Rozdział 7

179 15 0
                                    

Deszcz padał tego wieczoru wyjątkowo równo. Basia doszła do takiego wniosku, licząc każdą krople z osobna. Wuj i ciocia leżeli już w swoim łóżku, a ona przy świeczce czytała książkę, wsłuchując się w dźwięki natury. Było spokojnie, mimo, że obawiała się zmian w związku z przybyciem  zastępcy Gustawa. Żołnierz wydawał jej się zimną skałą, martwiła się o wuja, który z Niemcem miał spotykać się częściej jako sołtys. Po przeczytaniu połowy, Basia uznała, że pora spać. Zdmuchnęła świeczkę i położyła się, nakrywając się pierzyną. Deszcz przestał padać i nastąpiła idealna cisza, piękna i niepokojąca zarazem. Szybko odpłynęła do Krainy Morfeusza. 

Leżała na wpół przytomna, do jej uszu dobiegało masę dźwięków. Najpierw słyszała skrzypienie łóżka, potem podłogi i jednocześnie odgłosy bieganiny. Do jej nosa dotarł zapach dymu. Uchyliła powieki, obserwując jak ciotka i wujek miotają się po chałupie. Wuj grzebał coś przy kuchence, a ciotka pośpiesznie pakowała wszystko, co miała pod ręką w walizki. Basia wstała, podchodząc do nich bliżej. W kuchence paliły się całe koperty, po papierach wpychanych przez wuja, zostawał jedynie popiół. Ciotka wyciągała z szafy najcieplejsze płaszcze, a pod nie wpychała biżuterię, pieniądze i to, co wydawało jej się wartościowe. Dopiero po czasie, zwrócili uwagę na dziewczynę. Wuj dał jej do ręki dokumenty i podał spakowany plecak. Ciocia narzuciła na nią podomkę i podarowała pantofle, wszystko to ze łzami w oczach. Basia nie rozumiała nic z tej sytuacji, ale najwyraźniej nikt nie zamierzał jej nic wyjaśniać. Przysiadła na krześle w kuchni, nakładając buty od ciotki. Wlała sobie mleka do szklanki, biorąc do tego kawałek nieco czerstwego chleba. W momencie kiedy dopijała resztkę, ktoś zapukał do drzwi. Ciocia zbladła, a wujek kazał wszystkim być cicho i sam otworzył, oddychając z ulgą. W drzwiach stał Gustaw, blado się uśmiechając. Ukłonił się w stronę kobiet, a wujowi uścisnął rękę.

- Dziękuję Gustawie...nigdy Ci tego nie zapomnimy - powiedziała ciotka, wpadając mu w objęcia. W tym czasie wuj wziął Basię na stronę i szepnął jej do ucha parę słów. Basia pokręciła głową, pokazując swój sprzeciw. Widząc jednak wzrok wujka i błagalne spojrzenie cioci, posłusznie narzuciła na siebie płaszcz, chwyciła plecak i skierowała się do wyjścia, w drzwiach ostatni raz posyłając wujostwu uśmiech. 


Pantofle cioci grzęzły w błocie. Niewątpliwie były bardzo ładne, ale nie funkcjonalne, jeśli chodziło o wiejskie ścieżki. W połowie drogi, Basia miała całe buty umazane błotem. W ręku mocno ściskała plecak i starała się nie zgubić płaszcza. Było wietrznie, a ona była ubrana jedynie w koszulę nocną. Wujek kazał jej dojść aż do samego końca wioski. Szła, więc powoli, czując napływające do oczu łzy. Widziała ich spojrzenia, pełne pogodzenia z tym co miało się wydarzyć. Chciała z nimi być, ale wuj stanowczo jej zakazał. Basia nie wiedziała co się z nimi stanie, byli jej opiekunami, a teraz musiała radzić sobie sama, pozostając praktycznie z niczym. Mijała kolejne chaty, mieszkańcy zaczynali powoli wstawać, by zająć się swoimi obowiązkami. Na dworze było coraz chłodniej, opatuliła się bardziej płaszczem i przyśpieszyła kroku. W końcu, po tym trudnym spacerze, udało jej się trafić na koniec wsi. Oto stała przed jaskinią pełną lwów. Podeszła do bramy, czując przyspieszone bicie serca. Nie wiedziała jak się ma zachować, mieszkańcom nie wolno było wchodzić na teren dworku. Stała więc, i czekała czy ktoś ją wpuści. W oczekiwaniu, próbowała doprowadzić się do porządku. Mama i ciocia zawsze powtarzały, że nie ważne gdzie się idzie, ale zawsze należy wyglądać porządnie. Wlepiła wzrok w swoje zabłocone pantofle, nie wiedząc czym właściwie ma je wyczyścić. 

- Ej Ty dziewczyno. Czego tu szukasz ? - poderwała głowę i zobaczyła stojącego w bramie żołnierza. Chciała coś odpowiedzieć, ale gdy jej oczy spojrzały na jego broń, straciła zdolność mowy. W myślach błagała, żeby strzelał celnie, aby nie cierpiała - Głos straciłaś ? - syknął, otwierając bramę. Chwycił Basię pod rękę, dość brutalnie i pchając ją przed sobą, zaprowadził do dworku. Przed drzwiami kazał jej ściągać buty i płaszcz. Została na boso, w koszuli nocnej do kolan i w podomce. Żołnierz obszedł ją parę razy, po czym wysypał zawartość plecaka. Wyleciały książki, para skarpet, zawinięte w chustki jedzenie i dokumenty. Te ostatnie Niemca najbardziej zainteresowały. Kazał dziewczynie pozbierać rzeczy, a sam udał się do podporucznika. Hans siedział w swoim pokoju, czytając listy od jego przyjaciół, którzy opisywali swoje sukcesy. Słysząc pukanie do drzwi, wsunął kartki do szuflady i wstał, by otworzyć. 

- Panie Podporuczniku, przed bramą stała jakaś dziewucha. Czeka na dole. Tu są dokumenty - powiedział żołnierz, dając Hansowi papiery. Ten rzucił na nie okiem i zamarł. Oto pod jego nos,przyszła sama córka generała. Momentalnie  zszedł na dół, niezwykle zadowolony, do czasu, kiedy zobaczył dziewczynę. Bosa,z ubłoconymi nogami, w koszuli nocnej, z lękiem wypisanym na twarzy. Poczuł pieczenie na twarzy, matka zawsze mu powtarzała, że dżentelmenowi nie przystoi oglądać kobiet nieubranych. Starał się więc, unikać patrzenia na Basię, skupił się na jej twarzy, co było utrudnione, bo była ładną kobietą i ciężko było utrzymać wzrok w jednym miejscu. Basia z kolei, zarumieniła się całkiem. Ominęła fakt, że stała w domu pełnym wrogów, najważniejsze dla niej było, że stała w koszuli nocnej przed mężczyzną. Nastąpiła krępująca cisza, którą w końcu przerwał Hans : 

- Basia jak mniemam ? - kiwnęła głową - Twój wuj oddał Cię pod moją opiekę. Oczekuję, że dostosujesz się do zasad tu panujących. Zdrada i niedostosowanie się karane są śmiercią. Zrozumiałaś ? 

- Tak - odpowiedziała drżącym głosem. 

- Dobrze. Idź do kuchni, kucharka da Ci coś do jedzenia, a potem pójdziesz się umyć - Basia na galaretowatych nogach skierowała się w stronę pokoju, który wskazał Hans. Oto zaczęła się jej przygoda z wrogiem. 



Zdrada ma na imię BaśkaWhere stories live. Discover now