Rozdział 10

167 11 0
                                    


- Wstawaj! - usłyszała nad uchem Basia. Odgoniła ręką, to co wydawało jej się snem i obracając się na drugą stronę, spała w najlepsze. Dopóki ktoś nie wyrwał jej brutalnie z łóżka. Upadła na podłogę, widząc przed twarzą parę, oficerskich butów - Wychodzić! Jazda! 

Basia posłusznie skierowała się na dół, czując pod piżamą serce, które dostawało palpitacji. Na dworze było już jasno i bardzo zimno. Otuliła się rękami, ponieważ nie pozwolono jej niczego na siebie ubrać. Żołnierze za to byli ubrani w mundury i właśnie ustawiali w rzędzie na podwórku tutejszych mężczyzn. Zaspana dziewczyna nie rozumiała co się działo. Niemiec, który ją obudził, kazał jej stać na schodach przed domem. Rozglądała się, próbując zorientować się w sytuacji. Niedaleko garażu zobaczyła kucharkę. Nie śmiąc się ruszyć, machała do niej ręką, ale pani Janin zdawała się jej nie zauważać. Trzymała tylko chustkę przy twarzy. To zaniepokoiło Basię, która ostrożnie i na palcach podeszła do kobiety. 

                         - Wszystko w porządku? - spytała, a po chwili kucharka wskazała na swoje usta. Basia niczego już nie rozumiała. Wtedy kobieta pokazała jej szmatkę, całą we krwi i ponownie wskazała na usta. 

                        - Obcięliśmy jej język - usłyszała za sobą. Hammer jak zwykle pojawiał się w najmniej odpowiednich momentach i zawsze mówił o wszystkim z lekkością w głosie. Zupełnie jakby krwawiąca kobieta nie robiła na nim wrażenia. 

                      - Co jej zrobiliście? Dlaczego? 

                      - Kiedy ktoś za dużo plotkuje, to tak kończy. Radzę zapamiętać te lekcję - odpowiedział chłodno. Basia zamilkła, wiedząc, że przekroczyła już granicę. Cichutko przystanęła przy ścianie domu, patrząc ze współczuciem na kucharkę. Żołnierzowi, któremu zniknęła sprzed nosa, posłała przepraszające spojrzenie, wskazując palcem na siebie i Hammera. Nie wiedziała w zasadzie co chce tym przekazać, ale zadziałało i nikt nie miał do niej pretensji o zmianę miejsca. 

                       - Atak na żołnierzy niemieckich w środku nocy jest haniebnym czynem. Nie możemy przymknąć na to naszych oczu, dlatego dziś, to Wy zapłacicie za waszych bohaterów. Co dziesiąty z Was, przypłaci to życiem. Ognia! 

Basia nie zdążyła zamknąć oczu, kiedy rozległ się hałas strzelaniny. Trwało to może 2 minuty, może 5, ale dla dziewczyny czas się wtedy zatrzymał. Patrzyła na ciała mieszkańców, które bezwładnie opadały na ziemię bez życia. Patrzyła na twarze tych, co przeżyli, jak z lękiem uciekają, zabierając zwłoki znajomych, rodziny, przyjaciół. Patrzyła na Niemców, którzy z pogardą obserwowali mieszkańców, pośpiesznie opuszczających ich posiadłość. W końcu spojrzała na Hammera, który bez cienia empatii, zniknął w czeluściach rezydencji. Kiedy już wróciła roztrzęsiona do rzeczywistości, chwyciła panią Janinę pod rękę i odprowadziła do jej pokoju. Było już rano, więc nawet się nie kładła. Nałożyła na koszulę nocną fartuch i krzątała się po kuchni. Nie miała serca prosić dziś o pomoc kucharkę. 

                - Dlaczego jest Pani w piżamie? - słysząc chłodny głos, wystraszona zrzuciła talerz z półki. Odliczała w głowie sekundy do uderzenia, ale Hammer tylko stał. Nie podniósł nawet wzroku na stłuczoną porcelanę. 

               - Wyrwano mnie z łóżka...nie zdążyłam nic ubrać, a już rano i chciałam...

              - Niech się Pani już nie tłumaczy, tylko idzie się porządnie ubrać. 

Basia obeszła mężczyznę, a kierując się na górę, usłyszała szelest miotły. Człowiek, który bez zmrużenia oka, posłał dziś na śmierć tylu ludzi, teraz sprzątał odłamki talerza jakby nigdy nic. 

Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now