ale także do paru świń i krów. Po podwórku chodziły sobie kury. Sołtysem został po wojnie, mieszkańcy widzieli w nim ojca, brata i przyjaciela. Kogoś kto był surowy, ale przy tym i sprawiedliwy. Radzili się go, a on nigdy nie odmawiał pomocy. Tak tez wychował swoich, dwóch synów. Nie dziwne było więc, gdy oznajmili ojcu, że chcą iść na wojnę. Jadwiga w rozpaczy probowala ich zatrzymać, wiedząc jaki los ich może spotkać. Wiesław jednak rozumiał ich potrzebę. Sam był juz stary, ale gdyby mógł poszedłby razem z nimi. Pożegnał więc synów, a sam wspierał mieszkańców jak mógł.

Kiedy wojna zajrzała do wsi, dodawał ludziom otuchy. Dawał najwięcej żywności, aby inni mogli zatrzymac więcej dla siebie. Był dobrym dyplomatą, próbował się dogadać z okupantem, gdy było to możliwe. Miał szczęscie, poniewaz jako patrol do ich wioski przybył oddział starszych zołnierzy, weteranow pierwszej wojny. Nie mieli za bardzo ochoty ganiać po wsi za nieuczciwymi mieszkańcami, więc niekiedy przymykali oko na błędy w obliczeniach. Dodatkowo byli fanami tutejszego bimbru, co często stanowiło kartę przetargową w negocjacjach. Zasady były proste - mieszkańcy nie afiszują się ze swoimi interesami, a Niemcy dają im spokój. Główny kierownik patrolu - Gustaw, lubił przechadzać się po wiosce, czasem ukłonil się do którejś z kobiet. Niewiele mu brakowało do spokojnej emerytury i z utęsknieniem odliczał dni do powrotu do ojczyzny.

- Basiu, zbierz proszę jajka - poprosił Wiesław swoją siostrzenicę, która własnie rozczesywała rude włosy przy stole w kuchni. Dziewczyna szybko chwyciła koszyk i na boso wyszła na podwórko. Miała nawyk robienia natychmiast tego, o co wujowsto prosiło. Była im wdzięcznaza to co dla niej zrobili. Przyjęli ją pod swój dach, gdy rodzice podjęli decyzję o wysłaniu córki w bezpieczne miejsce. Basia od zawsze mieszkała w miescie, ale gdy wojna niespodziewanie zapukała do ich drzwi, kazdy z nich musiał zdecydować o swoim losie. Ojciec Basi chwycił za broń i bez zastanowienia zaciągnął się do armii, jego żona nie chciała go opuścić. Postanowili wyslać więc córkę do Wiesława, by tam w zaciszu, mogła czuć się choć odrobinę spokojniejsza

Minęło się to oczywiście z namysłem, bowiem Basia nie była ani trochę spokojnieksza. Każdego dnia, przy każdej czynności myślami była przy rodzicach. Wspominała dawne czasy i snuła plany na przyszłośc, mając nadzieję, ze będzie ona w jaśniejszych barwach. Wujek i ciocia wypełniali swoją powinnośc opiekunów bardzo dobrze. Zaznajomili Basię z całą społecznością i nauczyli ją życia na wsi. Ta z kolei odplacała im pomocą w gospodarstwie. Właśnie probowala odebrać nieco zdenerwowanej kurze jajko, gdy uslyszała szelest liści i cięzki kroki. Momentalnie wstała i jej oczom ukazał się stary Gustaw. Kiwnął jej głową i kazał zawołac wuja. Basia lękliwie zrobila o co poprosił i juz po chwili Wiesław rozmawiał z Niemcem. Ten coś tłumaczył, a im więcej mówił, tym bardziej wuj wyglądał na zmartwionego. Zadawał sporo pytan, ale Gustaw wyraznie nie znał odpowiedzi. Klepnął Wiesława w ramię, zasalutował Basi i odmaszerował. Dziewczyna ostroznie podeszła do wuja i patrząc w jego przestraszone oczy, zapytała

- Co się stało wujku ?

- Gustaw wyjeżdża. Przyślą kogoś nowego.


Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now