Rozdział 27

139 10 0
                                    

Leżał w łóżku czekając na wschód słońca. Nie zmrużył oka nawet na moment obmyślając w myślach plan działania na przyjazd Gestapo. Nie rozpoczął poszukiwań, całkiem zignorował fakt, że dwoje z jego żołnierzy zaginęło. To już było wystarczającym powodem, żeby skończył na froncie wschodnim. Gdyby jeszcze odkryli, że maczał palce w śmierci Josefa, mógłby liczyć jedynie na pluton egzekucyjny.
Kiedy pierwsze promienie słońca mignęły mu przed oczami, uznał, że nie ma siły dalej leżeć bezczynnie. Wstał i wyszykował mundur, sprawdzając trzy razy, czy na pewno jest idealnie czysty. Potem zszedł do jadalni, mając nadzieję, że będzie mógł w samotności zjeść śniadanie. Niestety, przy stole siedziała już Basia.

- Nie powinnaś jeszcze spać? – przywitał się, kiwając lekko głową w jej stronę. Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Podobnie jak on sam, też nie zmrużyła oka, czego śladem były blade worki pod oczami.

- Co się stanie, jeśli Gestapo...- zaczęła, ale Hans pokręcił głową. Nie powinna nawet wiedzieć, że przyjeżdża Gestapo, a co dopiero zastanawiać się nad konsekwencjami tego przyjazdu. Nie tutaj, nie w takim miejscu.

- Piękny dziś dzień prawda? – Niemiec wyraźnie zmienił ton. Basia skonfundowana patrzyła na niego, ale unikał jej spojrzenia. Wstydził się tego, do czego doszło między nimi wczoraj. Był porucznikiem SS, elitarnej jednostki, nie mógł sobie pozwolić na przelotne romanse z zakładniczką. Bo tym właśnie Basia była. Jedynie zakładniczką...którą z jakiegoś powodu polubił.

- Panie poruczniku – odezwał się głos schodzącego ze schodów Rudolfa. Omiótł wzrokiem siedzących przy stole. Basia miała czasem wrażenie, że wiedział dużo więcej niż mogło się wydawać - Jestem gotowy. Możemy jechać.

- Dobrze. Idź wyprowadzać samochód! – rozkazał Hans, kierując się do pokoju brata. Pomógł mu dostać się na dół, a Pani Janina zaczęła go karmić małymi łyżkami zupą mleczną. Basia naciągnęła na siebie płaszcz, trzymając blisko siebie niewielki plecak. Spakowała tam najpotrzebniejsze rzeczy, licząc, że ten wyjazd był tylko chwilowy. Choć Polce nie wypadało się do tego przyznać, w rezydencji czuła się bezpiecznie i tam miała szansę przeżyć wojnę. Chociaż dzisiejszy dzień mógł to wszystko zniweczyć.

Nawet się z nim nie pożegnała. Odprowadził ich tylko do samochodu, przekazując jakieś informacje Rudolfowi. Nawet na nią nie spojrzał. Zastanawiała się czy był do tego stopnia zmartwiony wizytą Gestapo, czy może zniesmaczony wczorajszym pocałunkiem. Hans rzadko się bał. Zdołała go poznać na tyle, żeby wiedzieć, że był odważny, a przy tym potrafił zachować rozsądek. To on zabił Josefa, zabił go, bo chciał ją uratować. A może nie ją, ale te biedne dzieci? Czy miał w sobie tyle współczucia, żeby ryzykować karierę, a nawet życie dla obcych ludzi? W dodatku takich, co dali schronienie Żydom.
Nie umiała sobie odpowiedzieć na te pytania. Szukała jedynie usprawiedliwienia, bo nie chciała dopuścić do siebie myśli, że Hans mógłby żałować tego okazania uczuć. Ona nie żałowała, choć dręczyły ją wyrzuty sumienia. Zrobiła coś, co było surowo zakazane, nie z przymusu, ale z własnego woli.

- Nic mu nie będzie – z zamyślenia wyrwał ją Rudolf, posyłając w jej stronę coś w rodzaju uśmiechu – Dopilnuję tego.
                                   ***

- Poruczniku Hammer. Nazywam się Otto Schreiber. Jestem tu, żeby przeprowadzić dochodzenie dotyczące zaginięcia dwóch żołnierzy z Pańskiego oddziału. Liczę, że nie będzie mi Pan tego utrudniał – Hans odburknął pod nosem gestapowcowi, starając się zachować spokój. Powtarzał sobie w myślach, że nie było możliwości, żeby odkryli co się stało z Josefem. Basia była bezpieczna, a on jest wystarczająco długo w wojsku, żeby wiedzieć jak to funkcjonuje. Poza tym, zawsze mógł postraszyć ich bratem, ale bardzo nie chciał używać tego asa w rękawie. Gestapowcy weszli do rezydencji, kłaniając się cynicznie Pani Janinie, a z oddziałem Hansa witając się hitlerowskim pozdrowieniem.

- Będziemy potrzebowali pokoju, żeby w spokoju porozmawiać z żołnierzami – Hans wskazał im swój własny gabinet. Nie mogli nic w nim znaleźć, był czysty.
Przesłuchania ciągnęły się aż do późnego wieczoru. Choć Hammer miał pewność, że jego zbrodnia nie zostanie odkryta, czuł napięcie, kiedy wzywany był kolejny żołnierz. Nie miał z nimi najlepszych relacji, więc domyślał się, że niektórzy mogli sprzedać parę uwag na jego temat. Banda niewdzięcznych darmozjadów, pomyślał. Większość z nich nawet nie była na froncie i nie brała udziału w bitwach. Pasowała im wieś, gdzie mogli spokojnie przeczekać najgorsze bez narażania się. Był chyba jedynym z oddziału, który walczył i odniósł rany. Przypomniał sobie o nich wczoraj, kiedy Basia sunęła po nich swoimi palcami. Wzdrygnął się, nie powinien tego rozpamiętywać.

- Zdaje się, że Pańscy żołnierze niczego nie wiedzą w tej sprawie. Chyba musimy zastosować inne metody. Może Pan rozkazać żołnierzom, żeby przyprowadzili tych wieśniaków do centrum wsi? Zabawimy się trochę! – Hans z kamienną twarzą kiwnął głową i wydał odpowiednie dyspozycje. W duchu dziękował sobie, że wywiózł Basię i Kurta. To, co miało się za chwilę wydarzyć, zdecydowanie nie będzie miłym widokiem.

Mieszkańcy wsi stali w długim rzędzie, nie śmiąc podnieść wzroku na Niemców. Wyrwani ze swoich domów przez uzbrojonych żołnierzy, modlili się pod nosem, by dane im było wrócić jeszcze do domu. Części udało się ukryć dzieci, ale parę matek stało ze swoimi pociechami, starając się jakoś je sobą zasłonić. Gestapowcy chodzili wzdłuż rzędu uważnie przypatrując się mieszkańcom. Hans wiedział co to oznacza, szukają pierwszej ofiary, którą zabiją w bestialski sposób. On sam stał raczej na uboczu paląc papierosa i raczej nie spoglądając w stronę wystraszonego tłumu.

- Może Ty? Wyglądasz na dobre dziecko. Wystąp! – jeden z gestapowców zatrzymał się przy kobiecie z dwójką córek i wyciągnął w stronę jednej dziewczynki rękę w czarnej rękawiczce. Jej matka stanowczo trzymała córkę, więc Niemiec cynicznie się uśmiechając, wyjął z kieszeni cukierka i zamachał nim przed nosem dziewczynki. Dziecko wyrwało się matce i chwyciło cukierka, szybko wkładając go do buzi. Niemiec szarpiąc je za ramię, zaprowadził dziewczynkę na środek placu. Tak, aby wszyscy mogli ją zobaczyć. Matka płakała, przyciągając do siebie drugą córkę. Hans zgasił papierosa butem i z ciekawością obserwował tą scenę. Przynajmniej przez chwilę, dopóki nie zorientował się, że znał matkę dziewczynki. Zaklął pod nosem, to na jej podwórku, na jej oczach zastrzelił Josefa. Od tego momentu nie oglądał już ze spokojem, raczej latał wzrokiem od gestapowca stojącego z dziewczyną, do kobiety, która zalana łzami błagała go o litość.

- Oszczędzę to dziecko, jeśli teraz przyzna się ten, kto zabił naszych żołnierzy. Macie 10 sekund, żeby wystąpić!
Te 10 sekund było najgorszymi sekundami w życiu Hansa. Nie dlatego, że za chwilę miało zginąć dziecko, ale dlatego, że jego matka zaraz go oskarży i to on, zamiast dziewczynki skończy z kulą w głowie. Obserwował z niepokojem reakcje kobiety, która szukała wsparcia wśród mieszkańców, ale nikt nawet nie myślał o tym, żeby się poświęcić. Raczej rzadko zdarzało się, żeby ktokolwiek oddał życie dobrowolnie. Hans nie przypominał sobie takiej sytuacji. Sekundy leciały coraz szybciej, a lufa pistoletu dotykała już czoła dziewczynki, która dopiero co zdała sobie sprawę z tego, co się działo. Hammer nerwowo oddychał, rozważając zastrzelenie matki dziewczynki. Mógłby ją w ten sposób uciszyć na zawsze, ale było za dużo świadków. Gestapowcy nie byli głupi. Ostatnie 5 sekund przeznaczył na pogodzenie się z losem. Wystąpił lekko naprzód, patrząc znacząco na Rudolfa. Jemu jedynemu ufał. On tylko niemal niezauważalnie uniósł lewy kącik ust.

-3...2... – odliczał gestapowiec, jeszcze raz rzucając okiem na zgromadzony tłum. Wszyscy stali z pochylonymi głowami. Nikt nie wystąpił. Niepocieszony, chwycił za spust. 

- Stop! Ja wiem, kto to zrobił!  


Zdrada ma na imię BaśkaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ